Przekleństwo a mowa nienawiści

Prostym językiem na brudny temat

Wzajemne obrażanie, rzucanie w siebie wulgaryzmami, poniżanie, urąganie czyjejś godności, stały się ostatnimi czasy normą. Rzec by można, że jest to wręcz znak czasów, w których przyszło nam egzystować i – co gorsza – cała ta śmierdząca sprawa przestaje nam przeszkadzać.

Przekleństwo to złorzeczenie przeciwko komuś lub czemuś. W Piśmie Świętym czytamy także, że „przekleństwo skierowane przeciwko niewinnemu obraca się przeciwko temu, kto je wypowiedział” (Ps. 7,12-18;109,16-20). To tak gwoli przypomnienia ludziom wierzącym, jakie to słowa można by skierować w sposób zupełnie prosty znanym frazesem: „Nie czyń tego złego innym, co tobie nie miłe”. Widać jednak, że o tym starodawnym schemacie, mającym budować ludzką osobowość zapomnieli dziś i jedni i drudzy, warto tedy przypomnieć sobie samemu, w obliczu narastającego „brudu” otaczającego nas zewsząd, te „oklepane sądy”, które przypominały nam, jak żyć z „godnością”.

Pojęcie „język nienawiści” do niedawna było czymś zupełnie nieznanym. Dziś urosło do problemu podobnej wielkości, co zagrażający naszemu istnieniu smog, z którym to zjawiskiem nie do końca sobie radzimy, bowiem często przyczyn wspomnianego „widma zagłady” szukamy często nie tam, gdzie trzeba. Wspomnienie o tym groźnym zjawisku nie jest przypadkowe, bowiem zarówno wspomniana mieszanka mgły, dymu i spalin, potrafiąca pozbawić nas życia – tak i w podobny sposób nienawiść wyrażona słowem, potrafi zniszczyć nasze duchowe wartości.  Można zatem twierdzić, że obydwa pozornie odległe zjawiska, są niestety bardzo sobie bliskie a w konsekwencji jedno i drugie doprowadzić może do przerażającego końca, zarówno biologicznego jak duchowego, przy czym to ostatnie – można sądzić – już prawie zostało unicestwione, czy bezpowrotnie, chyba zależy od nas samych.

Problem związany z zachowaniem ogólnoludzkich zasad istnienia i współistnienia w ogólnym tego słowa znaczeniu, które to „prawa” już prawie nie istnieją, jest bardzo poważny i dotyka każdego z nas, dlatego też warto poświęcić temu pojęciu nieco więcej czasu. Paradoksalnie sami wpadliśmy w swoje sieci, bowiem często obrażając kogoś w obronie własnej stosujemy wybieg, twierdząc, że „mamy w końcu demokrację i wolność słowa czy też ciągle mamy być cenzurowani?”. Problem polega na tym, że czas, kiedy byliśmy uwiązani stalowym łańcuchem za żelazną kurtyną minął i – niestety – poczuliśmy się niczym pies spuszczony z łańcucha, zachłysnęliśmy się wolnością do tego stopnia, iż puściły nam wszystkie hamulce. Wydaje nam się, że  teraz wszystko nam wolno, rzucamy więc błotem na „prawo i lewo”, ostry wulgarny slang, to już nie tylko język karczemny ale norma wśród dzieci i młodzieży, podobnie jak gesty, co są w wielu przypadkach językiem podobnie niebezpiecznym w swej wymowie, jak wulgaryzmy. (Powodem wspomnianego, narastającego zła jest nasze przyzwolenie na takie zachowania, nie inaczej).

Śledząc doniesienia wielu środków przekazu łatwo zauważymy, że mowa nienawiści to już nie tylko rynsztokowy język, którym się prawie bezkarnie posługujemy. Mowa – język nienawiści – co warto zauważyć, to nie tylko słowa, ale także lekceważące gesty, mimika twarzy, mowa naszego ciała (obsceniczne zachowania wielu osób w miejscach publicznych, to także mowa nienawiści, więc nie walczmy tylko z kloacznym językiem, ale także z naszymi zachowaniami). Niezrozumiałe jest twierdzenie, że dziś wizerunek swojej osobowości buduje się przy pomocy ostrego języka, często z pogranicza przysłowiowego rynsztoka. Przerażające jest to, iż robią to często ludzie, obdarzeni niezwykłym wręcz talentem literackim, o sporej wiedzy ogólnej, ale także tej, powiedzmy, ukierunkowanej na jeden temat, słowem  osobom tym nie potrzeba wkraczać w strefę prostactwa, by zostać zauważonym, a jednak mimo wszystko to robią – znak czasu? Choroba cywilizacyjna, z jaką trzeba nam nauczyć się żyć..? (Nie do końca to wszystkim pasuje). (Cdn.)

 

Tadeusz Puchałka

Rys.: Michał Graczyk

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*