Co przyniesie kolejny dzień w stronę końca

Amerykanin Henry David Thoreau w XIX stuleciu odkrył ze zdziwieniem, że człowiek potrzebuje niewiele z tego, co ówczesna cywilizacja uważała za niezbędne. Swe doświadczenie opisał w książce Walden, czyli życie w lesie. Rosyjski arystokrata Lew Tołstoj – bywalec salonów, dzielny oficer, genialny pisarz – w wyniku duchowej przemiany doszedł do wniosku, iż pełnię życia można znaleźć tylko żyjąc z pracy własnych rąk, w zgodzie z naturą. Wykwintne ubrania porzucił na rzecz chłopskiego stroju. Mahatma Gandhi, pochodzący z uprzywilejowanej kasty prawnik, wykształcony w zachodnich uniwersytetach, twórca niepodległych Indii, żył w aśramach, gdzie tak jak wszyscy – niezależnie od kasty – wykonywał konieczne prace, pomijając tabu, którym niektóre z czynności były objęte i równomiernie dzieląc się zadaniami. To dzięki niemu na fladze Indii widnieje tkacki kołowrotek – symbol bojkotu importowanych tkanin i powrotu do produkcji i użytkowania materiałów, wytworzonych lokalnie. Teodor Kaczyński, nieprzeciętnie inteligentny matematyk, pracownik prestiżowej amerykańskiej uczelni zrozumiał, obcując na co dzień z najwybitniejszymi naukowcami, że postęp i cywilizacja techniczna to droga donikąd, bez wątpienia destrukcyjna dla świata i człowieka. Kaczyński wybrał terroryzm, by spróbować powstrzymać ów proces i problem nagłośnić. Chiński mistrz Laozi już ponad VI w. p.n.e. głosił życie zgodne z naturą Wszechświata – odwieczną zasadą tao. Współczesny człowiek to jednostka samotna i wyalienowana, pozbawiona poczucia sensu oraz wiary we własną moc – niezdolna do kształtowania swojego życia. Wielość teorii spiskowych (niezależnie od ich prawomocności) świadczy na pewno o jednym – niemożności zrozumienia współczesnego świata i oddziaływania na niego. Oświeceniowa wiara w postęp i rozum okazała się fałszywa – technologia służy przede wszystkim sobie – wojnie, koncentracji kapitału, eksploatacji poszerzeniu i uskutecznieniu kontroli.

Kryzys ekonomiczny  – o ile wiadomo kiedy i dlaczego się zaczął, o tyle nie widać szans na to, by mógł się skończyć. Lenin powiedział podobno: „Każda kucharka POWINNA umieć rządzić państwem”. Tak, z pewnością robiła by to lepiej niż współczesne rządy. Państwa permanentnie zadłużające się na poczet przyszłych pokoleń – bardziej beztroskie od najbardziej nierozważnej gospodyni domowej… Miliony ludzi bez pracy… Bez szans, iż kiedykolwiek zdobędą stabilne zatrudnienie. Dewastacja środowiska naturalnego – logiczna sprzeczność między wymogami świata naturalnego, by ograniczyć negatywny wpływ człowieka a potrzebą świata ekonomii – by zwiększać produkcję, sprzedaż, konsumpcję… Gdyby świat był odrobinę bardziej logiczny, najpierw rozwiązano by problem głodu, nędzy i chorób. Zredukowano by czas pracy, produkowano by rzeczy trwałe a w miejsce ogłupiającej kultury masowej powstała by przestrzeń dla ludzkiej ekspresji twórczej i budowania relacji społecznych.

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jest mrzonką oczekiwać tego po współczesnym świecie, bowiem tylko w reklamie technologia łączy ludzi, wyzwala a prędkością (dodaj: stania w korkach) ekscytuje. Oczywiście owe namiastki prawdziwych przeżyć można dostać za słoną cenę – cenę z własnego życia, poświęconego zarabianiu pieniędzy. Owo oczywiste oszustwo i nierzetelność transakcji: życie za świecidełka – jest fałszowane przez fakt, iż zdecydowana większość nie będzie miała nawet tego. W czasach realnego komunizmu – stała praca, całkowita przewidywalność egzystencji od kołyski po grób (coś, co dziś dla wielu jest nierealizowalnym marzeniem) – życie przerażało jałowością i oczywistą pustką egzystencji. Obecny system wciąż skuteczniej uwodzi – niedobory zastępuje niedostępnością cenową, z większości ludzi czyniąc stado osłów, goniących za zawieszoną przed sobą marchewką. Skoncentrowaną propagandę partii, narodu lub rasy zastąpiono „rozproszoną propagandą“ – masową, ogłupiającą „kulturą” konsumpcyjną, używającą krzykliwego makijażu i wzbudzającą ciągły niedosyt. Nachalne i hałaśliwe reklamy nie zostawiają czasu na refleksje. Co dzieje się z całą wartością dodaną, wytwarzaną na świecie?  Przecież nie wszystko jest marnotrawione przez klasę posiadającą – służy przede wszystkim postępowi – nowym ekranom w twoim telefonie czy bezzałogowym samolotom, bombardującym tych, którzy stoją na drodze „postępu”. Współczesna medycyna potrafi przyszyć rękę, przeszczepić twarz, ale nie potrafi zapewnić opieki medycznej na podstawowym poziomie! Namawiani jesteśmy, by być dawcami narządów, ale nie możemy liczyć, że nie umrzemy w kolejce do lekarza a na zwykłą aspirynę (w której najdroższe jest opakowanie) musimy pracować dwie godziny. Medycyna i farmacja utwierdzają panowanie tych, którzy już są potężni lub rywalizacji tych, co o potędze tej marzą. Czyli dążą w kierunku konfrontacji, wojny. Kto wie, czy już nie ostatecznej zagłady.

Od wielu pokoleń zdarzają się ludzie, którzy próbują obrać inną drogę – „uciekają“ na wieś, starają się żyć poza systemem czy też budować alternatywne społeczności. Stąd przecież romantyczna legenda Bieszczadów. Pełniąc rolę pionierów Dzikiego Zachodu – który uciekając od norm cywilizacji, jednocześnie ją rozszerzają. Rzeczywistość bowiem upomina się o swoje – zostają włączeni w kulturę konsumpcyjną w roli szlachetnych dzikusów, alternatywnego stylu życia, eko-produktów, wczasów pod gruszą, zdrowej żywności, handlu fair trade, uzdrawiających wibracji, magicznych mocy…

Krzycząc o „oddychających domach” z gliny, włączeni są i tak w kapitalistyczną logikę towaru – to bowiem, co przede wszystkim sprzedają, to złudzenie, iż można uciec, uchylić się…  Nie ma po co, nie ma dokąd tak pędzić. Dzieje się tak, gdyż owe ruchy nie osiągają potrzebnej masy krytycznej, by podważyć logikę systemu. Nie posiadają własnej świadomości – o wykluczającym się antagonizmie między tym wszystkim, co można nazwać życiem zgodnym z naturą – a systemem politycznym i ekonomicznym. Nie udało im się umknąć przed nieodpartą logiką własności i pieniądza – norm i potrzeb, narzucanych przez system. Jednak w czasie kryzysu system będzie tracił możliwości przyciągania – miliony nigdy nie znajdą stałego zatrudnienia! Wynika to z prostej sprzeczności – dążąc do wzrostu wydajności i optymalizacji oraz maksymalizacji zysku otrzymujemy „przy okazji” coraz więcej ludzi zbędnych. Będą więc rosły nie tylko masy, które nazywa się prekariatem, ale i szeregi lumpenproletariatu – tych, w których życiu praca będzie wyjątkiem. Coraz bardziej oczywiste jest zdanie: To wszystko nie ma sensu! Drogą są dziś tak rewolucyjna walka społeczna na ulicach z przejawami niesprawiedliwości, jak i tworzenie wspólnot, zaspakajających podstawowe potrzeby – wyżywienie, ubranie, mieszkanie.

Jest więc miejsce i dla realizacji idei Tołstoja – życiu na roli w zgodzie z rytmem natury, jak i powrót do tradycyjnych rzemiosł, jakie można utożsamić z kołowrotkiem Gandhiego, który wszak zatrzymał produkcję angielskich fabryk. Im mniej bowiem będziemy uzależnieni od ekonomii systemu, tym nasza otwarta walka będzie skuteczniejsza. Nie twierdzę, że system upadnie, jeśli jakaś część społeczeństwa weźmie do ręki motyki, wrzeciona itd. Tak, jak nie twierdzę, iż upadnie z powodu strajku, ulicznych zamieszek czy aktów terroryzmu – system jest dostatecznie złożony, by przetrwać to wszystko, a niektóre z niszczących go wydarzeń obrócić na swoją korzyść. System  nie upadnie z dnia na dzień, choć i to jest możliwe (przy czym zdarzyło by się to w wyniku światowego krachu i rywalizacji miedzy mocarstwami), raczej będzie to trwało lata, tak jak Antyk stopniowo przeobraził się w Średniowiecze. Już dziś musimy więc brać życie w swoje ręce. Inaczej zostaniemy zmuszeni do coraz ostrzejszej rywalizacji o coraz mniejsze ochłapy, będziemy  zepchnięci  w nędzę i patologię, a szansa na rewolucję i jakąkolwiek zmianę społeczną stanie się jeszcze mniejsza.

Kryzys to obecnie szansa na zmianę! To nadzieja na powrót do normalnego rytmu życia i ludzkich relacji.

 

Artur Kielasiak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*