Lokaut, czyli jak zdeptać klasę pracującą! (3)

W Łodzi iskrą sporną stał się spór między robotnikami a zagranicznym dyrektorem, pracującym w fabryce z ramienia właściciela. Między robotnikami a inż. Stevensonem doszło do bliżej niewyjaśnionego zatargu. Robotnicy mieli jakoby obrazić dyrektora warsztatów mechanicznych. Jeden z nich tłumaczył później, że to Anglik zachowywał się ordynarnie – policzkował mężczyzn i popychał kobiety, łapiąc je za piersi. W dodatku pracownicy wyrzucili za bramę strażnika, który podejrzewając kradzież, chciał zrewidować jednego z nich. Według relacji robotników mężczyzna miał szarpać i bić zatrzymanego.

Głównymi partiami, działającymi na terenie Królestwa Polskiego, były: Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy (nastawiona na współpracę z rosyjskimi socjalistami), Polska Partia Socjalistyczna (akcentująca walkę o niepodległość Polski), Bund (reprezentant żydowskiego proletariatu) oraz Narodowy Związek Robotniczy (wywodzący się ze środowiska Narodowej Demokracji). Co piąty robotnik należał wówczas do jakiejś partii. W 1906 r. carat odzyskał inicjatywę przy pomocy stanu wojennego, inwigilowania partii opozycyjnych oraz sądów i zsyłek.

Te sytuacje posłużyły Maurycemu Poznańskiemu za pretekst do rozprawienia się z niepokornymi robotnikami. Fabrykanci, zmuszeni do podwyższenia płac, zaakceptowania istnienia delegacji robotniczych i dwutygodniowego okresu wypowiedzenia, zdecydowali się odzyskać pełnię władzy nad robotnikami. Sygnał do rozprawienia się z pracownikami dał Maurycy Poznański, rozpoczynając lokaut. Na dworze był siarczysty mróz, gdy na murach fabryki zawisło obwieszczenie dyrekcji zakładów. Mówiło ono o zwolnieniu z pracy wszystkich pracowników: robotników, majstrów i ekspedientów. Ponowne zatrudnienie zależało od spełnienia dwóch warunków. Pierwszym było przeproszenie inż. Stevensona, a drugim zgoda na zwolnienie co dziesiątej osoby, pracującej w najmniej zdyscyplinowanych oddziałach. W sumie – 98 osób, wybranych metodą losowania. Był 22. listopada 1906 roku, gdy Ich nazwiska dołączono do ultimatum.

Robotnicy mieli także zobowiązać się do przestrzegania nowo ustalonych zasad, m.in. nie strajkować i zgodzić się, że gdyby zwolnieni robotnicy pojawiali się w fabryce i chcieli pracować, wtedy fabryka natychmiast – bez okresu wypowiedzenia – będzie zamykana. Każdy, kto chciał być zatrudniony na nowych warunkach, mógł zgłosić się do biura. Nie znalazł się ani jeden chętny na pracę pod takim dyktatem. Fabryka Poznańskiego została ostatecznie zamknięta 17. grudnia. 15. grudnia 1906 roku zarządy sześciu największych zakładów w Łodzi, w ramach solidarności posiadaczy ogłosiły, że jeśli załoga Poznańskiego nie ulegnie, wtedy pozostali robotnicy również stracą posady.

Szantaż dotyczył pracowników Biedermanna, Grohmana, Heinzla i Kunitzera, Scheiblera oraz Steinerta. Nikt nie traktował takiej groźby poważnie a jednak ziściła się ona najgorszym koszmarem. Rozpoczął się strajk. Na bruku znalazło się według różnych szacunków 22-25 tys. osób, co wraz z rodzinami oznaczało 80-100 tys. osób bez środków do życia. Stanowiło to niemal jedną trzecią ludności Łodzi. Najwięksi przemysłowcy zawiązali Związek Fabrykantów Łódzkich Przemysłu Bawełnianego i przenieśli się do Charlottenburga pod Berlinem. Dziewięcioletnia Maria Kamińska razem z dwojgiem braci spędzała grudzień 1906 r. w podberlińskim mieszkaniu swojego wuja – Maurycego Poznańskiego. „Jego trzy córki to nieodłączne towarzyszki zabaw naszej rozdokazywanej trójki. Włazimy we wszystkie kąty luksusowo urządzonego mieszkania, gonimy się po korytarzach i gabinetach.” Robotnicy także się zjednoczyli i utworzyli Międzypartyjną i Międzyzwiązkową Komisję Lokautową, do której weszli przedstawiciele partii socjalistycznych oraz delegaci związków włókniarzy i metalowców. Nadszedł głód, a przecież dieta pracujących wtedy włókniarzy wyglądała jak na dzisiejsze czasy makabrycznie: śniadanie – dwie szklanki kawy i ok. 300 gramów chleba; obiad – barszcz z ziemniakami, kapuśniak, zupa kartoflana albo zacierki z wodą; kolacja – resztki z obiadu lub kawa i chleb. Głód i zimno potęgowały beznadzieję, bowiem robotnicy nie mieli pieniędzy na opłacenie opału. Bogacze drwili z beznadziejnej sytuacji robotników. Poznański w wywiadzie dla rosyjskiej gazety powiedział wprost: „Wiemy wyśmienicie, że lokaut sześciu olbrzymich fabryk jest krokiem barbarzyńskim i wobec robotników i wobec fabrykantów. Pojmujemy dobrze całą doniosłość, nawet niebezpieczeństwo zrobionego kroku.”

Łódzkie środowiska kultury podjęły się mediacji z fabrykantami. Towarzystwo Kultury Polskiej, złożone z przedstawicieli liberalnej inteligencji, wysłało do fabrykantów delegatów z misją pojednawczą. Fabrykanci odpowiedzieli: „Musieliśmy zdecydować się wystąpić energicznie w obronie tego porządku, póki jeszcze nie było za późno. Musieliśmy stanąć w obronie swoich zagrożonych interesów, jak również choćby w obronie tej niestety sterroryzowanej jeszcze większości robotników, którzy nie śmieją mówić tego głośno, a bez wątpienia mają sami potrzebę stworzenia moralniejszych warunków pracy”.

Robotnicy mogli liczyć jedynie na swą solidarność. Pomoc finansowa szła ze związków zawodowych z Niemiec, Austrii, Danii i Szwajcarii, a także z rosyjskich miast: Petersburga i Moskwy. Robotnicy niezlokautowanych fabryk w Łodzi i w innych miastach Królestwa Polskiego opodatkowali się na rzecz wyrzuconych pracowników. W sumie udało się zebrać 373 tys. rubli. Dodatkowo chłopi z okolicznych wsi dostarczali robotnikom za darmo ziemniaki. Komitet Pomocy pod kierownictwem Leopolda Skulskiego, późniejszego nadburmistrza miasta, wysłał na wieś ok. 600 robotniczych dzieci.

Środowiska robotnicze wobec widma głodu rozpoczęły bratobójczą walkę. „W czasie tych walk bratobójczych Bałuty wyglądały jak obóz wojenny, ludzie formalnie obawiali się wychodzić na ulicę.” Członkowie partii napadali na swoich przeciwników na ulicach i w domach, a nawet podkładali ładunki wybuchowe pod budynki. W sumie wskutek starć zginęło ok. 300 osób. Anarchiści i socjaliści uważali, że należy kontynuować opór, a narodowcy (którzy dziś tyle mówią o niepodległości i wolności gospodarczej), iż trzeba iść na ugodę z caratem i fabrykantami.

Po 20 tygodniach oporu, 26. marca 1907 roku, podczas wiecu w fabryce Poznańskiego delegaci fabryk zdecydowali o przyjęciu warunków dyrekcji. Za poddaniem się warunkom Poznańskiego zagłosowały 2402 osoby (56 proc.), przeciwko było 1875 osób (44 proc.). Różnica niewielka, ale wystarczyła. Stefan Żeromski w dramacie Róża, którego akcja dzieje się w Łodzi, tak oddał radość jednego z przemysłowców: „Skończyły się – powiedział – wasze chamskie czasy. Nadszedł teraz rygor wojenny. My teraz! Żadnych delegatów! Prawaście – powiedział – dyktowali? Teraz my wam podyktujemy cenę roboty. I za pół tego – powiedział – będziecie robić. Przyjdziecie do mnie ze szlochem, żebym was wziął na trzy dni w tygodniu za tyle, za ile chcę i raczę”. Jak widzimy spór na linii pracodawca, posiadający pełnię władzy a szary robotnik – dla tego ostatniego jest postawieniem się na straconej pozycji. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

marzec 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*