Rzeczypospolita

WSZYSCY CHŁOPCY GENERAŁA (2)

DSCF8592Podróż z piekła do Ziemi Obiecanej

Niewiele było przesady w słowach, iż tak stłoczeni niczym sardynki w blaszanej puszce dotarliśmy do Palestyny, dokładnie w rejon wód terytorialnych, stamtąd małymi łódkami przeprawiano nas na plażę, dalej hinduska kolumna zmotoryzowana, w skład której wchodziły samochody wojskowe jak i cywilne, przewiozła nas na miejsce zakwaterowania.

Ja trafiłem najpierw do Gedery, dopiero później znalazłem się w Palestynie. Nasza grupa została przydzielona jako uzupełnienie do Brygady Karpackiej, zaś 60. Dywizja Piechoty z Rosji, weszła w skład 3. Dywizji Karpackiej. Mnie wybrali do łączności – miałem szczęście, lecz jak się okazało, nie do końca.

Ogłosili zbiórkę i każdego z nas pytali, kto potrafi jeździć samochodem, nie spieszno mi jakoś było do pełnienia tej funkcji, pewnie nawet bym się nie przyznał do mojej „rosyjskiej praktyki”, zrobił to za mnie kolega – nie wypadało zaprzeczać i tak rozpoczęła się moja druga przygoda z autem – tyle, że nie w mrozie a pustynnym skwarze. Brytyjczycy ściągnęli z pustyni zużyty sprzęt, przekazali nam do naprawy, zdziwieni naszą sprawnością w charakterze mechaników, zaś pojazdy, które dzięki nam ożyły – przekazali w nasze ręce do użytku.

Rozkazem przełożonych zostałem oddelegowany na kurs prawa jazdy, egzamin zdałem, a niedługo potem poszerzyłem swoją wiedzę i uzyskałem dodatkowo uprawnienia prowadzenia motocykli, ciężarówek z przyczepami, a nawet czołgów i innego ciężkiego sprzętu wojskowego. Szczerze mówiąc nie było to szczytem moich marzeń a raczej przeciwnie.

DSCF8591

Wojna zabrała nam młodym Polakom, nie tylko czas młodości ale przede wszystkim przerwała naukę, wielu z nas w październiku 1939 roku miała podjąć wymarzone studia, wszyscy chcieli się uczyć – ja byłem jednym z nich. W końcu dopiąłem swego, wysłano mnie na kurs łączności i telegrafii, warunki wojenne, więc i taka edukacja wydawała mi się wymarzonym kierunkiem studiów. Zostałem przydzielony do centrali telefonicznej, która pośredniczyła pomiędzy korpusem polskim a brytyjskim. Niemal błyskawicznie musiałem nauczyć się języka angielskiego, szyfrowania wiadomości itp.

 

Wojna, kobiety i radiostacja 

Trzeba pamiętać o tym, że byliśmy młodymi chłopakami, skorymi do żartów i robienia kawałów Polakami, należy podkreślić to słowo, ponieważ Brytyjczycy odznaczali się raczej zimnym spojrzeniem na otaczający nas wówczas świat. Do centrali, w której służyłem przydzielona była kompania kobieca. W nocy, kiedy nie było natłoku rozmów, przekazywania rozkazów itp., czas przeznaczaliśmy na robienie kawałów. Często łączyliśmy Polki z oficerami angielskimi, a co z tego wynikało, to należy się tylko domyślać, a cała reszta niech będzie objęta tajemnicą niekoniecznie wojskową, choć po tylu latach można by było objąć amnestią niektóre wypadki i przypadki z tegoż powodu wynikające. Tak to ubarwialiśmy sobie szarzyznę frontowych dni. Były też innego rodzaju „atrakcje”…

Proniemiecko nastawieni Arabowie, kradli naszą broń, uszkadzali sprzęt, robili wszystko, aby tylko uprzykrzyć nam życie. Niewiele to miało wspólnego ze świstem kul na linii frontu, więc jako młodzi ludzie przyjmowaliśmy to wszystko jako kolejną życiową – a raczej wojenną – przygodę. Niebawem nadszedł czas intensywnych szkoleń taktycznych w górach na terenie Syrii i Libanu, powoli zaczynaliśmy utwierdzać się w przekonaniu, że jesteśmy żołnierzami i już niedługo przyjdzie nam zmierzyć się nie tylko z wrogiem ale i ze swoimi słabościami na linii frontu. 

 

Włochy i pierwsze bolesne doświadczenie 

Jesienią 1944 roku ogłoszono mobilizację – zapachniało prochem, czuliśmy to, gdzieś w środku rósł w nas niepokój, czy damy radę, co nas czeka – czy wytrwamy i przetrwamy….

Dziwne, że wtedy wszyscy myśleliśmy w ten sam sposób, nigdy o sobie, a zawsze w liczbie mnogiej, podświadomie stawaliśmy się sobie bliscy, nie zdawaliśmy sobie sprawy, jakie to ważne.

Z Aleksandrii wypłynęliśmy konwojem wraz z całym sprzętem bojowym. Do znudzenia powtarzane zajęcia taktyczne na skalistych szlakach gór Libanu i Syrii, powoli zaczynały mieć sens, już tu – paradoksalnie na pokładach przeładowanych statków transportowych.

Smarkacze do niedawna z sypiącym się co dopiero wąsem pod nosem, gdzieś tam pozostawione pierwsze miłosne westchnienia, dziecięca jeszcze prawie tęsknota za domem, bliskimi. Pot wylany na morderczych ćwiczeniach zrobił swoje, zahartował młodzieńcze charaktery, stawaliśmy się żołnierzami.

Skarbek-żołnierz

Niedaleko Krety uderzył w nas potężny sztorm, to była pierwsza lekcja, którą dostaliśmy od życia. W większości statki zostały poważnie uszkodzone, woda zabrała wszystko. Zostaliśmy tylko w tym, co mieliśmy na sobie. Dziwnie czuje się żołnierz, jaki zostaje pozbawiony karabinu, a stoi na chwiejnym pokładzie ledwo trzymającej się na wodzie łajby w samych tylko, ociekających wodą portkach… Trochę pracy czekało dowódców pododdziałów, których zadaniem było podtrzymanie za wszelką cenę morale w szeregach swoich żołnierzy. Nikt bowiem nie rodzi się bohaterem, a pierwsze doświadczenia mogły mieć na nas zgubny wpływ. Jakoś szczęśliwie dotarliśmy do Taranto (region Apulia, prowincja Tarent) na południowo-wschodnim krańcu Włoch, tam otrzymaliśmy nowy sprzęt. Niewiele dano nam czasu na odpoczynek, po otrzymaniu nowego wyposażenia bojowego, z marszu niejako poszliśmy na akcję.

To było w miejscowości położonej na południe od Bari. To był nasz chrzest bojowy, zaczęła się zima, wychodziliśmy na patrole, w tym czasie przez dość długi okres trwała tam wojna pozycyjna, polegająca na częstym ostrzeliwaniu pozycji wroga. Wtedy pracowałem na specjalnym typie radiostacji, tzw. goniometrycznej, jej zadaniem było wykrywanie pozycji artyleryjskich. Moim zadaniem było nastawienie radiostacji na źródło błysku, drugi łapał sygnał z drugiego końca, w ten sposób określaliśmy na mapie miejsce rozlokowania baterii artyleryjskiej, podawaliśmy namiary do naszych pozycji i już po kilku sekundach nasi strzelali w to miejsce. Nasze wyliczenia były – trzeba przyznać – dość precyzyjne. Średnio trzecia poprawka była 100% celna. (cdn.)

 

Spisał – Tadeusz Puchałka

Foto ze zbiorów prywatnych rodziny pułkownika Skarbka – Canberra/ Australia

 

(Visited 19 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*