UKARANI ZA BIEDĘ

images (1)Według danych Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej w 2012 r. blisko osiemset dzieci zostało zabranych z rodzinnych domów z powodu panującego w nich ubóstwa. W rzeczywistości ta liczba jest zaniżona.Faktyczny rozmiar zjawiska jest ukryty, gdyż często jako przyczyna odbierania dzieci biednym rodzicom podawany jest na przykład „brak umiejętności wychowawczych”. To skandal tym większy, że rodzice w desperacji nierzadko sami zwracają się do opieki społecznej po pomoc. W zamian dotyka ich największy dramat – oni i ich dzieci są nieludzko karani za często niezawinioną biedę.Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w 2012 r. poniżej poziomu skrajnego ubóstwa żyło w Polsce ponad 6,7 proc. obywateli. Ponadto poniżej ustawowej granicy ubóstwa, czyli poniżej progu interwencji socjalnej, żyło 7 proc. osób, nieco więcej niż w 2011 r. Ale dane procentowe i w tym względzie nie są miarodajne: zależą od przyjętej metodologii. Otóż w październiku 2012 r. zrewaloryzowano i podwyższono próg wyznaczający ustawową granicę ubóstwa. Został on obliczony na 542 zł miesięcznie na osobę. Ten wcześniejszy wynosił 477 zł. Gdyby podwyższony próg wprowadzono w styczniu 2012 r. i według niego przeprowadzono badania, to odsetek osób żyjących w biedzie w skali kraju wyniósłby ponad 13 proc.! Za pomocą sprytnego zabiegu metodologicznego zwalczono ponad dwucyfrową biedę w kraju. Ale jak długo będą się udawały takie sztuczki, które są bardzo na rękę rządzącej ekipie?Na polskie ubóstwo składa się wiele zjawisk. Długofalowo wciąż płacimy za model transformacji oparty na „szokowej terapii”, który uprzywilejował nowe elity, nierzadko postkomunistycznej proweniencji, ale trwale zaszkodził biedniejszej części polskiego społeczeństwa. Uboższych terapia zaczęła wykańczać. Częściami składowymi rodzimego ubóstwa są przede wszystkim dwucyfrowe bezrobocie, często o strukturalnym charakterze, brak stabilności życiowej, poważne problemy mieszkaniowe. Osiedla kontenerowe, czyli blaszane slumsy, w których gnieżdżą się całe rodziny na obrzeżach miast, nie wzięły się znikąd. Chętnie podkreśla się patologiczny charakter ubóstwa, zapominając, że w realiach strukturalnego bezrobocia negatywne zjawiska w rodzinach są często skutkiem, a nie przyczyną biedy.W skali kraju wysoki poziom ubóstwa oznacza, że w trakcie ponad dwóch dekad przemian całe regiony (szczególnie prowincjonalnej Polski) zostały trwale upośledzone cywilizacyjnie. Socjologowie ubóstwa potwierdzają fakt, że bieda w III RP dotknęła przede wszystkim rodzimą wieś, nie tylko popegeerowską. W 1998 r. GUS podawał, że w skrajnym ubóstwie na wsi żyło 8,7 proc. jej mieszkańców, gdy w mieście 3,3 proc. (podaję za pracą „Lata tłuste, lata chude… Spojrzenie na biedę w społecznościach lokalnych”, red. Katarzyna Korzeniewska, Elżbieta Tarkowska, Warszawa 2002). Ta tendencja nie ulega zmianie, gdyż model naszej transformacji wciąż skupiony jest na rozwoju uprzywilejowanych centrów, nielicznych wielkich miast, istotnych z punktu widzenia biznesu i polityki. Cała reszta jest mało interesująca dla nowych elit. Skutkuje to dalszym dziedziczeniem biedy i utrwalaniem bezradności społecznej wśród najuboższych. Podobnie jak bezrobocie skala ubóstwa rośnie powoli, ale systematycznie. Brakkapitału materialnego pociąga za sobą deficyt kapitału kulturowego. Nasilają się negatywne zjawiska związane z masową pauperyzacją i „szykanowaniem biedy”. Ich pochodną jest właśnie stosunkowo nowy obyczaj, który utrwalił się za czasów rządów PO. Mówiąc wprost: odbieranie rodzicom dzieci z przyczyn materialnych to jeszcze jedna, bardzo perfidna forma wykluczenia społecznego, dokonywana rękoma urzędników państwowych. Milczące założenie, że biedni rodzice są równocześnie złymi rodzicami, to bardzo typowy objaw przemian kulturowych zachodzących w Polsce: bogaci są dobrzy, biedni – źli.
Co istotne, jedną z najbardziej zagrożonych biedą grup są w naszym kraju dzieci i młodzież. Otóż wśród osób poniżej 18. roku życia wskaźnik zagrożenia skrajnym ubóstwem wynosi 9 proc. Wiąże się to z faktem, że nader liczną grupę wśród ubogich stanowią rodziny wielodzietne – poniżej minimum egzystencji żyje blisko 27 proc. rodzin z czwórką lub większą liczbą dzieci. I nie istnieje żadna efektywna forma pomocy publicznej dla nich – polityka społeczna w Polsce istnieje w szczątkowej formie. III Rzeczpospolita w zdecydowanie większym stopniu wspiera – także przez swoją politykę fiskalną – zagraniczny biznes oraz nową oligarchię niż obywateli w trudnej sytuacji życiowej.Na nowe tendencje związane z „ubóstwem po polsku” zwracała uwagę prof. Stanisława Golinowska w wywiadzie dla „Nowego Obywatela”. Mamy dziś do czynienia ze zjawiskiem dobrze znanym w Stanach Zjednoczonych. Mowa o tzw. working poor, pracujących ubogich. Prof. Golinowska twierdzi: „Ten rodzaj ubóstwa wzrasta szczególnie w warunkach elastycznego rynku pracy, gdy różne nowe formy prawne stosunku pracy pozwalają obejść wymagania dotyczące płacy minimalnej. W ciągu ostatniej dekady zaczęto w Polsce stosować na masową skalę takie umowy, zwane śmieciowymi, szczególnie wobec osób młodych, wchodzących na rynek pracy. Dzięki temu stopa bezrobocia ma obecnie w Polsce rozmiar »kontrolowany«, ale w statystyce niestabilnych umów o pracę osiągnęliśmy pierwsze miejsce w Europie, czego konsekwencją stał się wzrost wskaźnika ubóstwa wśród pracujących”. Ta tendencja będzie bardzo trudna do odwrócenia, szczególnie że bardzo mocno wiąże się ze słabością naszej gospodarki i kolonizacją polskiego rynku przez zagraniczny kapitał.Wróćmy do kwestii dzieci odbieranych rodzicom z powodów biedy. Jakkolwiek ogólne tendencje rysują się pesymistycznie, akurat w tej materii wiele zależy od polityki państwa i racjonalnego administrowania zasobami finansowymi w ramach wsparcia publicznego. Wsparcie finansowe, które dziś płynie do domów dziecka i rodzin zastępczych, może być przecież kierowane wprost do rodzin ubogich, właśnie do tych, które tracą dzieci tylko dlatego, że mają problemy finansowe, a nie są dotknięte poważnymi dysfunkcjami. Zajmuje się już tą sprawą sejmowa komisja do spraw polityki społecznej i rodziny. Ale potrzebny jest stały nacisk społeczny i ciągłe monitorowanie sprawy przez niezależne od władzy media. Inaczej nasze państwo wciąż będzie karało ubogich za błędy transformacji.
Krzysztof Wołodźko jest dziennikarzem „Nowego Obywatela”, stałym współpracownikiem tygodnika internetowego „Nowa Konfederacja”.

za niezalezna.pl opublikowano bez zgody autora

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*