Francja – kraj szczególnie bliski, a jakże dziś „odległy” nam, Polakom

Nikogo nie powinno dziwić, że z tak ogromnym zainteresowaniem i troską, Polacy śledzą napiętą sytuację nie tylko w mieście nad Sekwaną, ale także wielu miastach tego, jakże przyjaznego nam do niedawna, kraju. Jesteśmy tam, jakby nie było, drugą co do wielkości diasporą polonijną po USA, liczącą obecnie około 1 000 000  rodaków, którzy z różnych powodów przywędrowali do kraju winnic, podobnie jak dziś emigranci z północnej Afryki czy Azji.

Już od XVIII wieku Polacy przybywali do Francji. Często zmuszała ich do tułaczki polityka, z którą nie potrafili się pogodzić. Nasi dziadkowie często też wędrowali za chlebem, szukając lepszego życia dla siebie i rodziny. Pamiętamy, jak to pod koniec XIX wieku do Francji przybywali studenci, a także literaci, aktorzy i artyści najróżniejszych estradowych profesji, szukając oparcia i lepszego pola do eksponowania swoich życiowych pasji. Ostatnią znaczącą falą emigracji była – jak wiadomo – tzw. emigracja solidarnościowa w latach 1981 – 82. Polacy stosunkowo szybko dostosowali się do kultury i obyczajów, panujących w tym kraju i choć nie było łatwo, co wielu Francuzów polskiego pochodzenia podkreśla, to jednak w miarę szybko „wtopili” się w krajobraz Paryża, Lyonu czy innych miast Francji. Wielu Polaków tam mieszkających często podkreśla, iż zanim jeszcze przyszło im przekroczyć granicę, starali się poznać kulturę i obyczaje Francuzów,  zdawali sobie także sprawę, iż niezbędne było i jest poznanie języka francuskiego. Innymi słowy Polacy jako goście, za wszelką cenę starali się nie utrudniać życia swoich gospodarzy a przeciwnie.

Paryż to już nie jest to miasto, które pamiętasz – wspomina przyjaciel, Polak na stałe mieszkający nad Sekwaną. Zdjęcia a także kilka krótkich filmików, ukazujących aktualny obraz stolicy Francji, niegdyś przepięknego miasta nad krętą rzeką, budzą dziś niesmak, wręcz czasami przerażenie i gdyby nie znane mi symbole aglomeracji, mógłbym przypuszczać, że to jakieś sfabrykowane materiały propagandowe. Już po chwili kolejny materiał ukazał mi zupełnie podobny do poprzedniego materiał z Marsylii i kilku jeszcze francuskich miast. Wszędzie góry śmieci, często w środku miast, a także dużych przemysłowych dzielnic, co przyprawia o mdłości. Co krok walające się materace, na których sypiają przybysze z różnych stron świata. Mnóstwo żebrzących  dzieci. Wszystko to w kraju mianującym się oazą walki o czyste powietrze i ekologię w ogólnym, szerokim tego słowa pojęciu. (Przy tym niepokój budzą słowa wypowiedziane przez prezydenta Francji, Emmanuela Macrona, nawiązujące do tego, że to niby nie uchodźcy, a Polacy stanowią zagrożenie dla rynku pracy między innymi także we Francji. Należy przy tym dodać, ciężko pracujący Polacy, czego raczej nie można powiedzieć o przybyszach z wielu krajów spoza UE).

Eksplozja gniewu, z którą ostatnio mamy do czynienia we Francji, to nie jakieś spontaniczne, niczego nie znaczące wybryki francuskiej młodzieży, a wyrażenie niezadowolenia Francuzów, ludzi w różnym wieku i o różnym poziomie, na ulice wyszli bowiem robotnicy, studenci, ludzie młodzi i osoby starsze. Niestety ulica jest najgorszym – lecz czasami bywa jedynym – sposobem na zademonstrowanie swojego niezadowolenia. To wtedy odkrywane są wszelkie słabości polityczne, tego rodzaju wystąpienia o często niezwykle dramatycznym przebiegu, to także dowód na brak porozumienia i chęci podjęcia dialogu strony rządowej ze społeczeństwem. Znane jest to zjawisko nam, Polakom, niejako z autopsji i to pewnie także dlatego z taką obawą i troską spoglądamy na dzisiejsze wydarzenia we Francji.

Fala emigracji z krajów o zupełnie odmiennej kulturze, zupełnie odmiennym od europejskiego sposobie myślenia, to był początek rosnącego niezadowolenia, do tego doszły niebawem  rosnące koszty utrzymania szarego obywatela, a przy tym pogarszający się standard życia oraz rosnące zagrożenie ze strony ludności, masowo przybywającej z różnych stron świata, ludności nie potrafiącej się dostosować do warunków, panujących w państwie, jakie ich przyjmuje. Żółte kamizelki, to nie ludziki, które pojawiły się znikąd – są to obywatele państwa, szczycącego się wysoką kulturą, domagający się powrotu do normalności – dodaje mój przyjaciel, który prosi o anonimowość – dlaczego?

Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami…

Warto dodać, że nie milkną także głosy, pełne obaw, z wielu sąsiadujących z Francją państw. W Belgii i Niemczech mieszkańcy borykają się z podobnymi problemami, co Francuzi i mają szczerze dość uchodźców, którzy mało, że nie chcą dostosować się do istniejącego porządku, to swoim zachowaniem często stwarzają poważne zagrożenie. Problem, narasta i tylko patrzeć, kiedy nie daj Bóg wybuchnie w podobnej formie, jak stało się to we Francji. Gość w dom – Bóg w dom – to prawda, jednakże obowiązkiem przybywających do nas z wizytą gości jest uszanowanie samego gospodarza i obyczajów w jego domu panujących, o czym przybysze powinni pamiętać.

Sygnały dochodzące do Polski ze strony naszych sąsiadów są wyraźnym ostrzeżeniem i należy się zastanowić, czy stać nas na to, by już za chwilę doświadczać tych samych, co ościenne kraje, problemów.

PS: Patrząc na powyższe fotki z Paryża – Polacy naprawdę są wszędzie tam, gdzie coś się dzieje…

Źródła: https://wwwgoogle.com/search?q=Macron+Polakach+&ie=utf-8&oe=utf-8&client

telewizjarepublika.pl/oburzające-macron-woli-we-francji-tzw-uchodźcow-od-cieżko-prac

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*