Pole minowe narodowego wstydu… (2)

Młodzi niemieccy chłopcy, żołnierze Wehrmachtu, którzy – jak mówią – wszyscy przeżyli piekło frontowe, teraz dostają misję, jaka ich uwolnienie do cywila znacznie odwlecze w czasie a może też smak wolności zupełnie pokrzyżować. Trafiają na duńskie wybrzeże w zwartej kolumnie – brudni, nieogoleni i głodni. Pilnowani są tylko przez jednego oficera – sierżanta Carla Rasmussena (w tej roli Roland Møller). Jest to małomówny mężczyzna, posiadający wesołego psa. Dziwić może jego przesadny cynizm jak i niepohamowany sadyzm wobec garstki młodych obdartusów. Przestraszeni chłopcy zostają skoszarowani w zatęchłej szopie, przez wiele dni są głodzeni, pozbawieni wody i praw, przysługujących żołnierzowi. Wokoło pustka – szum wielkiego morza, wydmy, plaże, jedno zabudowanie gospodarcze. Żaden z chłopców w wojsku nie był saperem a internistyczny kurs odbywa się w bunkrze metodą prób i błędów z tym, że błąd kosztuje zawsze życie…

Kiedy rozpoczynano oczyszczanie, sięgano po wszelkie dostępne mapy, aby odnaleźć paliki, znaczące przebieg pola minowego, umieszczone tam przez saperów, zakładających te pola. Większość z pól została umieszczona na szczegółowych planach minowych, szkicach lub pisemnych raportach, sporządzanych przez Niemców pod koniec wojny. Plany sporządzano tak, aby można było zobaczyć miejsce umieszczenia prawie każdej miny. Na zwykłych polach miny umieszczano w rzędach lub wzorach, ale w rozsianych polach – miny lokowano dość przypadkowo. W przypadku wielu pól, szczególnie na wybrzeżach, czyszczenie utrudniały podtopienia i wędrowanie piasków. Po zbadaniu dostępnych map mierzono odległości między palikami w metrach oraz kąty do boków pola. Kiedy znaleziono zewnętrzne krawędzie pola, jeszcze raz badano plan, aby ustalić położenie pojedynczych min i ich typ. Jeśli miny wystawały ponad ziemię – zadanie byłe łatwe, ale znacznie trudniej było znaleźć miny pod wędrownymi piaskami lub roślinnością. Aby wykryć miny żołnierz klękał lub kładł się na ziemi i czołgał się z macką (dwumetrowy pręt stalowy) albo bagnetem. Wyrywacze metali okazały się niewystarczające, gdyż większość niemieckich min wyprodukowano z drewna, betonu, plastiku lub szkła. Po znalezieniu miny delikatnie usuwano ziemię dookoła niej. Jeśli uważano ją za bezpieczną do rozbrojenia albo całkowitego usunięcia, robiono to natychmiast, w innym wypadku wysadzano ją na miejscu.

***

Dowódca chłopców swe zadanie traktuje ambicjonalnie. Ma rozkaz rozbroić 45 tysięcy min i przyrzeczenie, że wtedy Niemcy z Danii odejdą. Chłopcy w czasie wolnym od pracy też snują powojenną gawędę. Każdy z nich coś stracił, kogoś zostawił… Oczekują, że dane im będzie żyć i odbudowywać wszystko z ruin. Teraz są jednak daleko od domu i mają jeden cel – przeżyć, co nie jest łatwe. Sierżant Carl Rasmussen dzień po dniu staje się przewodnikiem tej grupki młodzieży. Wrogowie stają się ludzkimi istotami a to, że żywe istoty naraża się na śmierć, nie umyka honorowemu duńskiemu żołnierzowi. Chłopcy robią, co mogą, nie wiedząc – czy te kilka ludzkich odruchów ze strony sierżanta (jak wspólny mecz piłki kopanej) nie będzie ostatnim epizodem w ich życiu. Mają jednak ludzkie odruchy, kiedy gremialnie ratują małą duńską dziewczynkę, która zagubiła się na nieodminowanym skrawku plaży. Sebastian, Helmut, Ludwig, bliźniacy Ernst i Werner oraz Wilhelm mają w oczach zamęt, strach i porażkę.

Obrażający Niemców duński sierżant chce odegrać się za pięcioletnią okupację swojego kraju z zamiarem ukarania tego, co pozostało z nazistowskiego reżimu i tego, co pozostało w ich niemieckich duszach. Chłopcy jednak wiedzą, że zadanie, które im przydzielono, każdego dnia eliminuje ich marzenia i złudzenia, iż cało z tego wyjdą. Po śmierci psa, który niefrasobliwie wszedł na minę, sierżant Carl Rasmussen każde oczyszczone pole przeczesuje tyralierą z żywych niemieckich ciał. Organizuje też bieg próbny z wykorzystaniem żołnierzy lub pojazdów – w zależności od typu pola. Kiedy typowe pole min przeciwpiechotnych ogłoszono za oczyszczone, żołnierze niemieccy formowali linię na początku oczyszczonego (w założeniu) pola i maszerowali przezeń dla upewnienia się, że nie została na nim żadna „zapomniana” mina. Jeśli było to mieszane pole przeciwczołgowe i przeciwpiechotne, dla upewnienia się, iż pole jest całkowicie czyste, jeżdżono po nim czołgami, tworząc pewne wzory.

Ponad połowa niedoświadczonych, młodych żołnierzy ginie. Mają powiedziane, że wyjdą na wolność po zakończonej niebezpiecznej pracy, a o mały włos nie trafiają do kolejnej niebezpiecznej misji. Wojna skończona! Upadł reżim, za który walczyli. Ich kraj jest potwornie zniszczony a obiecano im, iż staną się boskimi piewcami tysiącletniej potęgi i aryjskiej chwały. Tych, co przetrwali rozminowywanie, odkrytymi ciężarówkami podwieziono pod granicę, gdzie jak szczury czmychali ku swoim.

Są młodzi, może dadzą radę dźwignąć zindoktrynowane społeczeństwo na tory demokracji? Dziś jeszcze łudzą się, że nikt ich nie będzie pytać o odpowiedzialność i czy wiedzieli o ogromie zbrodni III Rzeszy, której służyli? Czeka ich na pewno głód i poniewierka, hańba i niewolnicza służba, jaka od wieków przypisana jest przegranym. Przecież mieli walczyć do ostatniego żołnierza! Spalić wszystko, co stracone, na popiół! Zostawić tylko trupy i dogasające pogorzeliska!

Na szczęście znalazło się kilku hitlerowskich generałów, myślących długofalowo i pozostały choć ruiny i zalążki cywilizacji – jest co odbudowywać i do czego wracać! Pozostała nadzieja tak dla krwawiących bohaterów jak dla obdartych pokonanych. Świat ma być lepszy a wnioski z tej okrutnej lekcji wyciągnięte!

***

Reżyser Martin Zandvliet (Poklask, Dirch) w bardzo szczery i realistyczny sposób przedstawia wydarzenia sprzed lat. Twórcy zadbali o odpowiednią oprawę – kostiumy i charakteryzacja robią ogromne wrażenie. Zostały one zresztą uhonorowane Europejskimi Nagrodami Filmowymi a sam obraz wysłany jako pretendent do Oscara. Nawet neutralna Dania – jak się okazuje – zmierzyć się musi z niechlubną kartą, która zostanie potępiona przez późniejsze pokolenia, jako najgorsza zbrodnia wojenna w historii tego kraju.

Roman Boryczko,

luty 2018

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*