Lokaut, czyli jak zdeptać klasę pracującą! (2)

Garść historii

Irlandia była zawsze młodszym, karłowatym bratem wielkiego brytyjskiego hegemona. Irlandzka siła robocza powoli się rozwijała – przez cały XIX wiek kraj ten posiadał niewielki przemysł poza obszarem północno-wschodnim. Te związki zawodowe, jakie powstały, były zdominowane przez wykwalifikowanych pracowników, którzy należeli do organizacji, mających siedzibę w Wielkiej Brytanii. Ruchy nacjonalistyczne skupiały się głównie na przemianach politycznych i kwestii ziemi, lekceważąc warunki życia klasy robotniczej. W 1911 r. trzy czwarte siły roboczej było ludźmi niewykwalifikowanymi i praktycznie niezorganizowanymi, jedna piąta była bezrobotna z powodu nadwyżki siły roboczej, a średni poziom płac wynosił zaledwie połowę stawek, oferowanych w Londynie.

Pracownicy niezrzeszeni w związkach zawodowych, pracujący często na „czarno”, byli społecznymi pariasami. Jedna trzecia rodzin w mieście zajmowała jedno pomieszczenie w rozpadających się kamienicach; choroby i wysoka śmiertelność były endemiczne. Pierwszą jaskółką zmiany był przyjazd Jamesa Connolly’ego w 1896 roku. Został zaproszony przez Dublin Socialist Society jako płatny organizator, ale w 1903 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych, sfrustrowany brakiem postępów w organizowaniu irlandzkiej klasy robotniczej. W 1906 został wybrany na generalnego organizatora brytyjskiej Krajowej Unii Dokerów i wysłano go ponownie do Dublina. Tam założył Związek Irlandzkiego Transportu (General Workers’ Union – ITGWU). Jego celem było zmobilizowanie niewykwalifikowanej siły roboczej miasta.

W 1913 r. związek liczył już 10 000 członków; szybko stał się największym i najbardziej bojowym związkiem Irlandii, z własną odrębną mieszanką związków zawodowych, republikanizmu i socjalizmu. W 1913 roku, kiedy problemy z pracą były coraz bardziej widoczne, Wielka Brytania i Larkin weszli na kurs kolizyjny. Larkin atakuje antyzwiązkową politykę Anglików z Dublin United Tramway Company (DUTC). Właścicielem tejże był William Martin Murphy – konserwatywny nacjonalista i były poseł, który był także właścicielem największej gazety w mieście, największego domu towarowego i hotelu, a także założył w 1912 roku Federację Pracodawców w Dublinie.

William Martin Murphy zażądał, by związkowcy z General Workers’ Union określili się lub pod karą zostali zwolnieni z pracy. Larkin rozpoczął akcję protestacyjną lecz Anglicy blokowali wszystkich pracowników, należących do jego związku, próbując zastąpić ich łamistrajkami. W 1913 roku spór dotyczył 20 000 pracowników w całym mieście, potem 80 000 osób. Rozpoczęły się rozruchy uliczne, a gdy 31. sierpnia 1913 roku Larkin przemawiał podczas spotkania przy O’Connell Street policjanci dotkliwie pobili tak jego jak słuchaczy. Lokaut Murphy’ego sprowadził niewykwalifikowanych robotników na skraj nędzy i zaczęli oni wracać do pracy na warunkach pracodawców. W październiku 1914 roku Larkin, wyczerpany i sfrustrowany, wyjechał z Irlandii do Stanów Zjednoczonych.

James Connolly, bohater irlandzkiej tożsamości narodowej, powołał Irlandzką Armię Obywatelską (późniejsza IRA). Została ona utworzona, aby pomagać aresztowanym i demonstrantom, jak bronić się w starciach z policją. W sferze społecznej miała zwalczać demoralizujący wpływ bezrobocia. Connolly oświadczył, że członkowie jego organizacji powinni „ćwiczyć i trenować tak, jak robili w Ulsterze”. Jego podstawową zasadą było to, że „własność Irlandii, moralna i materialna, przysługuje ludziom z Irlandii”. Angielscy pracodawcy nie ośmielili się traktować swoich pracowników z taką samą brutalnością i obojętnością, jak w przeszłości. To był pozytywny oddźwięk przelanej krwi – lecz przegranej bitwy.

Lata 1905-1907 to chwiejne czasy Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie przetoczyły się masowe strajki i protesty, które zachwiały podstawami imperium. Bolesław Prus pisał: „Od Kalisza do Władywostoku słychać grzmot chwiejącego się państwa”. Robotnicy, żyjący po pas w błocie i brudzie, patrząc na przepych i nieustające rauty i przyjęcia władców ich życia, skupieni w wielkich ośrodkach przemysłowych: Moskwie, Petersburgu, Warszawie czy Łodzi rzucili rękawice posiadaczom. Robotnicy nie mieli niczego do stracenia: kilkunastogodzinny dzień pracy, brak opieki społecznej i niemożność zakładania związków zawodowych, które reprezentowałyby ich interesy. Na to nałożył się jeszcze twardy rusyfikacyjny kurs wobec mniejszości narodowych (Polaków), odczuwany m.in. w Królestwie Polskim. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

marzec 2019

Fot.: Bogumił Kowalski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*