Lwów – ziemia i ludzie (4)

Ksiądz Józef Baran, sprawujący w tym szczególnym miejscu mszę świętą, pełna goryczy wypowiedź Danuty Skalskiej tuż po nabożeństwie, a także słowo kustosza Cmentarza Łyczakowskiego stały się dodatkowym bodźcem emocjonalnym, zaś Lwy (tutaj symbole miasta), które z niewiadomych przyczyn przeszkadzają komuś i zostały uwięzione w obrzydliwych sarkofagach z dykty, zaprzeczają tym wszystkim jakże pięknym przeżyciom, których doświadczaliśmy tam na miejscu – (oto jeden z kontrastów, który burzy możliwości porozumienia obydwu narodów).

Ogrom tragedii tego miejsca a zarazem historie bohaterskich zachowań bardzo młodych ludzi, których mogiły odwiedziliśmy, przytłacza swoimi rozmiarami i każe wołać: Polacy, niech nie zabraknie wśród nas nikogo, kto nie odwiedziłby tego miejsca!

Ciągle pytamy samych siebie, dlaczego symbole święte dla tych małych bohaterów, a także dla nas, stanowią zagrożenie. Wszyscy oni, dla tej idei oraz dla tych wartości walczyli i ginęli.. Bo historia – to groby i ludzie, pytamy zatem i wołamy – z jakich powodów, dlaczego zgodnie z literą jakiegoś prawa dopuszcza się dewastacji miejsc historycznych, podkreślając w ten sposób swoją wrogość do innego narodu. Kraj wielu kultur, pięknej historii, nie pozbawiony złych skojarzeń, kraj kontrastów, z których dobrze by było wiele wyeliminować, bowiem nie pomagają one we wzajemnej integracji obydwu sąsiadujących ze sobą narodów…

 

Kobieta z workiem słodyczy

Do bramy Cmentarza Łyczakowskiego zbliża się kobieta z torbą wypełnioną słodyczami. Wyroby, które uwielbiają dzieciaki chyba na całym świecie, tu mają zupełnie inny smak. Olga Karpińska Michajłowa jest wdową. Mąż zmarł rok temu na nowotwór. Synowie Olech i Jurij walczą na froncie, obydwaj odnieśli poważne rany, jeden z nich ciężko ranny przebywa w szpitalu w Kijowie. Pani Olga nie jest żebraczką, ma pracę, zarabia w przeliczeniu na polską walutę około 400 złotych, a sprzedażą słodyczy dorabia sobie na utrzymanie. Raz w miesiącu stać ją na zjedzenie mięsa, więc nie jest źle – dodaje. Wczoraj za pieniądze zarobione na słodyczach, które sprzedałam Polakom, kupiłam odrobinę cukru na wagę, bo taką miałam ochotę, posłodzić sobie herbatę. Szanuję Polskę i Polaków, chciałabym doczekać chwili, kiedy z jednakim szacunkiem obydwa narody spojrzą na siebie… Z podobnymi opiniami można się spotkać dosłownie wszędzie,  są to jednak słowa często prostych ludzi, którzy żyją wojną i wszystkim, co jest z tym potwornym zjawiskiem związane na co dzień.

Kraj, na którego ulicach widzimy najnowsze modele znanych samochodowych koncernów, a tuż obok staruszka, która po otrzymaniu 5 hrywien całuje ręce i płacze. Niewidomy gra na harmonii, nieco dalej piękna, dobrze ubrana dziewczyna cudownie gra na saksofonie, tworząc swoją osobą obraz wielkich europejskich metropolii i tylko te staruszki w prawie 50-stopniowym skwarze w walonkach i całą kupą ubrań na sobie, bo to cały ich majątek, kraj nieprzebranego dobra i zła zarazem, bogactwa i nędzy. Wojna, ta która dawno się skończyła, jak i ta, która dręczy ludzi teraz, pokazuje swoje pazury daleko od linii frontu, dlatego wszystko, czego tu doświadczyłem jest dla mnie lekcją – ważną lekcją.

Mój pierwszy i zarazem ostatni pobyt na Kresach,  można by było nazwać przeżywaniem, dotykaniem wręcz wszystkiego, co było. O tym czytałem, a nieco później sam starałem się opisywać. Wszystko to przeżyłem raz jeszcze. Tyle, że wiele sytuacji i zdarzeń do niedawna było wytworem mojej wyobraźni. Bogu dzięki, iż prawie wszystkie opisywane przeze mnie wydarzenia w 100% się potwierdziły.  Magia? – a może jednak coś więcej, bo przecież tęsknota, z którą tu spotykamy się niemal na każdym kroku, a także miłość – choć magiczna – jakże prawdziwymi są uczuciami, więc może dlatego prawie wszystko się zgadza…

Warto dodać na koniec, że w tym naszym wspólnym pielgrzymowaniu brali udział bywalcy Uniwersytetu Trzeciego Wieku z Tarnowskich Gór, sympatycy kultury i historii Lwowa i Kresów Wschodnich z Bielska Białej. Nie mogło zabraknąć Kresowian z Bytomia, Gliwic, Rybnika… Pocieszające jest, iż w grupie znalazło się kilkoro młodych ludzi, pragnących zgłębić swoją wiedzę o tym pięknym zakątku Europy. Grupą dowodzili – wszystkim nam znana red. Danuta Skalska oraz pan Ireneusz Jajko – osoba o niebiańskiej cierpliwości, czego dowody dał niejednokrotnie podczas naszej wyprawy.

Zdjęcia i tekst:

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*