Tożsamość narodowa mniejszości polskiej na Wileńszczyźnie (8)

 

Stosunki polska mniejszość narodowa – państwo litewskie

Motuzas w wywiadzie udzielonym Jackowi Komarowi w roku 1999 tłumaczył, iż dla wspólnot mniejszościowych państwo litewskie przeznacza rocznie pół miliona litów. Przyznaje on, że nie jest to wiele, jeśli weźmie się pod uwagę, iż na inne programy, nieraz o znikomym znaczeniu społecznym przeznacza się trzy – cztery razy więcej[1]. Jednocześnie sprzeciwia się refleksjom polityków łotewskich i estońskich, którzy zastanawiają się, „czy finansowanie mniejszości w ogóle ma sens”, według nich, sprzyja to tworzeniu się swoistej enklawy, getta narodowego. Obawy te Motuzasowi wydają się bezpodstawne, gdyż finansowane przez rząd litewski projekty nie mają na celu izolacji czy politykowania, a działalność zdecydowanej większości z trzydziestu dziewięciu zarejestrowanych organizacji mniejszościowych na Litwie ma charakter humanitarny. Motuzas uważa, że organizacje polskie na Litwie są potrzebne, ponieważ: „Jeśli człowiek zna swoją kulturę, historię swojego narodu, to tym bardziej szanuje państwo, w którym mieszka, staje się jego patriotą”[2].

Ananas Valionis w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi Salonu Polskiego stwierdził, że jeśli chodzi o pojednanie – choćby symboliczne – między mniejszością polską a ludnością litewską, to wydaje się, iż jeszcze długo przyjdzie na nie poczekać. Jako przykład podaje przypadek z listopada 1999 roku, kiedy to odsłonięto w Sejnach pomnik biskupa-poety, Antanasa Baranauskasa, żyjącego na przełomie XIX i XX wieku. Litwini niezwłocznie nazwali go polakofilem, Polacy zaś litwomanem, jeszcze inni twierdzili, że był agentem caratu. Spowodowało to protestowały środowiska polskiego w Sejnach, wybuchła kolejna „wojna pomnikowa”. Podsumowując, rozmówca stwierdził, iż „po obu stronach są radykałowie, co budzi obawy, że zamiast pojednania dojdzie do kolejnych dyskusji i sporów”[3].

Według dziennikarki Gazety Wileńskiej, Lucyny Dowdo, za uzewnętrznienie braku tolerancji wobec mniejszości polskiej może uchodzić konferencja, zorganizowana w Sejmie Litewskim na temat praw człowieka i samorządności lokalnej, na której dyskutowano głównie o tym, kto kogo bardziej krzywdzi w powiecie wileńskim – Litwini Polaków czy odwrotnie[4]. Spotkanie przekształciło się w wymianę wzajemnych zarzutów między przedstawicielami Vilniji[5] i samorządu rejonu wileńskiego. Przy tym kwestie, jakie szkoły i zespoły ludowe są na Wileńszczyźnie lepiej finansowane – polskie czy litewskie – należały do problemów najpoważniejszych i najszerzej dyskutowanych. Mówiono także obszernie o łamaniu praw mniejszości litewskiej w Rudaminie[6].

Pytając o rozwiązanie konfliktu na linii mniejszość polska – państwo litewskie, ważna wydaje się być wypowiedź dziekana Wydziału Historii Uniwersytetu Wileńskiego. Główne zadanie historyka Alfredas Bumblauskas[7] widzi w analizie dziejów historycznych różnych grup kulturowych, mieszkających na terenie Wileńszczyzny. Zdaje on sobie sprawę, że niemożliwe jest wypracowanie wspólnego dla wszystkich poglądu na określone wydarzenia historyczne. Przedstawiciele różnych narodowości i warstw społecznych określone sytuacje widzą w różny sposób. Rozwiązanie konfliktów mniejszości z ogółem ludności rysuje Alfredas Bumblauskas „w oparciu się nie na tolerancji, lecz na fundamentalnej tolerancji, która by polegała między innymi na zamienieniu się skórami, na spojrzeniu na fakty historyczne z punktu widzenia oponenta”[8].

Definicja słownikowa słowa „tolerancja” zamieszczona przez Jarosława Cytryńskiego na łamach Gazety Wileńskiej brzmi następująco: szacunek dla cudzych poglądów, wierzeń, upodobań różniących się od własnych; wyrozumiałość, pobłażanie wobec jakiegoś zjawiska. Na Litwie sporo mówi się o tolerancji wobec mniejszości narodowych, Cytryński stwierdza, że niestety, najczęściej w takich przypadkach chodzi o pobłażanie, a nie o szacunek[9]. Według niego słowo tolerancja jest złym odpowiednikiem dla oczekiwań mniejszości narodowych. Nie chodzi bowiem o pobłażanie czy nawet o wyrozumiałość, tylko o akceptację. Większość (niezależnie od kraju) powinna ostatecznie zaakceptować fakt istnienia mniejszości, przyjąć go do świadomości i pogodzić się z nim. Uważa on, że nie należy mniejszości traktować z góry, na zasadzie starszego lub większego brata, tylko jako równorzędnego partnera, który wnosi coś swego i niepowtarzalnego do kolorytu danego państwa. Narodom Szwajcarii i Finlandii to się udało, może to się udać także na Litwie, potrzebne są tylko dobre chęci, oczywiście po każdej ze stron. Cytryński zaznacza jednak: „Jeśli chodzi o branie przykładu z politycznej poprawności z USA, nie wydaje mi się, iż sam fakt, że w strukturach władzy wszystkich szczebli znajdzie się 6,9% Polaków – jeszcze nie będzie świadczył o szacunku dla miejscowych Polaków ze strony Litwinów, tylko o wyżej cytowanym pobłażaniu”[10]. (cdn.)

 

Ewelina Danowska

 

Przypisy:

[1] J. J. Komar, Parytet musi być zachowany, wywiad z Remigijusem Motuzasem…;

[2] Tamże;

[3] P. Wysocki, Rozmowa z ambasadorem Republiki Litewskiej dr Antanasem Valionisem, „Salon Polski” 2000, nr 4, www.salonpolski.com.pl;

[4] L. Dowdo, Samorząd contra Vilnija, Miało być o prawach człowieka, „Gazeta Wileńska” 1999, nr 28;

[5] Vilnija – jest to litewska nacjonalistyczna organizacja społeczna, znana z antypolskich wystąpień;

[6] Rudamina jest miejscowością na Wileńszczyźnie w przeważającej większości zamieszkaną przez Polaków, Litwini stanowią tam mniejszość;

[7] Alfredas Bumblauskas jest dziekanem Wydziału Historii Uniwersytetu Wileńskiego;

[8] A. Bumblauskas, Litewskie okno do Europy, „Znad Willi” 2001, nr 5;

[9] J. Cytryński, Coś tolerancyjnego, „Gazeta Wileńska” 1999, nr 129;

[10] Tamże.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*