Te dni chwały pozostaną dla nas wielką zagadką…

Obcuję na co dzień z ludźmi niezbyt lotnymi, ale za to bardzo obeznanymi w tym, co się dzieje dookoła a politycznie nastawionymi wrogo do obecnej władzy. Ci młodsi obnoszą się skrajnie prawicowo – w wersji chińskich koszulek z sitodrukowym logo „Polski Walczącej”, kupionymi na wiejskim bazarku. Łódź jest obecnie polem doświadczalnym dla tego, co ma – być może – nastąpić. Zupa wrze od środka podsycana przez (?) – niestety, nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że nie chodzi tylko o media, niechętne rządowi (TVN i wszelkie o kapitale zagranicznym, większość stacji radiowych czy prasy). Są też dyrektywy, które otrzymują środowiska opozycyjne z centr decyzyjnych (w Łodzi to niezmiennie Sojusz Lewicy Demokratycznej, który nadal obsadził większość urzędów, Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe i ich wakaty w podłódzkich miejscowościach i gminach).

Partyjniacy mają rodziny a rodziny rozsiewają ziarno niepokoju i niechęci, zaś kula śniegowa toczy się dalej. Podczas śniadaniowych, wrzaskliwych debat gawiedzi, wyłania się ciekawy scenariusz ludu pracującego miast i wsi, który dzięki Internetowi i telewizji zebrał się na wysiłek intelektualny i krzyczy (na razie niemrawo) – nie chcemy socjalu! Nie chcemy obniżonego wieku emerytalnego! Nie chcemy rządu katolickich konserw! Nie chcemy, nie chcemy żadnych praw… Chcemy Platformy Obywatelskiej, Zdanowskiej – naszej gospodyni najlepszej i Tuska!

Śmiać się czy płakać na tym uwielbieniem dzisiejszej klasy pracującej? Jedno jest pewne – z takimi poglądami to w kraju może być tylko gorzej! Jako że sygnatariuszami tych postaw są ludzie relatywnie młodzi, można ich adekwatniej nazwać pokoleniem Lecha Wałęsy niż zrywu Powstania Warszawskiego, do czego jeszcze wrócimy. W Czerwonej Łodzi Solidarność nie miała czego szukać. Łódź przed sierpniem 1980 roku nie należała do aktywnych ośrodków opozycyjnych w kraju. Funkcjonowały środowiska działaczy, związanych z Komitetem Obrony Robotników, Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela, jak też Ruchu Wolnych Demokratów i w nieco mniejszym wymiarze Ruchu Młodej Polski. Nie odegrały one jednak poważniejszej roli w wydarzeniach z sierpnia 1980 r. Strajki, do których doszło w Łodzi i województwie w okresie wakacji tego roku, miały charakter przede wszystkim ekonomiczny.

Ekonomiczny, bowiem łódzkie włókniarki były źle opłacane, pracowały w ciężkich warunkach i większość z nich do pracy dojeżdżała pociągami z podłódzkich wsi, więc nie miały kiedy odpocząć. Po transformacji ustrojowej Łódź Czerwoną jako relikt przeszłości minionej wysadzono w powietrze a wraz z nią wszystkie włókniarki… Jak to się stało, że te bogobojne kobiety wraz z ich rodzinami tak bezczelnie wyrzucono na śmietnik historii, tudzież ekonomii? Na bramie strajkującej w 1980 roku Stoczni Gdańskiej wisiał portret Jana Pawła II. Późniejszy prezydent Lech Wałęsa nosił zawsze w klapie marynarki wizerunek Matki Boskiej. Doradcami tworzącej się Solidarności byli także ludzie związani z Kościołem, papież Jan Paweł II był podobno zadeklarowanym patriotą, więc jak do tego ekonomicznego i społecznego holocaustu mogło dojść?

26. sierpnia 1988 roku gen. Kiszczak po raz pierwszy publicznie używa nazwy „okrągły stół” i mówi o „szybkim” rozpoczęciu rozmów z opozycją, by coś ugadać. Trwają liczne spotkania robocze. Z jednej strony między abp. Dąbrowskim i ks. Orszulikiem, z drugiej – z gen. Kiszczakiem i Cioskiem oraz doradcami Solidarności. Generał Wojciech Jaruzelski, moskiewski figurant, zdawał sobie sprawę, że dni wielkich Sowietów są przesądzone. Wiedzieli to już od połowy lat osiemdziesiątych również w Moskwie i do przejścia z poczwarki w motyla skrupulatnie się przygotowywali. Opozycja a szczególnie „doradcy” – inteligencja żydowskiego pochodzenia – była teoretycznie na pasku władzy lecz strach twardogłowych komunistów pozostał. Bali się kontaktów zagranicznych i pieniędzy, między innymi watykańskich, które szły na druki podziemne, ale i nie tylko.

Wizjoner globalizmu – George Soros spotkał się w maju w Polsce 1988 r. z gen. Wojciechem Jaruzelskim i premierem Mieczysławem Rakowskim, przedstawiając swój plan radykalnej transformacji systemu gospodarki planowej na wolnorynkową oraz otworzył w Warszawie Fundację im. Stefana Batorego. 7 miesięcy po jego wizycie ustawą z dnia 23. grudnia 1988 roku komunistyczny rząd i Biuro Polityczne Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, partii, której statutowym celem było zbudowanie socjalizmu na gruzach kapitalizmu, podejmują decyzję o wprowadzeniu w Polsce ustroju kapitalistycznego w jego klasycznej, ortodoksyjnej formie na podstawie kodeksu handlowego z 1934 roku.

Pozostało tylko pytanie, gdzie będzie stała biedna jeszcze opozycja a gdzie wyląduje skompromitowany komunistyczny beton. Jaruzelski bał się żydowskich światowców jak ognia i zaproponował, by partnerem była nie Solidarność, Lech Wałęsa i jego doradcy, ale świeccy katolicy, desygnowani przez episkopat. I wtedy stała się rzecz zadziwiająca (ale dziś wiemy, iż była tylko częścią scenariusza) – papież-Polak, Jan Paweł II  powiedział wyraźnie: nie! Jeśli mają być rozmowy, to z Solidarnością i z tymi, którzy ją reprezentują: Lechem Wałęsą i jego żydowskimi doradcami (Geremkiem, Mazowieckim i środowiskiem KOR-u).

Wojtyła był przekonany, że Solidarność wciąż jest ważna dla milionów Polaków i że hierarchia kościelna pozwoli durnemu narodowi tę żabę przełknąć. Efekt owych targów dobrze znamy. Można by rzec, iż dzisiejsza scena polityczna jest pokłosiem tamtych zdarzeń. Te same twarze migają nam przez wszystkie minione lata „wolności” – a zmienia się tylko optyka i miejsce w ławach poselskich – raz w opozycji, raz we władzy! (Cdn.)

Roman Boryczko,

sierpień 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*