Atomówki to nie panaceum na dolegliwości energetyczne

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Polacy to Naród wyróżniający się – spośród innych Narodów – szczególnym upodobaniem do chodzenia „na skróty”. Np.: wolą rów przeskoczyć, niż zbudować nad nim mostek. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie różne szerokości rowów. Nasza sarmacka natura – niestety – przeważnie, nie mierzy zamiarów na siły. Dlatego to najczęściej wpadamy do przeskakiwanego rowu i bywa, że długo z niego się nie możemy wygramolić.

Takim rowem, który chcieliśmy przeskoczyć i z którego do dzisiaj nie możemy się wygrzebać, była transformacja ustrojowa. Nie chciało nam się krok po kroku modernizować „demokracji ludowej”, czyli budować mostu, zwiększającego prawdopodobieństwo bezpiecznego i mniej bolesnego dla obywateli przejścia z demokracji podszytej komunizmem do tej – niby – demokracji prawdziwej – czyli sprowadzonej z „Zachodu”. Przychodzą mi wciąż do głowy czarne myśli, że my się z tego rowu nigdy nie wygrzebiemy. I kto wie, czy ludziska nie dokonają odwrotu. Bo też w rowie coraz bardziej grząsko się robi i coraz więcej w nim słabszych osobników się topi.

 

Teraz znowu „naszym” demokratom nie chce się zabiegać o pozyskiwanie naturalnych źródeł energii i dążą wszelkimi sposobami, wszelkimi podejściami do wdepnięcia – na pewno w coś gorszego, niż fekalia – w energię jądrową. Chcąc przekonać miejscową ludność do słuszności swego skoku stosują pokrętne, manipulujące ludnością pytania w referendach, przeprowadzanych w okolicach potencjalnych lokalizacji elektrowni o napędzie atomowym. Ci przemądrzali i pewni swego „cywilizacyjnego skoku” politycy nie zwracają uwagi na przykładny – emanujący dobrobytem – Zachód, gdzie atomówki już wychodzą z mody, ze względu na „zawód miłosny” tamtejszych decydentów do pożytków, jakie miały atomówki przynosić. Tymczasem nie tylko, że nie dawały one oczekiwanego – wielkiego – pożytku, ale do tego były nadspodziewanie nieprzewidywalne w zagrożeniu dla otoczenia. A jeszcze problem niknących zasobów paliwa jądrowego, jakim są uran i pluton, odpowiednio wzbogacane o jakiś izotop. I zagrożenie skażenia radioaktywnego w przypadku awarii, czy jakiegoś kataklizmu naturalnego, uszkadzającego siłownię jądrową. 

Kiedy wczoraj musiałem stać w – co najmniej – kilometrowej kolejce przed przejazdem kolejowym na ulicy Pomorskiej w Szczecinie, pomyślałem sobie, że największym źródłem energii dla Polski byłaby likwidacja tych cholernych przejazdów,  bo nie podejrzewam, aby w Polsce był tylko jeden – akurat na Pomorskiej. Na pewno jest ich wiele i nikomu nie przychodzi do głowy, iż w oczekiwaniu na otwarcie szlabanu tony paliwa idą bezużytecznie z dymem. A w Szczecinie zbudowano już między innymi teatr dla dzieci – Pleciugę, w budowie są Basen Olimpijski i Hala Widowiskowo Sportowa, Filharmonia i w projekcie Ogrody Pływające, Centrum Dialogu „Przełomy”. Tymczasem o wiadukcie nad torami na Pomorskiej – mowy nie ma. I energia ulatuje w przestrzeń. Za to wojna o lokalizację atomówek jest prowadzona z dużą determinacją.

Na zakończenie powiem, że mnie na starość szlak trafia przez bezgraniczną bezmyślność naszych decydentów. Bo czy u nas nie ma innych źródeł, czystszych, bezpieczniejszych, nie stwarzających zagrożenia dla ludzi, środowiska i mienia? Czy atomówki same się będą obsługiwać i same produkować energię i czy umożliwią władzy i energetykom leżenie bykiem? Pewnie takie widoki was – decydenci – kuszą. Ale nie myślcie sobie, że te widoki przyniosą wam spodziewany spokój i zysk. „Słowicze wdzięki w atomówkach głosie, lecz w zanadrzu zbrodnicze zamiary”. Opamiętajcie się, póki jeszcze pora. Wykorzystajcie gaz łupkowy, energię geotermalną, dajcie tiry na tory, sadźcie rośliny energetyczne (w Polsce moc ziemi leży odłogiem), produkujcie paliwo z węgla, którego Polska ma dużo, a także wykorzystajcie wynalazek prof. Dobiesława Nazimka z lubelskiego UMCS do produkcji paliw z CO2. I… odstąpcie od budowy elektrowni atomowych w Polsce.

 

 

Tadeusz Śledziewski

 Na zdjęciach L. L. Przychodzkiego – czeska elektrownia jądrowa w Temelinie

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*