Entropia 13 1/2

Kaf

 

            Trzeba było jechać odebrać gotowe książki z drukarni. Kiedy skończył się druk i oprawa, zadzwoniłem po Hankę. Spod gilotyny wychodziły cieplutkie egzemplarze. Po drodze w samochodzie z uciechy wsadziłem jej rękę w majtki. Zacisnęła uda.

            “Zabierz tę łapę,” warknęła.

            Ale ogólnie była ukontentowana. Wieczorem zabrałem ją na koncert punkowy. Wyglądała na przerażoną. Grała kapela z Rosji. Antimelodix. Chłopaki świetnie wymiatali. Atmosfera była super. Nawet Hanka wydawała się wpisywać w klimat, ze swoimi wisiorami z Jablonexu, w miniówie i w lakierkach. W domu zaliczyliśmy szybki numerek, bo musiała odwieźć w nocy mamę, udającą się na plenerowy piknik modystów. Nie wiem, co tam projektowali – skóry z niedźwiedzia?

            Hanka chciała przyjechać do mnie następnego dnia. Przekonywała, że sama boi się spać w wielkim domu, z którym wiążą się niemiłe wspomnienia, związane z chorobą jej ojca. Przygotowała jakąś wałówkę. Podjechała po mnie samochodem do instytutu. Miałem tego dnia seminarium. Właśnie je skończyłem. Byłem wyczerpany. Podczas tych spotkań z kolegami badaczami, które potrzebne mi były do zaliczenia specjalizacji z doktoratu, borykałem się z wyżynami bezużytecznego idiotyzmu. Wychodziłem stamtąd zazwyczaj roztrzęsiony. Kiedy wkładałem rower do bagażnika saaba, natknąłem się na peta.

            “Co to za kiepy? Podobno się zmieniłaś, jesteś teraz inną osobą, zostawiłaś przeszłość i złe nawyki za sobą?”

            “Oj, to stare,” odpowiedziała. “Musiało skądś wypaść, gdzieś spod wycieraczki.”

            “Tak lubisz sprzątanie, a od pół roku wozisz kiepy w samochodzie?”

            “Czy byłeś też taki miły dla Mileny? Może dlatego z tobą nie wytrzymała.”

            Świadomie uderzyła w mój czuły punkt. Nie pozostałem dłużny.

            “Byłem milszy, ale ona mi się podobała,” sprowokowałem.

            Przy wejściu do teatru, gdzie miało odbyć się spotkanie ze znanym filozofem, w którym miał wziąć udział również mój promotor, Hanka zawiesiła się przy jakimś afiszu.

“O, popatrz, Anna Bolejn. Słyszałeś o niej historię, jak…”

Nie zdążyła skończyć. Pojawił się mój promotor ze sztabem mężczyzn w egzystencjalnej czerni. Hanka w czasie wykładu zadawała mi pytania, z których wynikało, że nie słucha. Ja szukałem odpoczynku od niej w fenomenologii. Po prelekcji udaliśmy się wszyscy do foyer teatru.

            “Husserl jest bardzo modny we Włoszech, gdzie studiowałem,” zacząłem niezobowiązująco pogadankę z uczonymi.

            “Tak? ” zaciekawił się wizytujący profesor.

            “Tak, ale Husserl pod koniec życia zaprzeczył tym wszystkim swoim teoriom, o których pan opowiadał. Powiedział, że w świetle doświadczeń totalitaryzmu początku dwudziestego wieku – a był Żydem w Niemczech, wiedział, o czym mówi – nie da się zrobić totalnej nauki.”

            “Jak to?” zaprotestował profesor. “Husserl zmarł przed wybuchem wojny.”

            “Ale zdążył jeszcze doświadczyć dzięki swojemu wychowankowi, Heideggerowi, zakazu wstępu do uczelnianej biblioteki.”

            “No tak,” zgodził się profesor. “A my dzisiaj jedliśmy z żoną wspaniałą gicz w restauracji. I jaki dobry film widzieliśmy w telewizji wieczorem.”

            Następnie zamówili w teatralnym barze dwie herbaty Lipton z cytryną. Na drugim planie, za nimi, zamajaczyła mi Hanka. Mieszała w filiżance kawę ze śmietanką.

            “Co ty robisz?” spytałem zaskoczony.

            “Zamówiłam sobie kawę.”

            “Widzę, że wracasz do klubowego życia. Wiesz, że światowy handel kawą i czekoladą opiera się na układach ekonomicznych ufundowanych w czasach kolonializmu?”

            “Co ty?”

            “Producent kawy, afrykański rolnik, który odwala całą czarną robotę, dostaje z tego dziesięć procent. Resztę zgarniają biurokraci z Nestlé, Jacobsa, Milki.”

            “Nie do wiary.”

            “Jesteś pasożytem klasy robotniczej. Ta dziewczyna tutaj musi ci usługiwać tylko dlatego, że nie urodziła się w takich luksusowych warunkach jak ty.”

            Wkurwiałem się, ale chodziło mi chyba głównie o peta w aucie, którego musiałem własną ręką wyrzucić, brudząc ją sobie psychicznie i światopoglądowo.

            “Współczujesz z jakąś tam kelnerką a nie ze mną, co tyle się znamy?”

            “Zawsze staję po stronie uciemiężonych.” I skierowałem się z powrotem na salę wykładową.

            Hanka poleciała za mną.

            “Co to ma znaczyć?”

            “Nic, tylko tyle, że jesteś teraz trochę bardziej po stronie burżuazji niż po mojej, niż kiedy przyszliśmy tu razem.”

            Hanka odwróciła się i pobiegła do szatni po swoje rzeczy. Ja poleciałem za nią. Profesorowie obserwowali, jak potoczą się wypadki. Na razie elita prowadziła. Kelnerka ślęczała za barem. Wybiegliśmy z Hanką na ulicę.

            “Nie wiedziałam, że aż tak cię to zdenerwuje. Zastanawiałam się przez chwilę, czy zamówić kawę czy herbatę. Ale uznałam, że wkurzysz się jednakowo.”

            “Super, zdecydowałaś się jednak mnie wkurzyć.”

            Wsiadłem na swój rower, który znajdował się u Hanki w bagażniku, i odjechałem. Kiedy dotarłem do domu, czekała przed nim Hanka. Miała przewagę.

            “Nie lubisz mnie! Ciągle coś ci się we mnie nie podoba. Muszę pogodzić się wreszcie, że nie zdołam spełnić twoich oczekiwań względem mnie.”

            “Nie ty mi się nie podobasz, ale wkurzają mnie porcelanowe bidety w twoim domu.”

            “Mój dom to ja. Ja taka właśnie jestem. Nie wiedziałeś tego? Muszę przyzwyczaić się, że nigdy cię nie zadowolę.”

            Staliśmy parę minut, ja z jednej, ona z drugiej strony płotu. Wreszcie wysiadła z auta i podeszła do mnie. Weszliśmy do budynku. Ja usiadłem w kuchni, a ona stanęła w kącie.

            “Pogódźmy się,” zaproponowała. “Przepraszam.”

            “Przeproś kelnerkę, nie mnie,” odparłem niewzruszony.

            “Jesteś skurwysynem. Nienawidzę cię!” zaczęła krzyczeć i płakać. “Jesteś chujowy. Kiedyś byłam tobą zauroczona. Ale teraz dosyć.” Nareszcie się uspokoiła. “Kawa już ze mnie zeszła,” powiedziała, “jestem czysta. To co, mogę się przespać u ciebie, w nogach? Jest mi już wszystko jedno.”

            Podszedłem do drzwi i uchyliłem je, sugerując, że może się wynieść – skoro jej wszystko jedno, to nie ma sensu się tu razem dalej męczyć. Wyszła bez słowa.

4 komentarze do “Entropia 13 1/2

  • 22/03/14 o 21:18
    Permalink

    Kumpel mi polecił Twoją powieść, zerknąłem na pierwszy odcinek i tak mnie zassało, że przeczytałem całość za jednym posiedzeniem. Naprawdę nieźle.

    Żałuję że nie byłem w 8 marca na spotkaniu w Literze, zadałbym Ci kilka pytań. Liczę na kontynuację;-).

    Odpowiedz
    • 23/03/14 o 21:03
      Permalink

      Dzięki! 28-mego robimy mały ewent. Zapraszam. Zostaw swój namiar, to ci podeślę szczegóły. Pozdro:)

      Odpowiedz
      • 04/06/16 o 11:20
        Permalink

        Witam,jestem zachwycony,tyle że strasznie mnie wkurza że mogę czytać tylko fragmenty w internecie.Gdzie mogę nabyć wszystkie twoje dzieła?Pozdrawiam.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*