ZROZUMIEĆ SPEKTAKL (2)

Proletariat, w rozumieniu Deborda, był i jest obiektem manipulacji różnych grup społecznych, których cele są niejasne (jak w kolektywnym anarchizmie), bądź służą utrzymaniu dominacji klasowej (jak w socjalizmie). Zarazem jednak dla Deborda to właśnie proletariat stanowi tę część społeczeństwa, która jest w stanie doprowadzić do odwrócenia (detournement) świata (postawienia go na nogi) i zlikwidowania rozdzielenia. Klasa ta, zdaniem autora, całkowicie zatraciła perspektywę swojej autonomii, swoje złudzenia, ale nie przestała istnieć (t. 114). Proletariat jest zatem „olbrzymią większością pracowników, którzy stracili wszelką władzę nad sposobem swojego życia”. Klasa ta zostaje wzmocniona przez zanik chłopstwa. W sferze usług zaś, w pracy umysłowej, rozwija się logika pracy fabrycznej. Stąd reprezentanci tego działu gospodarki zasilają szeregi współczesnego proletariatu (t. 114). Uzewnętrzniona siła tej klasy w postaci jej pracy, ale też i sił państwowych, partii politycznych, związków zawodowych, które sama stworzyła, aby uniezależnić się, w rzeczywistości uczestniczy w umacnianiu społeczeństwa kapitalistycznego (t. 114). Jeżeli zatem proletariat chce przezwyciężyć spektakl, to musi nieść ze sobą „rewolucję, która nie może zostawić nic na zewnątrz niej samej” (t. 114). Debord uważa, że „żadne ilościowe polepszenie jego nędzy, żadne złudne włączenie go do hierarchii, nie są trwałym lekarstwem na jego niezadowolenie”. Autor domaga się zatem zmiany jakościowej, zmieniającej człowieka i otaczający go świat. Co do form organizacji ruchu robotniczego (czy też raczej neoproletariackiego) wyraża się niejasno, mało precyzyjnie. Jest zdania, iż odpowiednią formą polityki miałyby być rady, tworzące następnie federacje. W skład tych ostatnich wchodziliby delegaci uprzednio wybrani na radach, którzy w każdej chwili mogliby być odwołani (t. 116). Co do jednego jest jednak Debord pewien – rewolucyjna organizacja będzie musiała przestać istnieć w momencie zniesienia społeczeństwa rozdzielonego (t. 120).

Debord przedstawia także w swoich rozważaniach proces zawładnięcia przez spektakl czasem i przestrzenią. Autor zauważa, że oba te wymiary podporządkowane zostały logice ekonomii. Dla Deborda czas i historia są nierozerwalnie związane z władzą (t. 132). Uważa, że to posiadacze czasu nadali sens historii. Wraz ze zwycięstwem burżuazji czas podporządkowany został produkcji ekonomicznej. Jest to, zdaniem Deborda, zarazem triumf przedmiotów. To właśnie seryjna produkcja towarów rozpoczęła proces zawładnięcia czasem. Natomiast klasa ludzi posiadających władzę, tworząca organizacyjne formy społeczeństwa, przywłaszcza sobie część dochodu, wypracowanego przez klasę robotniczą (wartość dodatkową) oraz „nadwyżkę czasu, wynikłą z organizacji czasu żyjącego”(t. 128). Stąd nierównomierna dystrybucja czasu wolnego staje się jednym z wymiarów mającej miejsce w społeczeństwie walki klas.

Czym zatem jest czas spektakularny? Zdaniem Deborda, ma on charakter pseudocykliczny (t. 148). W rzeczywistości jest konsumpcyjnym przybraniem czasu-towaru produkcji (t. 149). Społeczeństwo opanowane zostaje przez wakacje, rozrywki, które ukazywane są na dystans. Te spektakularne towary prezentowane są jako momenty realnego życia, w którym należy czekać na ich cykliczny powrót. Zdaniem autora to, co ukazywane było jako prawdziwe życie, okazuje się życiem tylko bardziej realnie spektakularnym (t. 153). Cykliczność całkowicie podporządkowana jest gospodarce, maksymalizacji zysków. I tak spektakl obfituje w różnego rodzaju pseudoświęta, których celem jest zwiększenie ekonomicznego obrotu (t. 154). Z tego też powodu u ludzi pojawia się nienasycenie, niespełnienie, co prowadzi do rozczarowania światem. Spektakl jest „fałszywą świadomością czasu” (t. 158).

Zdaniem Deborda konsumpcja i nowoczesne produkty zagospodarowują też przestrzeń. Naturalnie ludzkie otoczenie zostaje wzięte w posiadanie przez kapitalizm (t. 169). Urbanistyka jest zatem gigantycznym przedsięwzięciem, którego celem staje się podtrzymanie dominacji klasowej. Miejskie warunki produkcji niebezpiecznie zgromadziły w jednym miejscu masy robotników. Stąd wysiłki wszelkiej władzy skierowane są w utrwalenie atomizacji klas niższych oraz w utrzymanie porządku na ulicy. Tak ulica przestaje istnieć. Kapitalizm, aby osiągnąć całkowitą dominację, musi absolutnie przekształcić przestrzeń, tworząc z niej własną dekorację (t. 169). Jak zauważa M. Kwaterko: „Ulica była życiem miasta (miejscem rozmów, dyskusji, kawiarni, knajp, teatrów, itd. – przyp. Ł. K.). To życie zostało wyparte przez chłodną logikę witryn sklepowych, której pierwsze prawidło brzmiało: <<idealny czas przemierzania ulicy powinien być najmniejszym potrzebnym na kontemplację wystaw i ewentualnie – sprowokowanie wejścia do sklepu>>”. Zdaniem Deborda spektakl przyczynia się do zniszczenia środowiska miejskiego. Zapanowuje dyktatura samochodu. W krajobraz wpisuje się autostrada, przemieszczająca dawne centra i doprowadzająca do rozproszenia miasta. Przestrzeń organizuje się tymczasem „wokół <<fabryk dystrybucji>>, którymi są gigantyczne supermarkety, wzniesione w ogołoconej przestrzeni na cokołach parkingów” (t. 174). Spektakularnej urbanizacji Debord przeciwstawia jednostkową urbanizację. Otoczenie człowieka powinno być formowane zgodnie z jego potrzebami emocjonalnymi.

W spektaklu towarem jest także kultura. Staje się ona motorem ekonomicznego rozwoju (t. 193). Towarzyszy temu destrukcja języka, a co za tym idzie i komunikacji. Zdaniem Deborda ta sytuacja może być postrzegana oficjalnie za wartość pozytywną, chodzi przecież o ogłoszenie zgody na panujące status quo. Wszelka komunikacja między ludźmi zostaje zatem uznana za nieistniejącą (t. 192).

Sytuację tę ma ujawniać i negatywnie oceniać zaproponowana przez autora – teoria krytyczna. Ma być krytyką spektaklu, jego realnych warunków. Zarazem jednak nie oczekuje cudów od klasy robotniczej. „Zakłada ona nowe sformułowanie oraz realizację proletariackich wymagań jako przedsięwzięcie długofalowe” (t. 203). Owa teoria krytyczna nie może istnieć bez swojej praktyki (t. 203). Powinna się przekazywać w swym własnym języku. Miałby to być język dialektyczny – język sprzeczności, zarówno w swej formie, jak i treści. Język ten „nie jest negacją stylu, ale stylem negacji” (t. 204).

Aby zrozumieć spektakl, nie można zapomnieć także i o tym, że jest on zmaterializowaniem się ideologii; ideologii, która odniosła sukces dzięki produkcji ekonomicznej. Spektakl „miesza w praktyce rzeczywistość społeczną z ideologią, której udało się dopasować całą realność do swojego modelu” (t. 212). Ta zmaterializowana ideologia pozostaje bez nazwy, nie ma też określonego programu historycznego. Sprowadza się zdaniem autora do konstatacji, że „historia ideologii jest skończona” (t. 213).

Jednostka charakteryzuje się w świecie nowoczesnego kapitalizmu swoistym autyzmem (t.  217, 218). Zdaniem Deborda stanowi to konsekwencję wcielenia w życie [każdego] systemu ideologicznego. Prowadzi to do „zubożenia, podporządkowania i zaprzeczenia rzeczywistego życia”(t. 215). Spektakl jest zatem „materialnym <<wyrazem rozdzielenia i oddzielenia człowieka od człowieka>>”(t. 215). Bierne znoszenie tego losu, codziennej obcości prowadzi nieuchronnie do szaleństwa. Człowiek ucieka do technik magicznych, do iluzji. Jego odpowiedzią na komunikację bez odpowiedzi staje się konsumpcja towarów. „Potrzeba naśladowania, której doznaje konsument, wiąże się ze zdziecinnieniem, spowodowanym przez wszystkie aspekty jego funkcjonalnego wywłaszczenia” (t. 219).

Debord proponuje zerwanie z materialnymi podstawami odwróconej rzeczywistości, z ekonomią, która jest celem sama dla siebie. Na tym, jego zdaniem, polega „samowyzwolenie naszej epoki”(t. 221).

Poglądy Guy Deborda, przedstawione przeze mnie powyżej, stanowią bezkompromisową i radykalną krytykę współczesnego systemu kapitalistycznego. Autor sięga do samych źródeł teorii krytycznej, inspiruje go anarchizm oraz marksizm.

Debord przedstawia inny obraz systemu, niż ten, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Neoliberalne gloryfikacje kapitalizmu zazwyczaj przemilczają jego negatywne skutki, a jeżeli już nawet o nich wspominają, to wszelkie patologie i dysfunkcje spisują na barki społeczeństwa. Stąd już niedaleko do sformułowania, że tak naprawdę to system jest w porządku, zawiedli tylko ludzie.

Poglądy Deborda wyrastają z niezadowolenia, niezgody na dehumanizację człowieka. Ostrze swojej krytyki kieruje nie tylko wobec kapitalizmu, ale również wobec nieodpowiedzialnych pomysłów przebudowy tego systemu. Autor nie boi się atakować Lenina, Trockiego, Mao a nawet anarchizmu. Zauważa bowiem, iż jakakolwiek nieprzemyślana próba doprowadzenia do zmiany społecznej szybko może się przeobrazić w nowe zniewolenie (jak to miało miejsce w przypadku bolszewizmu). Jednocześnie Debord nie zgadza się również na istniejący porządek rzeczy. Nowe niewolnictwo może wygląda lepiej i jest, dzięki obfitości towarów, bardziej znośne, ale pozostaje tylko i wyłącznie niewolnictwem. Współczesny proletariusz płaci wysoką cenę za to, że udostępniono mu miejsce przy stole (mimo, że dostaje z niego i tak resztki) – otóż musi on bezwzględnie podporządkować się logice ekonomii, ograniczyć swoje pragnienia, marzenia… System-spektakl myśli zaś w gospodarczych kategoriach zysku-straty. Ci, którzy są dla niego zbędni – przestają w zasadzie istnieć, spychani są na margines.

Debord chce, aby ludzie zrzucili w końcu kajdany. Jego zdaniem aktualny poziom rozwoju sił wytwórczych społeczeństwa pozwala na to, aby ludzie oddali się samorealizacji, zabawie. Zamiast pracy proponuje „spełnianie się”. Pociągałoby to za sobą zmiany w osobowości, psychice. Podporządkowany, sztywny, nienasycony i często gdzieś w głębi nieszczęśliwy człowiek wszedłby wreszcie na drogę rozwoju. Nie oznacza to natychmiastowego szczęścia. Trzeba zauważyć jednak, że droga wolności, samorealizacji i spontaniczności jest zdecydowanie lepsza od biernej pozycji „widza” w systemie. Innymi słowy, autor proponuje ruch, aktywność, bez których nie ma niezależności, w przeciwieństwie do bezruchu, bierności, proponuje życie przeciw nie-życiu.

W jego rozważaniach szczególne miejsce zajmuje poszukiwanie podmiotu historycznego, od którego mogłyby rozpocząć się zmiany. Uważa, że taką rolę powinna pełnić klasa robotnicza. Debord próbuje określić jej współczesny charakter. Zauważa, iż w ciągu stu lat miało miejsce wiele negatywnych zjawisk, rozbijających jedność ruchu robotniczego. Do tych czynników zaliczyć można: zdradę teoretyków-ideologów, bankructwo ideowe socjaldemokracji, bolszewizm (szerzej cały ruch komunistyczny), czy wreszcie „zburżuazyjnienie” robotników. Kim są zatem współcześni proletariusze? Sądzę, że odpowiedź na to pytanie ukazuje słabe strony teorii Deborda. Nie potrafi bowiem skonkretyzować, czym jest nowy proletariat i czy w ogóle coś takiego, w sensie klasowym, istnieje. Dla niego, tak przynajmniej mi się wydaje, współczesnymi przedstawicielami klasy robotniczej stają się zarówno pracownicy fizyczni, jak i pracownicy umysłowi zatrudnieni w usługach. Jak zauważa autor „Społeczeństwa…”, również i do tego sektora przeniknęła logika pracy fabrycznej. Nawet, jeżeli zgodzimy się z tym niezbyt precyzyjnym określeniem klasy, to i tak musimy zauważyć, iż jest to tylko klasa-w-sobie, klasa, która nie posiada świadomości swej odrębności – i co więcej – nic nie wskazuje, aby taką świadomość w najbliższym czasie uzyskała. Okazuje się też, że książka Deborda ma niewielki wpływ na ruch robotniczy. Pomimo zarzutów autora, skierowanych pod adresem niektórych intelektualistów (m.in. Lukacsa), jakoby pozostawali oni na zewnątrz tego ruchu, to również i on sam zajmuje identyczną pozycję. Debord od początku był przekonany, iż jego utwory będą miały charakter elitarny i trafią do wąskiej grupy odbiorców. Stąd też idee tego sytuacjonisty okazały się wpływowe w zasadzie tylko w środowiskach studentów, artystów czy intelektualistów.

Moim zdaniem, zasługą Deborda jest to, że jego krytyka nie personalizuje kapitalizmu, nie utożsamia go z konkretnymi osobami, burżujami. Za błędy tego systemu oskarża przede wszystkim charakterystyczne dla niego mechanizmy, nieodłącznie związane z maksymalizacją zysków. Konkurencja zmusza do doskonalenia procesów zarządzania, produkcji, reklamy. To zaś wymaga coraz większej dyscypliny, którą kapitalizm narzuca pracownikom. Współcześnie nie odczuwamy tak silnie zniewolenia. Wydaje nam się, iż jesteśmy bardziej wolni. To, zdaniem Deborda, właśnie dzięki przetrwaniu polepszonemu możemy bez wątpliwości przyjmować świat iluzji – świat spektaklu. Wybór ogranicza się do wyboru Coca-Coli bądź Pepsi, McDonalda bądź KFC, itd. Pozostajemy w każdej chwili niewolnikami systemu.

To, co u Deborda zadziwiające, to jego wiara i optymizm, z jakimi podchodzi do jakościowej zmiany społeczeństwa. Zakłada bowiem, że ludzie, uświadomiwszy sobie charakter spektaklu, podejmą walkę („rewolucję”) o bardziej godne i szczęśliwe życie. Autor nie bierze pod uwagę faktu, iż wcale tak być nie musi. Czasami łatwiej jest żyć w iluzji, niż zmagać się z ciężarem prawdy. Poza tym wolność i związana z nią odpowiedzialność dla niektórych bywają zbyt dużym obciążeniem. Mimo wszystko mam nadzieję, że kiedyś nastąpi czas, gdy ludzie będą mogli się spełniać, realnie żyć.

 

Łukasz Kutyło

 

Przypisy:

1.Piotr Rymarczyk, Polscy anarchiści wobec kapitalizmu, w: „Lewą Nogą” nr 10, s. 119;

2.Anka Ptaszkowska, Posłowie od tłumacza, w: Społeczeństwo spektaklu, s. 119;

3. Ibidem;

4.Wszystkie przypisy ze Społeczeństwa… pochodzą z tejże książki, wydanej przez Wyd.  „słowo/ obraz / terytoria”, Gdańsk, 1998;

5.M. Kwaterko, Przyczynek do ostatecznej krytyki ekonomii politycznej, „Rewolta” nr 8.

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*