Kultura

Zmartwychwstanie – archetypiczny obraz ludzkiej miłości życia (cz. I)

El Greco-Resurreccion_PradoWiara w zmartwychwstanie: ludzi, czy bóstw – jest istotnym elementem wielu religii. W swej głębokiej istocie stała się wyrazem odwiecznego pragnienia człowieka, aby być nieśmiertelnym, aby nie tracić tego, co jest jego cenną wartością – istnienia poszczególnego. Jest więc wyrazem umiłowania życia, tej wielkiej, tajemniczej siły i jego wielkiej, podstępnej rywalki – śmierci. Od zarania, nawet przed rozwojem mowy, ludzie kochali życie i wierzyli w siły, które je stwarzają i podtrzymują. Zatem poprzez kulty i wierzenia, religie czy mitologie zawsze chcieli jednego: dać wyraz swemu pragnieniu życia wiecznego, przezwyciężenia śmierci. Pragnął tego Gilgamesz, pragnęła Demeter, wyprowadzając z Hadesu zmarłą córkę Persefonę, pragnęła tego także Izyda, przywracając życie porąbanemu Ozyrysowi. Ale to wszystko są archetypiczne wizje ludzkiej wyobraźni, nie aksjomaty racjonalnej analizy, nawet zmartwychwstanie Chrystusa, to akt wiary wyznawcy, tak… Człowiek, nawet przed pożywieniem i prokreacją, pożąda gwarancji nieśmiertelności życia, tworzy w metafizycznej trwodze motywy rytualnego, magicznego i religijnego przezwyciężenia nieuchronności śmierci. Bowiem każdy, kto kocha życie, widzi jego niesamowite piękno, różnorodność i zagadkowość, a jednocześnie dostrzega zło i niegodziwość, które są wrotami straszliwej śmierci, walczy o jego sens. Kto staje po stronie życia, kto jest z niego zadowolony, chce niezłomnie, w odwiecznym pragnieniu, aby ów stan szczęścia i harmonii trwał wiecznie…

W Kościele Katolickim okres przygotowawczy do radosnego świętowania przez wyznawców triumfu zmartwychwstania Zbawiciela nazwany jest zwyczajowo Wielkim Postem. Ale zmartwychwstanie i duchowe oczyszczenie, to mity uniwersalne… Idea postu jest stara, jak świat ludzki. Człowiek wszystkich epok i religii poprzez post pragnął osiągnąć duchową czystość i zbliżyć się do Boga. Powstrzymywanie przyrodzonej człowiekowi skłonności do doświadczania przyjemności zmysłowych było symbolicznym odrzuceniem materialności życia i aspirowaniem ku czystej duchowości. Przyjmowało to różnorakie formy – od łagodnych i nieszkodliwych po akty wyrzeczeń iście absurdalne i samobójcze. I tak ortodoksyjni wyznawcy hinduskiego dżynizmu potrafią głodzić się na śmierć, równocześnie przez szacunek dla życia są wegetarianami, a poruszając się po drogach zamiatają przed sobą trasę miotełkami, aby przypadkiem nie zadeptać drobnych żyjątek. W ramach „szlachetnego” życia prowansalscy Katarowie wycieńczali się głodem, powstrzymywali od praktyk seksualnych, popełniali zbiorowe samobójstwa, aby wyzwolić się z mrocznych okowów materialnego świata, stworzonego przez złego Demiurga. Podczas miesiąca ramadan wyznawcy islamu odbywają post i spełniają dobre uczynki, aby oczyścić się duchowo i godnie przeżyć Noc Mocy, symboliczne upamiętnienie pierwszych objawień Mahometa, czyli mistycznego otwarcia granic między światem anielskim i ziemskim. W esseńskiej Ewangelii Prawdy odnajdujemy niezwykły opis postu Jezusa, odbytego w pustynnym odosobnieniu przez symboliczny okres 40 dni. Podczas głodowego oczyszczenia Jezus kontaktuje się z Aniołami Powietrza, Wody i Ognia, które personifikują witalne moce natury i są przewodnikami na ścieżce przywrócenia jedności z kosmicznym Źródłem. Zatem post Jezusa jest wielkim misterium „wejrzenia w istotę rzeczy”, a nie jałowym, cierpiętniczym samoudręczeniem. Jest zatem pewnym, że idea postu narodziła się w starożytnej tradycji mistycznej jako droga do bezpośredniego doświadczenia Boga bez pośrednictwa instytucjonalnego. Współczesne pojmowanie owego zjawiska daleko odbiega od pierwotnego ideału owej duchowej praktyki, ale powiedzmy otwarcie – całokształt naszego życia zmarniał!

Chrześcijaństwo zaadoptowało na własny użytek wiele archaicznych obyczajów pogańskich, siłą rzeczy więc spod zmodyfikowanej formy wymykają się wielokrotnie stare treści. Obserwuje się także swoiste zjawisko „dialektyki” zakorzenionego obyczajowo i żywego podskórnie nurtu starej duchowości, ścierającego się z ekspansywną i urzędowo instalowaną wiarą Kościoła Katolickiego. W dawnych czasach w ceremoniach obrzędowych Popielca ścierały się ze sobą dwie tendencje doświadczania święta: religijno-ascetyczna i hulaszczo-błazeńska. Było to wyrazem kształtowania się nowej świadomości Europejczyka, która przenosiła w obszar obyczajowości zbiorowej element kontemplatywny, czyli postawę, wypracowaną przez mistyków pustyni, jako formę indywidualnego kontaktu z sacrum. Czy było tak w istocie, czy zaliczyć to można do sfery pobożnych życzeń, mógł rozstrzygnąć tylko indywidualnie każdy wyznawca, wkraczający z pokorą i skupieniem lub naskórkową powinnością religijną w czas wielkopostny.

Kulminacją okresu kontemplatywnego wyczekiwania na symboliczne zmartwychwstanie Chrystusa były i są świąteczne ceremonie kościelne w czasie Wielkiego Tygodnia. Ten kluczowy dla chrześcijanina okres otwiera Niedziela Palmowa. Głównym atrybutem jej uroczystości są palmy. W tradycji pogańskiej zielona gałąź, zwana zwyczajowo „gaikiem”, symbolizowała odradzającą się przyrodę. Chodzenie po wsiach z tzw. gaikami, czyli zielonymi wiązankami, przyozdobionymi wstążkami i świecidełkami, było powszechnym w Polsce obyczajem ludowym, zachowanym po dzień dzisiejszy na Ziemi Opolskiej. Ponadto istniał także stary obyczaj umajania zielenią wnętrz chat, wywodzący się od prasłowiańskiego kultu drzew jako epifanii (przejawień materialnych) boskiej mocy. Kontynuacją tej tradycji jest praktykowany w niektórych regionach Polski zwyczaj magicznego wykorzystywania wielkanocnych palem do ochrony obsianych pól przed inwazją złych mocy, czyli szkodników. W tym celu zatyka się poświęcone palmy w czterech rogach pola, niczym totemy, magiczne tarcze przeciw demonom i zwykłym szkodnikom…

W chrześcijańskiej wersji palmy upamiętniają triumfalny wjazd Jezusa do Jerozolimy, kiedy to zgodnie z przykazem ewangelicznym mieszkańcy miasta witali swego Mesjasza gałęziami palmowymi, aby wyrazić swą nadzieję na przyjście czasu triumfu pokoju i Królestwa Bożego. Palmy mają w naszej tradycji ludowej różnoraką formę i kaliber oraz są swoistymi dziełami sztuki rękodzielniczej. Najpospolitszą formą palmy są małe i skromne bukieciki z wierzbowych gałązek, na których siedzą szare kulki bazi. Wzbogacają je gałązki bukszpanu i wszelkiego rodzaju suszonych kwiatów, najczęściej nieśmiertelników. Korzeni popularnego w całej Polsce obyczaju sporządzania palm doszukiwać się należy na Wileńszczyźnie, skąd obyczaj ten z upływem lat rozprzestrzenił się na terytorium całej Polski. Wileńskie palmy były pałkami, uplecionymi wokół kijów różnej wielkości i grubości, a sporządzone z różnobarwnych suszek kwiatowych, ułożonych w misterne kompozycje. Najbardziej znane są współcześnie obyczaje Niedzieli Palmowej na Ziemi Sądeckiej i Kurpiach, gdzie obnoszone są w procesjach wysokie na kilka metrów i ozdobione różnokolorowymi wstążkami palmy. Z okolic Łomży wywodzi się zaś obyczaj chłostania rózgami wierzbowymi kawalerów przez zadziorne panny, które podczas rytualnej chłosty wygłaszały taką sentencję: „Nie ja biję – wierzba bije. Dziś dzień – wielki dzień, za tydzień noc – Wielkanoc”. Praktykowanym ongiś obyczajem Niedzieli Palmowej było łykanie przez gorliwców bazi wierzbowych i rytualna chłosta młodymi gałązkami wierzbiny, które to ceremonie miały ponoć gwarantować ich amatorom dobre zdrowie. Baziami karmiono także bydło, aby magicznie uchronić je przed chorobami. Jest pewnym, iż geneza tych obyczajów sięga czasów pogańskich i wiąże się z symbolicznymi formami powitania wiosny i odrodzenia natury, które to zjawisko jest najstarszym i najbardziej uniwersalnym symbolem zmartwychwstania życia. Sakralność natury, to pierwotny korzeń ludzkiej religijności.

Zaś dawnym obrzędem czysto chrześcijańskim, wywodzącym się z motywów biblijnych, było obwożenie zainstalowanej na wózku figury Chrystusa na osiołku w procesjach, które po obejściu kościoła wychodziły na ulice miast i wsi. W owych spektaklach uczestniczyło od XVII wieku wielu jednodniowych aktorów, przyjmujących role takich historycznych postaci czasów biblijnych jak: pielgrzymów, bogatych kupców, handlarzy wonności, żołnierzy, żebraków, a odgrywali oni sceny tyleż zabawne, co pouczające. Zgromadzone tłumy odtwarzały realia tryumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy, sypiąc pod nogi korowodu kwiaty, wznosząc radosne okrzyki: „Hosanna!” i wymachując poświęconymi palmami. Już pod koniec XVIII władze kościelne zakazały, dopatrując się profanacji, praktykowania owego obrzędu, co spowodowało, że z ulic miasta przeniósł się on do karczm i szynków i przybrał formę zdecydowanie krotochwilną, czy wręcz szyderczą, a potem obumarł śmiercią naturalną.

Następująca, jako kolejna odsłona Wielkiego Tygodnia, Wielka Środa rozpoczynała się mszą, zwaną Ciemną Jutrznią, upamiętniającą męczeńską śmieć Chrystusa. Dawnymi laty po mszy księża bębnili o ławki swymi brewiarzami, co symbolizowało gruchot rzucanych o ziemię naczyń glinianych, praktykowany w starożytnej Palestynie jako wyraz rozpaczy i kresu istnienia. Bardzo często zwyczaj ten wykorzystywany był do psot, praktykowanych przez niecnych chłopaków, którzy dla hecy biegali po kościołach i z całej siły walili po ławkach kijami, czyniąc wielki tumult i zamieszanie, co miało zgoła odmienny wyraz od dostojnego, posępnego łoskotu brewiarzy. Służba kościelna podejmowała zdecydowaną walkę z tą plagą i przy pomocy batów starała się rozpędzać intruzów. Było to pretekstem do kontrataku urwisów, którzy zbrojni w sękate kije przystępowali do bitewnej rozprawy. A gdy czuli swą bezkarność w konfrontacji z kościelnymi starowinami, szli jeszcze dalej w swej świętokradczej parodii i chóralnie odśpiewywali w takiej oto strawestowanej formie teksty nabożnych godzinek:

„Zacznijcie wargi nasze

pić gorzałkę z flaszek

a wy karczmareczki

dajcie gorzałeczki.”

 

W obyczajach Wielkiej Środy pobrzmiewają także echa pogańskiego obyczaju uśmiercania Marzanny, czyli symbolu odchodzącej zimy i czasu przebudzenia z cyklicznej śmierci odradzającej się natury. Na przestrzeni XVII – XVIII wieku Kościół dołożył starań, aby pogańskiemu rytuałowi nadać treść chrześcijańską. Przyjmuje on zatem formę strącania z wieży kościelnej słomianej kukły, symbolizującej Judasza, która pogardliwie odziana w łachmany i z sakiewką wypchaną 30 kawałkami tłuczonego szkła, jako parodią symbolu zdrady, czyli srebrników, waliła się na bruk ulicy przy gromkim śmiechu zgromadzonego tłumu i szyderczym skandowaniu przeklętego imienia: „Judasz, Judasz!”. Potem uliczni urwipołcie brali kukłę Judasza na postronek i z głośnym wrzaskiem włóczyli po ulicach. Szczątki kukły Judasza palono w ognisku na miejskich opłotkach lub topiono w rzece. Podobne praktyki dręczenia napiętnowanej ofiary czyniono także z nieszczęsnymi kotami, od wieków nieżyczliwie postrzeganymi jako istoty sprzymierzone ze złymi mocami, a nawet samym Diabłem. Owi zwierzęcy kompani czarownic i czarnoksiężników doświadczali względnej przyjemności spuszczania we wnętrzu garnka wypełnionego popiołem ze schodów kościelnej wieży, a potem tłumnie gnano po ulicach ów znienawidzony „diabelski pomiot”.

Wielki Czwartek był dniem, kiedy w kościołach milkły dzwony, by zabrzmieć powtórnie podczas mszy rezurekcyjnej. Także ministranci używali drewnianych kołatek zamiast liturgicznych dzwonków. Rozpoczynała się świąteczna kulminacja – Triduum paschalne. Obyczajem wielkoczwartkowym był także ceremoniał umywania nóg dwunastu starcom, przeważnie miejskim żebrakom, przez możnych tego świata, aby w tym geście ukorzyć swą pychę i podkreślić złudność ziemskich zaszczytów wobec perspektywy życia wiecznego. Było to symboliczne odtwarzanie gestu Jezusa, który to umywszy nogi swym apostołom przed Ostatnią Wieczerzą, pomimo swej duchowej wielkości dał wyraz równości i jedności ze wszystkim bliźnimi w swej ziemskiej roli. Zdecydowanie nie licującym z posępnym, żałobnym nastrojem Wielkiego Tygodnia, był wielkoczwartkowy obyczaj urządzania ulicznych hałasów przez miejskich urwisów. Pobrzmiewają w tym obyczaju echa dawnych „świąt głupców” i karnawałowego „odwrócenia porządku rzeczy”, kiedy to parodiuje się szyderczo wszystkie najbardziej wzniosłe i poważne obyczaje i wartości ludzkie. A zatem na ulice wybiegały hałastry urwisów, ciągnąc przygotowane na tą okazję machiny w kształcie kołowrotów, które drewnianymi łopatkami uderzały o rezonujące listwy czyniąc hałas straszny. Nabywali także u ulicznych handlarzy drewniane kołatki i inne akustyczne „przeszkadzajki”, aby tym sposobem wzmocnić pandemonium ulicznego hałasu.

 Wielki Piątek w tradycji staropolskiej, to dzień pochodów biczowników. Biczownicy, wedle obyczaju, odziani byli w długie płaszcze z kapturami, a nazywano ich kapnikami. Spośród gromady pokutników wybierano osobę do odgrywania postaci Jezusa, a na jego kaptur naciskano cierniową koronę i obciążano grzbiet nieszczęśnika potężnym krzyżem drewnianym, zaś aktor z teatralnym przerysowaniem tragicznie uginał się pod owym brzemieniem, pragnąc dramatycznie odtworzyć cierpienia Zbawiciela. Inni zaś uczestnicy pasyjnego spektaklu przyjmowali role siepaczy i zapewne nieźle się wyżywali na swym wcielonym w postać Jezusa kompanie, szarpiąc krępujące jego ręce łańcuchy i okładając go płazem dobytych szabel. Jako, że zapewne nie tyle ekspiacyjne, co poszukujące życiowej przygody były motywy uczestnictwa w owym spektaklu pasyjnym, takie też nie najwyższych lotów postawy moralne uczestników kryły się pod ewangelicznymi strojami. Wielokrotnie biczownicze korowody jako ceremonie z natury swej teatralne kończyły się u bram kościoła, a ich uczestnicy miast modlitewnej kontemplacji udawali się do karczm na kufel piwa, czy niuch tabaki. Zaś w karczemnym kontekście jakże groteskowo wyglądały ich pokutnicze kreacje i rzekomo wzniosłe intencje.

Znacznie bardziej poważną i podniosła ceremonią wielkopiątkową było odwiedzanie grobów Pańskich w kościołach. Wedle tradycji godziło się odwiedzić co najmniej 7 kościołów, lecz gorliwsi zaliczali groby we wszystkich świątyniach miasta. Przy grobie należało spędzić czas jakiś na modlitewnym skupieniu i rozpamiętywaniu brzemienia win ludzkich, dla których odkupienia życie oddać musiał niewinny Syn Boga. Wychodząc z kościoła godziło się suto sypnąć groszem licznie zgromadzonym żebrakom, aby w ten sposób choć po części zadośćuczynić popełnionym grzechom. Same zaś groby były często wymyślnymi konstrukcjami mechanicznych teatrów lalkowych, gdzie święte postacie proroków: Abrahama, Izaaka, Józefa, Daniela czy Jonasza uczestniczyły w realistycznie odtwarzanych spektaklach niedoszłej ofiary z syna, czy cudownego ocalenia w jaskini lwów. Najważniejszym elementem symbolicznym był jednak straszliwy wieloryb, który w czeluści swego wnętrza przetrzymał Jonasza przez trzy dni, aby uwolnić proroka do głoszenia słów Pana w mieście Niniwa, a jego historia stała się pierwowzorem zmartwychwstania Jezusa. Zaś biblijnym dramatom towarzyszyły teatralne przewracanie szklanymi gałkami oczu i pompatyczne gesty bohaterów. Zaś przy samym grobie odprawiali wartę żywi żołnierze, przyobleczeni w rzymskie stroje. A zatem nie sama pobożność, ale czasem zwykła ciekawość obejrzenia rzeczy niezwykłych, magicznego teatru biblijnego, zapełniała kościoły w Wielki Piątek.

Warto jeszcze wspomnieć o starym obyczaju siania zielonych gaików z pszenicy i rzeżuchy na donicach i talerzach, obłożonych wilgotnym płótnem, których to tradycja sięga czasów antycznych i wywodzi się od wiosennych „ogródków Adonisa”. Zwłaszcza we Włoszech i Grecji obyczaj ten ma widoczny związek ze starym kultem, kiedy to obsiane przez kobiety pszenicą, soczewicą i siemieniem lnianym talerze wnoszone były do kościołów i stawiane przy grobie Chrystusa, gdyż symbolizowały tą samą ideę zmartwychwstającego Boga. Warto tu jeszcze przypomnieć relację św. Hieronima, który podaje, iż w Betlejem, tradycyjnym miejscu narodzin Jezusa, znajdował się święty gaj Adonisa, który był bogiem-duchem zboża, a zatem wybranie Betlejem (Dom Chleba) na sanktuarium było bardziej zgodne z naturą owego Boga, niż Syna plemiennego Boga pasterzy. Fakt, iż Jezus wygłosił owe symboliczne słowa: „Jam jest chlebem życia” świadczy, że użył on metaforyki, zaczerpniętej z archetypu starej religii agrarnej, zaś podobieństwo ofiarnej śmierci i zmartwychwstania obu boskich postaci jest tu nieodparte. Posiadającą także pogańskie zakorzenienie była wielkopiątkowa ceremonia obmywania ciał w rzekach i jeziorach. Tego dnia ponoć wody wszelkie posiadać miały cudowne właściwości i chroniły śmiałków przed wszelkimi chorobami, a co najmniej białogłowy przed utrapioną plagą piegów, a mężczyzn przed niemocą wstydliwą. W ceremoniale owym uczestniczyli tylko ludzie dorośli, a po wyjściu z lodowatej wody rozgrzewali się, siekąc rózgami i krzepiąc tęgą gorzałką…

Dawnym obyczajem wielkosobotnim było święcenie ognia, który płonął przed kościołem w formie ogniska, a symbolizował pierwotnie pogański żywioł potęgi i gwałtowności natury, poprzez którą manifestował swą moc sakralną jej władca – Bóg. Hinduski bóg ognia – Agni jest personifikacją kosmicznej mocy, która ku swojej chwale trawi dary ofiarne. W starożytnej Grecji patronka ogniska domowego, Hestia, była opiekunką rodzinnej pomyślności i bezpieczeństwa. W rzymskiej świątyni Westy świętego ognia strzegło dwanaście dziewic-kapłanek, zwanych westalkami. Z początkiem Nowego Roku najwyższy kapłan (Pontifex maximus) zapalał święty ogień przy pomocy promieni słonecznych, skupionych we wklęsłym zwierciadle, gdyż nie mogła go skrzesać pokalana ręka ludzka. Zaś w schrystianizowanej formie płomień symbolizował światło Ducha Świętego, a także płomienny żar wiary młodego Kościoła, który przywoływany jest w czasach obecnych w formie zewnętrznej ceremonialności, czyli jedynie teatralnie, podczas wielkich uroczystości kościelnych dla rzesz statystów. Dawnymi czasy istniał też obyczaj krzesania ognia z kamienia, który to obrządek symbolizował zmartwychwstanie Chrystusa, jako wystrzelenie iskry życia z kamiennego grobu. Pozostałością tego obyczaju jest współczesne święcenie potężnych świec paschalnych. Także tego dnia odbywa się święcenie wody i olejów, które symbolizują chrześcijańskie obmycie z win grzechu pierworodnego i namaszczenie łaską. Pierwotnie były to pogańskie symbole prastarego, sakralnego żywiołu – wody, pierwotnego tworzywa natury, mocy oczyszczającej, odwiecznego źródła życia i wzrostu wszelkich istot żywych… (Dok. nast.)

AntoniK.

Obraz: El Greco, Zmartwychwstanie, olej na płótnie, ok. 1600 r.

(Visited 52 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*