Niemcy są dla nas ponad wszystko (5)

Sformułowanie „tereny pod polską administracją” trafiało do opracowań naukowych, podręczników szkolnych czy nawet atlasów geograficznych. W pierwszych latach powojennych, kiedy to powstawały nowe sojusze i dzisiejsi przyjaciele stawali się wrogami – nie tylko z okupowanych Niemiec, lecz także ze Stanów Zjednoczonych dawały się słyszeć głosy twierdzące, iż zachodnia granica Polski jest tymczasowa. Nie zapominajmy, że konferencja poczdamska w swym postanowieniu mówiła nie o przyłączeniu, lecz o oddaniu niemieckich terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej pod polską administrację do czasu zawarcia traktatu pokojowego. Jako że traktat ten, który ostatecznie uregulować miał kwestię granic powojennej Europy, nigdy nie został podpisany, z niemieckiego punktu widzenia przez długie dziesięciolecia dawne wschodnie prowincje Rzeszy znajdowały się jedynie pod tymczasową polską administracją. Perspektywę taką (ale tylko oficjalnie) wspierały kraje anglosaskie.

Polskie władze miały ogromny problem z tymi terenami, bowiem Kresy Wschodnie, nawet te leżące poza granicami międzywojennej Rzeczypospolitej, jeszcze w I połowie XX wieku usiane były skupiskami Polaków. Nie można było tego natomiast powiedzieć o niemieckich terenach wschodnich, gdzie poza Górnym Śląskiem, południową częścią Prus Wschodnich i pasem pogranicza, ludność przyznająca się do narodowości polskiej, czy chociażby po polsku mówiąca, praktycznie nie występowała.

Niemcy na kolanach oczekiwali, iż III wojna światowa, której stronami mieliby być alianci zachodni i Związek Radziecki, spowoduje ponowne włączenie Śląska do Niemiec oraz wyrwanie polskich ziem wschodnich spod władzy Moskwy. Polskie władze nie chciały doprowadzić do sytuacji, gdzie pojawia się jakaś reprezentatywna mniejszość, która wysuwa żądania i to świeżo po tak krwawym konflikcie. W 1951 r. Urząd Bezpieczeństwa odnotował w Zabrzu demonstrację grupy ludzi, odmawiających przyjęcia polskiego obywatelstwa i domagających się zgody na wyjazd do Niemiec. W 1952 doszło już do wystąpień na masową skalę: w ramach tak zwanej ankietyzacji, czyli akcji wymiany czy też wydawania dowodów osobistych, ponad 80 tys. Górnoślązaków w województwach opolskim i katowickim odmówiło złożenia wniosku o polski dokument tożsamości lub zadeklarowało narodowość niemiecką.

Mimo iż czynny opór należał do rzadkości, w latach 40., 50. i 60. XX w. działało w regionie przynajmniej kilkanaście podziemnych organizacji, stawiających sobie za cel przyłączenie Górnego Śląska do Niemiec. Największą spośród nich (ok. 80 członków) była założona w 1949 r. w Toszku i aktywna zarówno w opolskiej, jak i katowickiej części regionu grupa Schwarzer Wolf von Hubertus (Czarny Wilk Hubertusa). Działalność tej zlikwidowanej w 1954 r. przez UB grupy obejmowała jednakże przede wszystkim propagandę szeptaną. Przyłączenia regionu do Niemiec domagało się także kilka działających na mniejszą skalę organizacji z Gliwic, Chorzowa oraz powiatów oleskiego i strzeleckiego. Z kolei aktywny w Zabrzu i okolicy w latach 1956-57, liczący zaledwie kilku członków Deutscher Kampfbund Oberschlesien (Niemiecki Związek Walki dla Górnego Śląska) poprzez napisy na murach oraz druk i kolportaż ulotek wzywał do „mobilizacji przeciwko polskim zaborcom” i domagał się plebiscytu. Akcje ulotkowe odnotowano ponadto między innymi także w Gogolinie, Gliwicach, Siemianowicach Śl., a także Bielsku.

Obecnie Niemcy boją się jak ognia podnoszenia kwestii reparacji wojennych ze strony polskiego rządu. Z opinii Biura Analiz Sejmowych wynika, że w czasie II wojny światowej polskie państwo poniosło największe straty w Europie, a z punktu widzenia międzynarodowego i prawnego twierdzenie, że roszczenia odszkodowawcze wygasły lub uległy przedawnieniu jest nieuprawnione, a moralnie niewłaściwe! Niemcy uważają dziś, że odszkodowaniem na dewastację wojenną i mordowanie narodu było oddanie nam pod kuratelę Ziem Zachodnich. Przejęcie przez Polskę po wojnie dawnych ziem niemieckich pokryło „w znacznym stopniu” nasze roszczenia reparacyjne wobec Niemiec.

Do końca 2015 roku RFN wypłaciła Polsce świadczenia, będące zadośćuczynieniem za wojnę w wysokości 73,4 mld euro – co jest kwotą uwłaczającą –  kwota ta nie obejmuje wywłaszczeń i demontażu niemieckiego przemysłu w strefach okupacyjnych oraz wartości ziem, odstąpionych ZSRR i Polsce. RFN w Układzie o podstawach normalizacji wzajemnych stosunków z 7. grudnia 1970 roku ostatecznie uznała granicę z Polską. Schoellgen przypomina, że aby doprowadzić do ratyfikacji umowy przez parlament, strona niemiecka „skazana była na koncesje strony polskiej, dotyczące między innymi reparacji. W oświadczeniu, którego pełnej treści wówczas nie opublikowano, Polska potwierdziła w grudniu 1970 r. wyraźnie trwającą ważność oświadczenia z sierpnia 1953 r., że roszczenia reparacyjne zostały spełnione”.

12. września 1990 r. podczas negocjacji 2+4, podpisano Traktat o ostatecznej regulacji w odniesieniu do Niemiec.Polska, jako jedyne państwo oprócz sześciu stron traktatu uczestniczyła w turach negocjacji i nie wniosła pod obrady tematu reparacji. W zamian Niemcy potwierdziły 14. listopada 1990 r. nienaruszalność wspólnej granicy na Odrze i Nysie, a tym samym także odstąpienie dawnych ziem niemieckich. Przecież w coraz bardziej nowoczesnej UE ma nie być żadnych granic – i to jest pułapka, w którą wpadła Polska w UE… – i żadnych narodów, żadnych ras, żadnych obywatelstw ani paszportów, ani dowodów, a każdy będzie mógł sobie sam wydrukować kilka paszportów o dowolnym pochodzeniu i własności obywatelskiej.

Niemcy pozbyli się problemu „dając” coś, co dziś ideologicznie i tak sami przejmą w duchu wolności. „Niemiecki” Wrocław czy Gdańsk w 1945 roku leżały w ruinie, śląskie fabryki wywieźli do Rosji Sowieci, nie dostaliśmy niczego prócz ruin, nieurodzajnych piachów Pomorza, bagnistych Prus Wsch., które historycznie należały się Polsce na mocy hołdów lennych, które Prusy zerwały. Frei Stadt Danzig należał przez 710 lat do Polski, a przez 248 lat do Niemiec, wolnym miastem był tylko za Napoleona i w Międzywojniu. To, co dostaliśmy na „przechowanie”, odbudowaliśmy własnymi rękami, a dziś często palimy świeczki na zaniedbanych niemieckich cmentarzach! (Cdn.)

Roman Boryczko,

czerwiec 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*