Kształtowanie się oblicza polskiego liberalizmu (7). Liberalizm w RP pomiędzy wojnami światowymi

 

Jak zauważył jeden z polskich liberałów międzywojnia, Adam Krzyżanowski, to głównie krytyka lewicy wpłynęła na brak zdecydowanych sukcesów myśli liberalnej  w przededniu odzyskania niepodległości. „Zwycięstwo myśli socjalistycznej było połowicznym. Jego owocami musiała się podzielić z nacjonalizmem, który ostatecznie okazał się najsilniejszy.”[1]

I wojna zmieniła porządek świata – skala ofiar wojskowych i cywilnych przekroczyła wszystko, co wcześniej znano. Jednym ze skutków czteroletnich działań zbrojnych (w zrewoltowanej Rosji czy wzdłuż polskich granic rok 1918 nie był żadną cezurą przerwania walk) stała się nędza. Mniejsza może w państwach zwycięskich (wszak odbierały kontrybucję), ale i wśród nich zdarzały się wyjątki (Włochy).

Tłumy były głodne, żądały pracy i jedzenia. Tłumy były groźne. Jak w Petersburgu. Lenin dał swoim tłumom komunizm wojenny, Mussolini – faszyzm. Jedna i druga formacja była akulturową, schlebiała najniższym potrzebom, gdyż nawet te nie zostały zaspokojone. Nienawiść między uczestnikami wojny trwała, umiejętnie podsycana przez nacjonalistów.

Wybitny polski socjolog ostrzegał: „(…) potężna fala ochlokracji szybko się wznosi dokoła nas. Jeżeli jej nie powstrzymamy (…), zmiecie ona rzeczywistych budowniczych naszej cywilizacji, zniszczy ich plany i pozostawi niedokończone dzieło stopniowemu upadkowi. Wielkie ideały twórczości i rozwoju duchowego będą zastąpione przez zbiorowe wysiłki, w celu otrzymania maksimum  zadowolenia materialnego i powierzchniowego podniecenia”.[2]

Spostrzeżenia Znanieckiego potwierdziła późniejsza nieco diagnoza Ortegi y Gasseta i rozwój totalitaryzmu w Europie.

Nacjonalizmy nie były li tylko spuścizną po Wielkiej Wojnie. Kształtowały się wraz z powstawaniem nowoczesnych państw narodowych, gdzie raptem jedni okazywali się gorsi od drugich wyłącznie ze względu na inną religię, kulturę czy język. W niemałej mierze stały się pokłosiem kolonializmu – w koloniach stosunki społeczne od początku pozbawiono nawet szans na równość. XIX-wieczni Francuzi czy Belgowie byli liberałami we własnym kraju,  w zamorskich posiadłościach tolerowali wszystko, włącznie z formalnych lub cichym niewolnictwem.

Zabory da się określić jako formę swoistej kolonii. Silniejsze państwo przejmowało terytorium słabszego, narzucało mu swój porządek prawny, zapełniało szeregi wojska młodzieżą podbitego narodu, z czasem starało się narzucić własny język i tradycje kulturowe, rugując lokalność.

Zaborcy byli „lepsi”, a jednocześnie mówili innym językiem. Trudno o łatwiejszy zaczątek postaw nacjonalistycznych. W obie zresztą strony. Uwaga Romana Wapińskiego podziela niniejszy tok rozumowania: „(…) moim zdaniem na ogół nie docenia się wpływu polityki państw zaborczych (i panujących w nich narodów) na wyobrażenia i zachowania zamieszkujących je narodów. A przecież życie i działanie w tych państwach wpływało na kształtowanie się wzorców postępowania. Inne było oddziaływanie polityki narodowej Wiednia, w najmniejszym stopniu skażone nacjonalizmem, a inne Berlina, poddane także  i w swym nurcie liberalnym dążeniom nacjonalistycznym.”[3]

Na terenach zaboru carskiego ważnym elementem walki o przynależność narodową stała się religia. Prawosławie, mistyką i obrzędowością bardziej trafiające do ludu, zyskiwało sobie na byłych wschodnich Kresach Rzeczypospolitej duże rzesze wyznawców. Zależność Cerkwi prawosławnej od dworu imperatora, powodowała antypolską działalność kleru. Ci, którzy i tak mieli kłopoty z samookreśleniem, będąc zazwyczaj etnicznymi mieszańcami Rusinów (dzisiejszych Ukraińców), Polaków, Rosjan, Poleszuków, licznie osiedlanych tam Tatarów etc. odrzucali, niezbyt wciąż ugruntowaną, polskość, identyfikując się z czasem z mocą Imperium Rosyjskiego. Błędy w polityce dawnych polskich władców mściły się dopiero po wielu latach.

W Prusach polityka zaborców była bardziej urzędowa. Starano się po prostu likwidować świątynie katolickie i rugować z nich ojczysty język w przekonaniu (słusznym niekiedy), iż skoro ludowi Bóg jest naprawdę niezbędny, poszukają go w pobliskim kościele ewangelickim, co stanie się początkiem wynarodowienia. Dodając do tego dziesiątki innych utrudnień, Prusacy zarysowali wyraźnie nacjonalistyczną linię podziału. O ile jednak niemieccy liberałowie potrafili walczyć z Otto von Bismarckiem o fundusze na zbrojenia, antypolska polityka „żelaznego kanclerza” w niczym im nie przeszkadzała. Równość obywatelska – Polaków obejmowała jakby w mniejszym stopniu.

Najbliższa prawdziwemu liberalizmowi wobec poddanych była Monarchia Austro-Węgierska. Jeszcze w poprzedzającym ją Cesarstwie Austriackim zdarzały się (choćby po Wiośnie Ludów) okresy polityki Polakom nieprzychylnej. A jeśli nie wszystkim Polakom, to ziemiaństwu z pewnością. Zmiana układu politycznego i coraz większa mozaika kultur                        i religii, tworząca Austro-Węgry, powodowała tolerancję wobec „inności”. Stąd łagodna cenzura, tworzenie samorządów krajowych, ograniczenie ingerencji państwa głównie do regularnego egzekwowania podatków.

Nie darmo na Śląsku Cieszyńskim, zwłaszcza w wioskach, w wielu tradycyjnych domach spotkać wciąż można jeszcze podniszczone portrety cesarza Franza Josepha. Sentyment do „dobrej”, „sprawiedliwej” władzy – pozostał.

Nacjonalizmy wybuchły z ogromną siłą podczas zawieruchy wojennej lat 1914-1918. Tysiącom ludzi trzeba było jakoś wytłumaczyć, dlaczego mają do siebie strzelać. Polacy znaleźli się w położeniu nie do pozazdroszczenia – ci z zaboru carskiego mieli obowiązek walki z rodakami spod sztandarów Rzeszy Niemieckiej i Austro-Węgier. Niemcy i Austriacy wysyłali „swoich” Polaków przeciw ich braciom z armii carskiej. 

Kategoria „wroga”, budowana na wartościach nacjonalistycznych, w przypadku Polaków zazwyczaj zawodziła. Ale dla Chorwata, Słoweńca, Dalmatyńczyka – polski wojak w mundurze rosyjskim był tylko celem bagnetów i kul. Liczył się sztandar, nie język czy wyznanie przeciwnika. Stawały przeciw sobie armie wielonarodowe i etniczne konflikty nakładały się z wielką siłą na tworzoną właśnie historię.

„Spokojna ewolucja form ustrojowych, jaką widzieliśmy w całym wieku XIX, została przerwana. Wielka wojna przerwała nagle związek ustrojowy pomiędzy wiekiem XIX a XX, rzucając ludzkość w odmęty chaosu (…). Wiek XIX był okresem myśli liberalnej jako myśli postępowej, demokratycznej, humanitarnej, pokojowej, indywidualistycznej. (…) Wiek XX jest okresem zwycięstwa kombinacji dwóch wielkich sił, które wyzwoliły ogrom kinetycznej energii: nacjonalizmu i socjalizmu.”[4]

Traktat Wersalski był wyrazem pychy zwycięzców, można właściwie nazwać go Dyktatem Wersalskim.[5] Niemcom, którzy przecież na Wschodzie pokonali Rosjan, narzucono niezwykle twarde warunki. Żadna warstwa społeczna – ani zrewoltowani robotnicy Berlina, ani silna już burżuazja nie traktowały Wersalu jako układu uczciwego. Na bazie roszczeń rewindykacyjnych Adolf Hitler zbudował potęgę NSDAP.

Polacy o granicę wschodnią i zachodnią (Powstanie Wielkopolskie) musieli walczyć. Ponowne zaistnienie polskiej państwowości świat co prawda do wiadomości przyjął, ale  w dużej mierze pozostawiono jego obywateli na łasce losu. W walkach o granice znów triumfował nacjonalizm, nie dając szans wyrazicielom poglądów liberalnych.

„(…) ponieważ konflikty miały miejsce pomiędzy narodami i grupami etnicznymi, kwestia wolności jednostki została w najlepszym wypadku zepchnięta na margines.  W dodatku (…) żaden z uczestniczących w tych konfliktach narodów nie był w pełni usatysfakcjonowany.”[6]

Mechanizm podobny – niezadowolenie już nie stanów czy grup społecznych,  a całych narodów. Takich „nie załatwionych” na terenie Europy spraw, czy wręcz porachunków, było znacznie więcej.  Pod koniec lat 30-tych XX wieku zaowocowały kolejną wojną światową.  Najwyraźniej liberalizm I połowy wieku XX był zbyt słaby, by powstrzymać narastającą falę społecznych niepokojów. Zresztą nie burzyły się poszczególne grupy społeczne – burzyły się masy. A te, jak wiadomo, nie składają się wyłącznie ze środowisk spauperyzowanych.

Po plebiscytach na Górnym Śląsku oraz Warmii i Mazurach II Rzeczypospolita ustaliła przebieg granic. Jej politycy, wychowani na walce z zaborcami,  musieli teraz określić się w zupełnie nowej rzeczywistości.

„(…) zaistniały [w Polsce] (…) układ sił politycznych, zdeterminowany ostrymi konfliktami narodowymi i społecznymi, często współbieżnymi, nie stwarzał pola do działania zwolennikom idei liberalnych.”[7]

Co prawda już pod koniec wieku XIX europejscy liberałowie rozpoznali niebezpieczeństwo nacjonalizmu i próbowali znaleźć „trzecią drogę”, w przypadku Rzeszy Niemieckiej dążąc do pogodzenia interesów (zyskiwała na tym najbardziej burżuazja, broniąca interesów kolonialnych i szykująca się do wojny) – były to jednak inicjatywy rzadkie. Trudno przecież pogodzić poszanowanie jednostki ludzkiej i jej swobód z poglądami różnicującymi ludzi etnicznie.

W dodatku kształtujące się nacjonalizmy kontynentu zbyt długo były przez kręgi liberalne lekceważone. Wiara w postęp i myśl naukową kazały liberałom idealizować ich poczynania. Przykładem jest tu zabór carski, gdzie wielu zwolenników „demokratycznego liberalizmu” <pozytywistów warszawskich> wykazywać poczęło coraz większe zainteresowanie działaniami Narodowej Demokracji.

Po 7 latach wojny Polacy musieli przede wszystkim zająć się unifikacją ziem pozaborowych i zrujnowaną gospodarką kraju. Opór sąsiadów wobec ustalania granic RP stanowił pożywkę dla polskich nacjonalistów (którym przez lat kilka sprzyjał przecież nawet Świętochowski), z drugiej strony był pretekstem do działań lewicy.

Klęska bolszewików w wojnie z Polską kazała zresztą opinii społecznej (w tym, niestety, liberałom) marginalizować rodzimy komunizm, uważany za agenturę ZSRR, a jako wróg ideowy jawił się wyznawcom doktryny Locke’a czy Milla głównie ruch endecki.

Liberałowie lekceważyli czynnik najistotniejszy – własne rozbicie, chwiejność sytuacji politycznej, rozdarcie ideowe wielu działaczy. „(…) wobec poczucia własnej słabości i dystansu wobec ugrupowań robotniczych i chłopskich, szukano oparcia w silnym człowieku. (…) Idealnym zaś wprost kandydatem do odegrania tej roli był Józef Piłsudski, wówczas już otoczony legendą  głównego twórcy polskiego czynu zbrojnego w latach wielkiej wojny i organizatora odradzającego się państwa”.[8]

Wódz legionów jawił się postacią opatrznościową również wciąż wpływowym polskim karbonariuszom, wśród których tradycyjnie znajdowało się wielu liberałów. „Jak stwierdzono w piśmie Polskiej Loży Narodowej do francuskiego Wielkiego Wschodu z 27. stycznia 1921 r.: <my, wolnomularze polscy mamy wybór łatwy – popieramy zdrowy ośrodek demokratyczny narodu, którego rzecznikiem jest Piłsudski>.”[9]

Liberalizm wspierał dotąd rządy parlamentarne, nierozerwalnie kojarzone z jego doktryną. Śmierć prezydenta Gabriela Narutowicza wstrząsnęła środowiskiem liberalnym. Od lat, o ile dokonywano na ziemiach polskich zamachów, to ofiarami byli przedstawiciele administracji narzuconej przez zdobywcę – carat.

Zabójstwo Narutowicza większość ugrupowań politycznych potraktowała jako zagrożenie słabego rodzimego parlamentaryzmu, trudno się też dziwić, że wbrew wyznawanym oficjalnie ideom – szukały one ratunku dla porządku konstytucyjnego, wspierając legionowych autorytarystów.

„Drastyczniej jeszcze dylemat między (…) zasadami, a możliwościami ich realizacji dał o sobie znać w sferze życia gospodarczego. (…) Relatywnie nieco większymi możliwościami wywierania wpływu na bieg życia politycznego dysponowały jedynie te środowiska, które związane były z masonerią.”[10]

Niepewny był nawet los polskiego pieniądza. W swym exposé z 10. czerwca 1924 roku premier Władysław Grabski mówił: „Mamy polskiego złotego, a życie gospodarcze pragnęłoby jednak obok złotego polskiego mieć jeszcze asygnaty bankowe i asygnaty rządowe. I ludzie łamią sobie głowy nad tym, aby stworzyć nowy surogat pieniądza. Rząd musi się temu oprzeć, bo wszelki surogat pieniądza, wszelki surogat złotego polskiego pod tą lub inną postacią jest sposobem podkopania siły złotego polskiego, polegającej na tym, że jest on oparty na własnej ustawie, której nikt nie może osłabić ubocznymi działaniami”.[11]

Wolny rynek i cena jako jedyny wyznacznik sytuacji gospodarczej w warunkach świeżej polskiej niepodległości i wojny celnej z Niemcami nie rokowały nadziei na utrzymanie państwowości. „Realia gospodarcze uniemożliwiały prowadzenie polityki gospodarczej zgodnej z zasadami liberalizmu gospodarczego. Nadal je wprawdzie głoszono, polemizowano ze zwolennikami znacznego zwiększenia roli państwa w życiu gospodarczym, ale presja potrzeb, pochodnych głównie od słabości kapitału prywatnego i konieczności obronnych, zmuszała do odchodzenia od tych zasad i prowadzenia polityki interwencjonistycznej.”[12]

Jaki był „rozkład sił liberalnych” w polityce odrodzonej Rzeczypospolitej? Do roku 1924 największa ich liczba reprezentowała w sejmie PSL „Wyzwolenie”, gdzie liderem frakcji był Stanisław Thugutt. Działania liberalne postulowali przynajmniej niektórzy posłowie Związku Ludowo-Narodowego z Bolesławem Koskowskim i Polskiej Partii Socjalistycznej. Tu wypada przypomnieć postać Mieczysława Niedziałkowskiego. Partia Pracy nie odgrywała niemal żadnej realnej roli opiniotwórczej.

„Najbardziej chyba żywe, mimo nacisków Kościoła i sił skrajnie nacjonalistycznych, pozostały idee liberalne w sferze twórczości kulturalnej, ale jej zasięg oddziaływania społecznego był nader ograniczony.”[13]

Acz i w kulturze najlepiej nie było. Przegląd Współczesny, wiarygodny skądinąd tytuł, swą popularność ograniczał głównie do terenu byłej Galicji. Wiadomości Literackie trafiały do elit. Brakowało pism, podobnych dawnej Prawdzie Świętochowskiego czy Nowej Reformie Romanowicza – dysponujących dobrymi, ciętymi piórami i docierających swa publicystyką do szerokich rzesz społecznych.

Brakowało też liberałom Międzywojnia wspólnej płaszczyzny ideowej. Przed rokiem 1914 przynajmniej w jednym byli zgodni – należy doprowadzić do takich zmian w świadomości – przynajmniej decyzyjnych warstw społecznych – by nie utracić tożsamości narodowej i czekać momentu, sprzyjającego odbudowie państwowości.

Realistyczny i racjonalny punkt widzenia zajmował Ferdynand Zweig, pisząc: „Liberałem nazwiemy nie tego, kto głosi konieczność absolutnej wolności gospodarczej   i politycznej, ale tego, kto głosi konieczność najwyższej wolności gospodarczej i politycznej, jaka jest możliwa i dopuszczalna w danych warunkach czasu i miejsca. (…).

W wielu szkicach wskazywałem, iż dla pełnego liberalizmu konieczne są pewne przesłanki natury obyczajowej, gospodarczej, technicznej, socjalnej, politycznej itd. Jeśli  w danych krajach czy w danym okresie czasu warunków tych nie ma, czy znaczy to, że liberalizm należy odrzucić w całości? Nie, to znaczy tylko, że należy zastosować pewien lżejszy rozczyn liberalizmu, liberalizm mniej skoncentrowany.”[14]

Ciągła postawa obronna młodej republiki nie pozwalała przyjąć twórcom jej podstaw ekonomicznych, w tym Grabskiemu, znanej (i wielce liberalnej) tezy Davida Hume’a, iż dobrobyt państw z Polską sąsiadujących bezpośrednio wpływa także i na stan naszej gospodarki. Myśl Hume’a, zgodna z zasadą międzynarodowego pokoju i współpracy (nim liberalni ekonomiści nie dostrzegli wielkich zysków płynących ze zbrojeń, uważali, iż wojny rozregulowują rynek i zakłócają funkcjonowanie jego praw), jawi się jako przeciwwaga działań nacjonalistycznych.

Ekonomia stała się w wieku XX zdecydowanie bardziej współzależna z polityką, niż w okresie największych sukcesów doktryny liberalnej, czyli wieku XIX. Burżuazja zdążyła się zresztą na zachodzie kontynentu wykształcić i – by przetrwać – poczynać sobie poczęła, niczym wcześniej feudałowie (widmo Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej straszy do dziś) – dostosowywała rzeczywistość (głównie ekonomiczną) do własnych potrzeb.

Idealizm teoretyków był i jest tej grupie wybitnie „po drodze”. „Cudowność” praw gospodarki tłumaczy zbyt wiele, by wytłumaczyć racjonalnie cokolwiek. Liberałowie polskiego XX-lecia, wierząc (bo jest to rodzaj wiary) w samonapędzające się funkcjonowanie rynku, oddali pole tym, którzy tej wiary nie podzielali, wybierając gospodarkę nakazową.

Tak, jak Zweig, można było pisać jeszcze przed przewrotem Piłsudskiego, potem już nie: „Zasadniczym teoretycznym poglądem jest teoria automatyzmu gospodarczego [Smith, David Ricardo]. Gospodarstwo społeczne podlega pewnym naturalnym prawom, które automatycznie regulują wszystkie procesy gospodarcze. Wszędzie w życiu gospodarczym widzimy autoregulację – istnieje taki cudowny mechanizm, który sam wszystko reguluje, w którym nie ma potrzeby nic zmieniać ani manipulować. (…) Zadaniem automatyzmu, zwartego w prawie popytu i podaży, jest utrzymanie równowagi, jest czuwanie nad realizacją idealnego harmonijnego układu naturalnego.” [15]

Prawa ekonomii w wydaniu Ricardo, którego Zweig był początkowo gorącym zwolennikiem, zwalniają niejako od odpowiedzialności system państwowy. Liberalizm „odnosi się sceptycznie do siły rozumu ludzkiego w zakresie organizacji życia społeczno-gospodarczego. Przemyślność ludzka niewiele potrafi w zakresie tak skomplikowanego mechanizmu, jakim jest mechanizm zjawisk gospodarczych. (…).

To stanowisko prowadzi do ograniczenia roli państwa do minimum. Państwo ma rolę producenta prawa, stwarzającego prawne warunki współzawodnictwa i gwarantującego pokój na zewnątrz i wewnątrz.”[16]

Widząc niebezpieczeństwo głównie w endekach, liberałowie w zasadzie między 1926 a 1930 rokiem popierali skutki Zamachu Majowego. Tym samym zgodzili się na legionowy etatyzm ekipy Marszałka, który zaprzeczał głoszonym przez nich poglądom, uderzając w podział pracy czy zróżnicowanie społeczne.

Krytykiem etatyzmu legionowego z pozycji liberała, był w Polsce głównie przywoływany już Adam Krzyżanowski.

Niewątpliwie jego rozpoznanie sytuacji było niezwykle trafne: „Etatyzm można metaforycznie określić jako częściowe wchłanianie jednostki przez państwo, a więc jako zacieranie usiłowań liberalnych zróżnicowania tych dwóch zjawisk.”[17]

Autorytarni przywódcy obierają przy tym różne modele wprowadzania w obieg polityczny swych pomysłów.

„Zdarza się, że władcy, którzy wprowadzają etatystyczny porządek rzeczy, równocześnie znoszą parlament (Rosja sowiecka). W innym układzie sił polityczno-gospodarczych etatyzm doprowadza do ograniczenia parlamentaryzmu i podziału władz, tak ściśle z parlamentaryzmem związanego. Wykonawcą tego ograniczenia bywają niejednokrotnie w państwach nowoczesnych dyktatury etatystyczne, jawne lub ukryte, różnego pokroju i natężenia, mniej lub więcej militarne.”[18]

W przypadku Polski do władzy doszła ekipa, której kompetencje mogły się sprawdzić w koszarach wojskowych czy na poligonie. Pochodzący głównie ze sfer ziemiańskich oficerowie Piłsudskiego widzieli kraj, jako folwark do zagospodarowania. Zapominając o dzielących wciąż ziemie trzech zaborów różnicach (także mentalnych) usiłowali łączyć elementy wielu strategii gospodarczych, utożsamiając własną działalność (dalekie pokłosie Romantyzmu) z „ratunkiem dla kraju”.

Nawet Zweig nie miał już złudzeń: „Kombatanci powojenni reprezentują (…) specjalny typ w polityce ekonomicznej. Nie są to komuniści czy kolektywiści typu sowieckiego. Nie są to socjaliści w rozumieniu klasycznej ekonomii. Są to <socjaliści typu wojskowego> , którzy rozkazodawstwo wojskowe przenoszą w dziedzinę gospodarki, którzy chcieliby życie gospodarcze przemienić w obóz wojskowy, w jedną wielką intendenturę.”[19]

Intendentura znaczy tyle, co dziesiątki sztywnych przepisów, regulaminów. Tymczasem praworządność da się najpełniej stosować tam, gdzie państwo unika kodyfikowania zbyt wielu dziedzin życia. O to walczyli XIX-wieczni przedstawiciele myśli liberalnej.

Piłsudczycy stworzyli swego rodzaju praktyczny paradoks. Kodyfikując byt społeczny chcieli odrzucić formalne oblicze sprawiedliwości. „Ideał sprawiedliwości liberalizmu jest połączeniem sprawiedliwości materialnej, ziszczonej przestrzeganiem zasad liberalnych i sprawiedliwości formalnej, zawartej w postulacie praworządności. Zwolennicy etatyzmu współczesnego uważają sprawiedliwość materialną, wyrażającą się w ustroju liberalnym (…) już to za pokrzywdzenie warstw biedniejszych, już to za lekceważenie interesu ogólnego, który utożsamiają z dobrem państwa jako takiego. Właśnie dlatego widzą w swym systemie politycznym urzeczywistnienie sprawiedliwości materialnej, uwarunkowane odrzuceniem formalnej. Prawników niechętnie powołują do rządów.”[20]

Ograniczenie przez liberałów funkcji, sprawowanych przez państwo, miało nie tylko przyczyny doktrynalne. W dużym stopniu przemawiał przez twórców doktryny praktycyzm. Im mniejszy zasięg oddziaływania administracji, tym łatwiej parlamentarzystom zarządzać krajem.

„Rozszerzenie zakresu działania państwa uniemożliwia parlamentowi wykonywanie właściwych mu funkcji równoważenia i nadzorowania biurokracji. (…).

Parlament mógł uchwalać budżet w sposób zapewniający rzeczywisty wgląd w jego szczegóły i tą drogą wykonywać kontrolę całej administracji, póki rodzaje dochodów  i wydatków były nieliczne. Z chwilą zwycięstwa prądów etatystycznych mnożą się kategorie dochodów i wydatków, obejmują najróżnorodniejsze dziedziny. Budżet i cała administracja stają się zjawiskiem zawiłym i nieprzejrzystym. (…) Etatyzm rozsadza ramy parlamentaryzmu, które stały się dla niego za ciasne.”[21]

Zasadniczą kwestią pozostaje więc zakres, jaki pozostawiony zostaje w kompetencji państwa. Liberałowie chcieliby zmniejszyć go jak najbardziej, licząc na inwencję własną obywateli, którym według nich „wystarczy nie przeszkadzać”.

Prawa ekonomii zderzyły się w przypadku Polski Niepodległej z prawami historii. Zbyt wiele zaszłości trzeba było nadrobić w szybkim tempie, by dogonić znów uciekającą Polsce gospodarczo i politycznie Europę. Pole do działania pozostawało ogromne i żadna inwencja społeczna nie zdołałaby go wypełnić, zwłaszcza wobec rośnięcia w siłę dwu groźnych sąsiadów – stabilizującej się w swym totalitaryzmie sowieckiej Rosji i ulegającym faszyzmowi landom niemieckim.

Tworzenie jednego prawa tam, gdzie przed rokiem 1918 obowiązywały trzy systemy i konieczność operowania w zbyt wielu dziedzinach jednocześnie, wymagały od polskiego parlamentu wytężonej działalności ustawodawczej.

„Jeśli etatyzm chce to zadanie [wydawanie wielu długich ustaw] wypełnić, musi doprowadzić w tej czy innej formie do, choćby częściowego, odebrania parlamentom ich władzy ustawodawczej. Urzędnicy stają się ustawodawcami, obywatele poddanymi. Podział władz, zalecany przez liberalizm, przestaje obowiązywać.”[22]

Zbyt szybkie rozszerzanie pola państwowej ingerencji skutkowało paraliżem parlamentu. Etatyzm, sprzeczny z ideami demokracji, powoli przejmował jego funkcje, odsuwając obywateli w ten sposób od wpływu na losy kraju.

Sytuacja polityczno-gospodarcza skutkowała negatywnie wobec morale polskich obywateli. „Z chwilą, gdy zasięg przymusu państwowego niepomiernie wzrasta, kurczy się możliwość postępowania moralnie wartościowego, albowiem jest wielce prawdopodobne, że zasięg dobrowolnego podporządkowania się woli ustawodawcy wzrasta znacznie wolniej. Wartości moralne postępowania niewolników są wysoce problematyczne. Zastąpienie wolności przymusem oznacza moralne obniżenie lotów.”[23]

Wzloty i upadki parlamentaryzmu, gwarantującego zrównoważony byt społeczny, miały się nijak do oczekiwań Trentowskiego czy Świętochowskiego, dotyczących „nowych” obywateli. Ci „nowi” nie byli lepsi od „starych”, a bałagan prawodawczy zwiększał pole przestępczości.

„(…) przeważna część ludzi na ogół chętnie poddaje się zarządzeniom państwa, ażeby uniknąć ujemnych następstw oporu. Jeśli mimo tego w krótkim przeciągu czasu wielu ludzi zmienia tryb swego postępowania, jeśli mnożą się przekroczenia ustaw państwa, błędem byłoby szukać przyczyny tego przewrotu w nagłej zmianie natury ludzkiej. Przewrót moralny jest wówczas niewątpliwie uwarunkowany zmianami politycznymi i ich następstwami ekonomicznymi, skłaniającymi ludzi do rewizji swego ustosunkowania się do państwa.”[24]

Analiza prof. Krzyżanowskiego powstawała nie bez odniesień do sytuacji w krajach sąsiadujących z Polską. Strach przed państwem totalnym, do którego pełnej realizacji Hitlerowi i Stalinowi zabrakło np. dzisiejszych systemów informatycznych, był jednocześnie strachem przed konfrontacją rozchwianego rodzimego parlamentaryzmu z bezduszną, biurokratyczną machiną, rodzących się narodowych socjalizmów.

„W zeszłym stuleciu społeczeństwa ludzkie żyły w ramach ustroju wybitnie liberalnego. Dziś państwo totalne, słusznie tak nazwane, ponieważ dąży do podporządkowania swej wszechwładzy całego jestestwa fizycznego i duchowego ludzi zamieszkałych w jego granicach lub państwo, zbliżone do totalnego, objęło spadek po liberalizmie. Obywatele państwa stali się jego poddanymi tam, gdzie wypadki potoczyły się tym torem”.[25]

Autorytaryzm legionowy wymuszony był niejako przez totalitaryzm ZSRR i Rzeszy Niemieckiej. Polscy politycy poszukiwali rozwiązań, które mogłyby sprawnie przeciwstawić się groźbie sąsiadów. Niestety, miast nawiązywać do najcenniejszych osiągnięć myśli humanistycznej, bo takimi są na pewno prace Locke’a czy Milla, konstruowali swój model zarządzania państwem, zapośredniczając go u modeli nacjonal-socjalistycznych.

Zweig wieszczył w roku 1923 koniec liberalizmu: „Liberalizm, rozbijając społeczeństwo na sumę jednostek, nie mógł znaleźć innego kryterium dla oceny zjawisk politycznych, socjalnych i gospodarczych, jak tylko kryterium arytmetycznej większości. I to właśnie stanowi punkt styczny liberalizmu z socjalizmem. Na tej platformie właśnie liberalizm doprowadzi w konsekwencji do socjalizmu.”[26]

Jeśli miał na myśli „wojskowy socjalizm” ekipy Marszałka, to nie mylił się wcale.

Ocena Zweiga pomijała inną interpretację kryterium arytmetycznego. „Większość” to już niebezpiecznie blisko pojęcia „mas”. Ani socjalizm sowiecki, ani narodowy socjalizm NSDAP nie osiągnęłyby niczego, gdyby nie sterowanie masami. Nie wodzowie partyjni byli źródłem sukcesów Niemiec i ZSRR, a manipulowane przez nich masy. A z masami przecież żaden liberalizm do czynienia mieć nie chce (chyba, iż szykuje rewolucję).

Gdyby rzeczywiście socjalizm w prostej linii wywodził się z liberalizmu (a tak nie jest) – byłaby to klęska idei Spencera. O tego rodzaju ewolucji socjolog raczej nie myślał.

Etatystom starał się przeciwstawić nawet Roman Dmowski: „W dzisiejszych czasach nie można myśleć o innym stałym ustroju państwa, położonego w Europie, jak  o opartym na systemie reprezentacyjnym, w którym przedstawicielstwo kraju posiada (…) prawa zasadnicze. Wszelki inny ustrój byłby przez naród uważany za stan bezprawny”.[27]

Brało się to jednak u Dmowskiego raczej z ogólnej niechęci wobec wszechwładzy państwa, którą uważał za cechę wschodniego zapóźnienia kulturowego, niźli z popierania liberalizmu.

Dlaczego XX-lecie międzywojenne tak bardzo rozproszyło działaczy liberalnych?

Otóż, póki ich działalność publicystyczna, filozoficzna i społecznikowska w XIX w. niezbyt odbiegała od sfery projektowania – humanistyczne hasła wolności jednostki, postępu, równości – były tylko godną polecenia ideą. Polska Odrodzona dała możliwość ich realizacji.

Okazało się wówczas, iż bez idei przewodniej (odzyskanie samostanowienia)  i w świecie nie do poznania zmienionym po I wojnie światowej – parlamentaryzm w wydaniu liberalnym nie miał szans na skuteczne przeprowadzenie. Z powojennej perspektywy należało spojrzeć inaczej – rządy prawa, opartego na konstytucji i swobodach obywateli stały się teraz możliwe tylko w stabilnym społeczeństwie, niezagrożonym od wewnątrz, ani przez wrogów zewnętrznych. W rzeczywistości labilnej, wymagającej szybkiego reagowania i o niepewnym jutrze – liberalizm mógł stać się tylko „dostarczycielem” pewnych idei, selektywnie traktowanych przez polityków.

O jego powodzeniu decyduje dziś nie zaangażowanie działaczy, a sytuacja gospodarcza. Doktryny liberalne mają po doświadczeniach I wojny szanse albo w krajach rozwijających się i walczących z reżimami u władzy (jak w Polsce) , albo tam, gdzie nic złego zdarzyć się nie powinno i obywatele mogą sobie pozwolić na lepsze traktowanie bliźnich.

W 1939 roku rozpoczęły się w Europie kolejne zmagania zbrojne. II wojna  i Manifest PKWN na kolejne dekady odsunęły od ziem polskich możliwość realizacji praw liberalizmu. Zakładając, rzecz jasna, iż owe prawa istnieją, a nie zostały wymyślone włącznie po to, by zapewnić pelne konta bankowe grupie bezwzględnych przedsiębiorców.

 

Klara Wolińska

 

[1] Krzyżanowski A., Polityka i gospodarstwo. Pisma pomniejsze oraz przemówienia 1920-31, Kraków 1931, s. 33;

[2] Znaniecki F., Upadek cywilizacji zachodniej, (w:) Pisma filozoficzne, t. II, Warszawa 1991,  s. 1023

[3] Wapiński R., Miejsce środowisk i tendencji liberalnych w życiu politycznym Polski odrodzonej 1918-1939, (w:) Tradycje liberalne w Polsce. Sympozjum historyczne, Friedrich-Naumann-Stiftung, Warszawa 2004, wyd. II, s. 71;

[4] Zweig F., Zmierzch czy odrodzenie liberalizmu, Lwów 1938, s. 8;

[5] Por. Nieszporek B., Konferencja wersalska i jej skutki, „Ulica Wszystkich Świętych” 2002,  nr 10 (36), ss. 4-7.

[6] Wapiński R., Miejsce środowisk i tendencji liberalnych w życiu politycznym Polski odrodzonej 1918-1939, (w:) Tradycje liberalne w Polsce. Sympozjum historyczne, Friedrich-Naumann-Stiftung, Warszawa 2004, wyd. II, s. 73;

[7] ibid., s. 74;

[8] Wapiński R., Miejsce środowisk i tendencji liberalnych w życiu politycznym Polski odrodzonej 1918-1939, (w:) Tradycje liberalne w Polsce. Sympozjum historyczne, Friedrich-Naumann-Stiftung, Warszawa 2004, wyd. II, s. 76;

[9] Rzymowski W., Sygnały historii, Warszawa 1929, s. 167;

[10] Wapiński R., Miejsce środowisk i tendencji liberalnych w życiu politycznym Polski odrodzonej 1918-1939, (w:) Tradycje liberalne w Polsce. Sympozjum historyczne, Friedrich-Naumann-Stiftung, Warszawa 2004, wyd. II, s. 77;

[11] Grabski W., Dwa lata pracy u podstaw państwowości naszej (1924-1925), opr. Drozdowski M., Wyd. SGGW i WSIiZ, Warszawa-Rzeszów 2003, wyd. II, s. 24;

[12] Wapiński R., Miejsce środowisk i tendencji liberalnych w życiu politycznym Polski odrodzonej 1918-1939, (w:) Tradycje liberalne w Polsce. Sympozjum historyczne, Friedrich-Naumann-Stiftung, Warszawa 2004, wyd. II, s. 79;

[13] ibid., s. 82.

[14] Ferdynand Zweig, Liberalizm integralny, (w:) Zmierzch czy odrodzenie liberalizmu, Warszawa 1938, s. 264;

[15] Zweig F., Liberalizm, (w:) Cztery systemy ekonomii, Kraków 1923, s. 78;

[16] ibid. s. 79;

[17] Krzyżanowski Adam, Etatyzm w Polsce, w: Polityka i gospodarstwo. Pisma pomniejsze oraz przemówienia 1920-31, Kraków 1931, s. 432.

[18] Krzyżanowski Adam, Etatyzm w Polsce, w: Polityka i gospodarstwo. Pisma pomniejsze oraz przemówienia 1920-31, Kraków 1931, s. 433;

[19] Zweig F., Zmierzch czy odrodzenie liberalizmu, Warszawa 1938, s. 143;

[20] Krzyżanowski Adam, Etatyzm w Polsce, w: Polityka i gospodarstwo. Pisma pomniejsze oraz przemówienia 1920-31, Kraków 1931, s. 435.

[21] Krzyżanowski Adam, Etatyzm w Polsce, w: Polityka i gospodarstwo. Pisma pomniejsze oraz przemówienia 1920-31, Kraków 1931, s. 433;

[22] Ibid., s. 434.

[23] Krzyżanowski Adam, Polityczne uwarunkowania masowych falowań przestępczości, (w:) Moralność współczesna, Kraków 1935, s. 124;

[24] ibid., s. 125;

[25] ibid. s. 136.

[26] Zweig F., Liberalizm, (w:) Cztery systemy ekonomii, Kraków 1923, s. 76;

[27] Dmowski R., Pisma, t. X, Częstochowa 1939, s. 210.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*