DIAMENTOWY JUBILEUSZ – 60 LAT NA ŚCIEŻKACH KAPŁAŃSTWA. Ks. January Liberski

Wzorem ś.ś. Cyryla i Metodego, obrał misyjną drogę

i głosił prawdę o Bogu w języku cinyanja i cishuna –

 języku ich serca.

January Liberski urodził się 25. sierpnia 1934 roku w Lublińcu. Przyszedł  na świat jako najmłodszy z sześciorga rodzeństwa, w rodzinie Stanisława i Heleny Liberskich z domu Sztranc. Jako że ojciec Stanisław był właścicielem księgarni, młody January od dziecka obcował z książkami. Bliski kontakt z dziełami wielkich pisarzy i poetów z pewnością miał wpływ na jego chęć poznawania świata. Po zdaniu egzaminu dojrzałości, rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie, tam na swej drodze spotkał postać szczególną, bowiem jednym z jego wykładowców był sam ks. profesor Karol Wojtyła. 14. sierpnia 1957 roku to pamiętna data, od której to rozpoczęła się kapłańska droga ks. Liberskiego na krętych, lecz jakże pięknych ścieżkach misyjnej drogi.

Niebawem, jeszcze tego samego roku, przybył jako wikariusz do knurowskiej parafii. Przypadek sprawił, że patronami tego kościoła są święci Cyryl i Metody. Ksiądz January sprawował tam posługę do roku 1962, a był to czas dla parafii szczególny, bowiem w tym  czasie pracował nad wystrojem knurowskiej świątyni artysta rzeźbiarz Henryk Burzec. Młody podówczas wikary Liberski wraz z księdzem Henrykiem Loską podziwiali pracę twórczą artysty, a wikary wpatrując się z podziwem na rzeźby w kościele, powiadał, że są one niczym otwarta Biblia.

Młodzi knurowscy księża, być może za sprawą i wstawiennictwem dwóch patronów Europy i pierwszych słowiańskich misjonarzy, przejęli po nich pałeczkę  chrześcijańskich wędrowców i nauczycieli – sami także zapragnęli zostać misjonarzami. Zanim jednak doszło do powitania Czarnego Lądu, na którym to kontynencie ksiądz spędził bagatela – 40 pięknych misyjnych lat, od roku 1962 i przez trzy kolejne lata pasterzował w parafii w Rudzie Śląskiej – Halembie, z którą to parafią utrzymywał stały kontakt także wtedy, gdy  przyszło mu sprawować duszpasterską posługę w Afryce.

Parafia św. Mikołaja w Bielsku Białej była kolejnym przystankiem w misyjnym podróżowaniu księdza, tam też sprawował posługę jako kapelan szpitalny. W tym czasie ksiądz Liberski kieruje do biskupa Bednorza słowa prośby o skierowanie go na misje poza granicami Polski. Kolejny acz szczęśliwy przypadek zrządził, że w tym to czasie biskup Bednorz przebywał w Rzymie, tam podzielił się słowami księdza i jego prośbą z arcybiskupem Lusaki w Zambii, Adamem Kozłowieckim. Po tej rozmowie i trzech latach przygotowań ksiądz Liberski jako pierwszy ks. fideidonista* opuścił ojczyznę.

[…] Zgaszono światła i pasażerowie wygodnie usadowili się w fotelach. Mój kanadyjski sąsiad powiedział mi: Good night, father i oddał się w objęcia  Morfeusza. A ja? Czy mogłem spać? Nie, przecież opuszczałem Europę na dziesięć lat i rodziło się pytanie: kiedy ponownie przylecę do Europy, do Polski? […]. (Wybrany fragment cytat z książki: Ciągle słyszę afrykańskie tam – tamy wspomnienia śląskiego misjonarza, aut. ks. J. Liberski str. 12).

Zambia – początek misyjnej drogi i pierwsze szokujące wrażenie

W stolicy Zambii zaskoczyło księdza nowoczesne lotnisko. Gdzie tylko spojrzał, widać było przepiękne zdobienia ścian, wykonane z miedzi. Po chwili dotarło do księdza – no tak, przecież jestem w kraju, słynącym z wydobywania tegoż kruszcu. Wszystko tu było dla młodego misjonarza nowe, obce na początku i trudno zrozumiałe, domy na dachach których nie było kominów, no tak – przecież to Afryka. Nawet samo przekroczenie progu świątyni, co dla księdza nie powinno wiązać się z zaskoczeniem, także było czymś nieoczekiwanym.  Uderzyła księdza nie tyle skromność niewielkiego kościoła, co wręcz do perfekcji doprowadzona czystość wnętrza. I kolejne zaskoczenie, oto przed wejściem do kościoła widzi terenowy samochód policyjny. Czyżby przyjechali kogoś aresztować? Nie – odpowiada ksiądz, który towarzyszył świeżo upieczonemu misjonarzowi – policjanci przyjechali na mszę. W czasach, w których ksiądz Liberski opuszczał Polskę, widok funkcjonariusza reprezentującego Władzę Ludową wiązał się jedynie z problemami, a tu kolejne zaskoczenie.

W Zambii ksiądz Liberski pracował jako duszpasterz pomocniczy, jak się domyślał – znajomość języka angielskiego nie wystarczyła, choć ciągle pilnie zgłębiał wiedzę na jego temat, w tym samym czasie pilnie uczył się  języka miejscowego szczepu, co spotkało się z ogromną radością miejscowej ludności. Poza swoją duszpasterską służbą i bliskości, jaką okazywał swoim wiernym, ksiądz Liberski nazywany był także wielkim budowniczym. W Zambii dzięki jego zaangażowaniu i osobistemu poświęceniu powstało wiele szkół, kościołów i obiektów około-parafialnych. (Cdn.) 

Tadeusz Puchałka

Foto Autora

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*