Uniwersalne bezprawie (3)

Pewnego dnia na drodze drobnego przedsiębiorcy stanął Codie Docheff – właściciel Mountain Park Concrete, firmy zajmującej się handlem cementem i prefabrykatami z betonu. Ów osobnik z szerokimi znajomościami wśród władz lokalnych postanowił złożyć Marvinowi propozycję. Grand Lake miało stać się miejscem, gdzie powstanie cementownia. Akurat tam, gdzie stał warsztat Marvina. Kupił więc okoliczne tereny i złożył Heemeyerowi propozycję – 250 000 w twardej walucie za jego ziemię. Mężczyzna wstępnie się zgodził, bo pamiętał, że ziemia kosztowała go tylko  42 000 dolarów, ale trzeba dodać jednak warsztat, dom i ewentualne nakłady na wyniesienie się z biznesem w inne miejsce! Marvin rzucił na stół propozycję – 375 tysięcy.

Rok 2001 był bardzo przykry dla małego przedsiębiorcy, bowiem miasto lobbowało na rzecz dużej inwestycji, a Heemeyer powoli stawał przed wizją braku drogi dojazdowej do swojej posesji. Plany zakładały budowę fabryki cementu w miejscu, w którym odcięłaby jedyną drogę dojazdową do zakładu Heemeyera. Wcześniej Heemeyer odrzucił propozycje odkupu działki za niebotyczne pieniądze od powstającej cementowni i bezskutecznie zabiegał o pozostawienie drogi dojazdowej i składał liczne apelacje od decyzji, jednak Ratusz niezmiennie sprzyjał budowie fabryki, a także jawnie krytykował postawę Marvina za pośrednictwem lokalnych mediów, skazując go na wewnętrzną banicję. Po przegranej właściciel zakładu postanowił nie poddawać się i zaczął zabiegać o zbudowanie nowej drogi dojazdowej do jego posesji, jednak i ten wysiłek skończył się niepowodzeniem. W 2001 roku rada Granby wydała pozwolenie na budowę cementowni. Mężczyzna stanął przed groźbą bankructwa a ciągnik, który kupił do równania drogi – Komatsu D335A – za kilka lat spełnić miał zupełnie inne zadanie. Urzędnicy postanowili pokazać mechanikowi, kto tu rządzi. I zaczęło się nękanie. Nakazano mu na przykład podłączyć warsztat do sieci kanalizacyjnej – czego zrobić nie mógł, bo musiałby położyć rury na ziemi Docheffa, na co ten nie wyraził zgody – a potem ukarano go mandatem za to, że tego nie zrobił. Wystawiano mu też notorycznie mandaty za to, że obok jego warsztatu samochodowego stoją… zdezelowane samochody, szykowane do naprawy. Do władz hrabstwa wkrótce wpłynął wniosek o zmianę planu zagospodarowania ziemi, należącej do Docheffa – cementownia miała pełnie prawa się budować. Marvin od razu zaczął protestować. Bowiem nie tylko miałby ją pod oknami, ale straciłby również jedyną drogę, jaką można było dojechać do jego warsztatu, co dosyć istotnie wpłynęłoby na ilość klientów.

W roku 2004 roku przestał się kopać z koniem. Przegrał! Jego ojciec nie wytrzymał napięcia w rodzinie i zmarł a narzeczona przyłapana została w łóżku z innym. Rok 2004 był jednak dla zdesperowanego mężczyzny rokiem radykalnych działań! Heemeyer sprzedał swoją ziemię. Nie Docheffowi, a firmie zajmującej się wywózką śmieci, której brakowało miejsca na kolejne wysypisko. A za uzyskaną kwotę – mniejszą od tego, co wcześniej oferował Docheff – spłacił wszystkie swoje długi. Zostawił sobie tylko resztki z tego, co zostało z warsztatu i potężny spychacz. Na długie godziny znikał wówczas w budynku, oddając się bez reszty szalonemu projektowi.

Komatsu D335A to maszyna pięćdziesięciotonowa. Heemeyer zespawał z blachy stalowej o grubości pół cala skrzynki, które następnie wypełnił 30-centymetrową warstwą cementu. A potem dospawał je do buldożera, tworząc tym samym improwizowany pancerz. W ściankach zostawił tylko małe otwory strzeleckie. Widok zapewnić mu miały trzy kamery, osłonięte kilkunastocentymetrową warstwą plastiku balistycznego. W środku pojazdu zgromadził zapasy żywności i wody, butlę ze sprężonym powietrzem, która miała tworzyć nadciśnienie, nie pozwalając tym samym dostać się tam gazom, których użycia przez policję się spodziewał. Wsadził do środka także całkiem pokaźny arsenał – karabin snajperski Barret, karabinki FN FNC i Ruger Mini-14, a także pistolet Kel-Tec P-11 i rewolwer Magnum 357. Udoskonalenia maszyny budowlanej ważyły ponad 30 ton i z cywilnego pojazdu zrobiły wojskowego potwora. 4. lipca 2004 roku, w Dzień Niepodległości, najważniejsze święto Amerykanów, szczególnie celebrowane w małych miasteczkach USA – Heemeyer wysmarował pancerz olejem, aby trudniej było się na niego wspiąć. Następnie wsiadł do środka i przy pomocy dźwigu zamknął ważący ponad tonę właz. Dla miasteczka Grand Lake i jego decydentów nie było już odwrotu. To miał być smutny i trudny dzień ludowej zemsty i ostatecznego sądu człowieka, gnębionego przez system.

Tuż po godzinie piętnastej Heemeyer wyjechał przez ścianę swojego warsztatu. Pierwszą ofiarą jego zemsty był budynek cementowni. Właściciel myślał, że spychacz można zatrzymać maszyną budowlaną. Przeliczył się i pod gąsienicami zmiażdżony został pojazd jak i cała cementownia! Gdy buldożer znajdował się na terenie Independent Gas Co., władze wysłały w jego kierunku dwie zgarniarki. Jedna z nich zablokowała mu wyjazd, tak aby policja mogła oddać strzał z broni ciężkiej. Heemeyer zawrócił i próbował wyjechać z zakładu inną drogą, a potem ruszyć po stoku, znajdującym się wzdłuż drogi. Kiedy mu się to nie udało, ruszył w stronę zgarniarki. Pomimo, że kierowca z całych sił próbował go zatrzymać, Marvin zepchnął go na bok i odjechał. Kilka minut później zgarniarka zablokowała Heemeyerowi drogę wstecz podczas burzenia sklepu Gambles. Heemeyer ruszył przed siebie, burząc ścianę budynku. Gdy akcja dobiegała końca, służby wykorzystały inny buldożer, Catepilar D9.

KilldozerMegadozer i Armageddon Tank – jak nazwano zmodyfikowaną maszynę – czyli Komatsu D335A ruszył na łowy. Heemeyer zdemolował dom byłego burmistrza, sędziego, siedzibę władz hrabstwa, potem firmę, należącą do jednego z radnych. Łącznie – 30 budynków. I kilkanaście samochodów, bo manewrowanie ważącym kilkanaście ton buldożerem po wąskich ulicach nie należy do najłatwiejszych zadań. Policja jak i oddziały specjalne pojawiły się bardzo szybko. Pojazd ostrzeliwano z broni krótkiej i maszynowej. Bez skutku! Bezskuteczne okazały się również granaty hukowe, a nawet ładunek C4, używany zazwyczaj do wysadzania drzwi, którego próbowali użyć przybyli na miejsce antyterroryści. Żaden policjant nie chciał podchodzić blisko i stać się ofiarą ostrzału z broni, zgromadzonej wewnątrz pojazdu. Heemeyer celował tak, by nikt nie zginął i to mu się udało. Zniszczeniu uległa tylko infrastruktura miasteczka!

Po mniej więcej godzinie było po wszystkim. Heemeyer wjechał przez ścianę do sklepu z narzędziami należącego do innego z radnych. Niestety strop nad piwnicą nie wytrzymał nacisku Killdozera i się załamał pod jedną z gąsienic, unieruchamiając ją na amen. Minutę później antyterroryści, którzy zdążyli go otoczyć, usłyszeli ze środka stłumiony strzał. Ponieważ obawiano się (bezpodstawnie, jak się okazało), że buldożer może być zaminowany, przewieziono go z dala od miasta i tam przystąpiono do prób otwarcia kabiny. Dopiero około 2. w nocy policjanci z pomocą palnika wycięli dziurę w miejscu, gdzie zainstalowana była kamera i weszli do środka. Wówczas z pomocą dźwigu wydobyto ciało Heemeyera.

Na prośbę rodziny pogrzeb mechanika odbył się w odosobnionym miejscu, a jego maszynę pocięto na drobne kawałki tak, by nie stała się relikwią dla innych, wkurzonych na władzę. Wkrótce potem zaczęło się zohydzanie Marvina. Policja, która od razu po zdarzeniu mówiła prawdę, że mężczyzna nie chciał nikogo zabić, zaczęła twierdzić, iż kilka z piętnastu, wystrzelonych przez Marvina pocisków, trafiło w skład butli z propanem-butanem, co mogło wysadzić całe miasteczko w powietrze. Nie wiedzieli biedacy, że takie butle – wbrew temu, co pokazują hollywoodzkie filmy – wcale tak łatwo nie wybuchają. Pismacy natomiast ukuli teorię, że w staranowanych budynkach mogli znajdować się ludzie. I mogli nie usłyszeć policyjnych syren, ryku sześciocylindrowego diesla, chrzęstu gąsienic, wystrzałów z broni palnej itp. Toteż mogli nie zdążyć uciec przed poruszającym się z prędkością… 6 kilometrów na godzinę spychaczem.

Marvin Heemeyer nie stał się ikoną pop cultury (może by sobie nawet tego nie życzył), bo była to walka samotnego człowieka z bezdusznym systemem, jaki firmowali lokalni urzędnicy, a nie z konkretnymi ludźmi! Jedyny ślad po mechaniku został w punkowym songu zespołu Shorebirds – The Ballad of Marvin Heemeyer  i w rosyjskim filmie, inspirowanym wydarzeniami w USA – Lewiatan – nominowanym w roku 2014 do Oscara dla filmu nieanglojęzycznego.

Dwie płcie… Kraje, w których rzecz się dzieje, leżą na osobnych półkulach, ale zdarzenia łączy fakt znamienny: sąsiad, który – jak mawiają – ma plecy. W przypadku pani Bożeny nie pomogły łzy, groźby i prośby. Ludzie z „urwanym deklem” zatruli jej życie do tego stopnia, że wpędzili kobietę w depresję, a jej majątek tylko cudem (bo ktoś odkupił od niej nieruchomość obarczoną taką historią) został uratowany! Podobno sądy w Polsce są niezależne, a tylko zła władza Prawa i Sprawiedliwości ciągle czyha na ich krystaliczną i dziewiczą uczciwość. Przez lata pani Bożena nie dostała żadnej pomocy od wymiaru sprawiedliwości, a tylko jeździła jak szalona na kolejne rozprawy po całej Polsce, będąc a to świadkiem, a to oskarżoną w setkach spraw, wytaczanych przez osobę niewątpliwie chorą psychicznie… Rodzina Kościuszków wygrała. Wygrała, bo jest sitwą i jest w sitwie kolesi, którzy wiedzą jak unikać kryminału, innym zaś skutecznie zatruwać życie. Koniec kropka.

Przypadek Marvina z Grand Lake w USA, choć tragiczny, pokazuje inny wymiar walki z niesprawiedliwością i to walki na tyle skutecznej, że aż destrukcyjnej. Marvin odebrał sobie życie i również przegrał, tracąc swój dorobek i ukochaną kobietę! Wygrał jednak, bo zostanie zapamiętany jako ten, kto nie dał się rozjechać lokalnym układom, zostając z depresją w noclegowni zupełnie sam. Marvin po prostu zrównał majątki swoich oprawców z ziemią, im samym niczego nie robiąc! Jakaś sprawiedliwość zaistniała!

 

Roman Boryczko,

październik 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*