Stanisław Gerard Trefoń – „BARWY ŚLĄSKA” (2)

Warto wiedzieć

Aby poznać bliżej osobę, którą z pewnością z wielu względów można nazwać człowiekiem nietuzinkowym, warto zapoznać się ze słowami samego bohatera tegoż artykułu:

(…) Burzliwe i skomplikowane dzieje Górnego Śląska sprawiły, że jest to kraina o wiele ciekawsza od innych regionów w Polsce, bogatsza o specyficzne zjawiska kulturowe i ekonomiczne. Jest kopalnią wyjątkowej i nie do końca udokumentowanej wiedzy o tradycji, obyczajach i mieszkających tu ludziach. Chcąc wiedzieć więcej o dziedzinie swoich zainteresowań i pasji, szukając korzeni, docierałem do różnych informacji. Z pewnością sztuka naiwna i amatorska pojawiła się na Śląsku na przełomie XIX i XX wieku. W latach 1918 – 1922 w Lipinach działał Związek Lubowników Sztuki Zastosowanej, którego założycielami byli – sołtys gminy Lipiny, Jan Lazar i Juliusz Marcisz. W 1924 roku w Nowej Wsi (dzielnicy Rudy Śląskiej) dzięki inicjatywie Juliusza Marcisza powstało Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych, do którego należeli Karol Leksy, Wincenty Wałach, Jerzy Socowa, Józef Cop i inni (…). (Wybrany fragment wypowiedzi, patrz publikacja „TWÓRCY INTUICYJNI” Z KOLEKCJI „BARWY ŚLĄSKA”, TOM I (s. 6), opracował Stanisław Gerard Trefoń przy współpracy redakcyjnej Elżbiety Giszter, projekt graficzny Bartosz Giszter).

Pan Stanisław wspomina, że już jako kilkunastoletni chłopak uwielbiał czytać. Starczało wówczas czasu na pingle, grę w piłkę, nie stroniłem także od zabawy – dodaje z uśmiechem – wtedy był czas na wszystko, bo potrafiliśmy nim odpowiednio dysponować, to my zarządzaliśmy nim, a nie on nami jak bywa to dziś, ale też potrafiliśmy w trafny sposób oddzielić złe rzeczy lub mniej ważne od tych, które posiadają wartość.

W 1949 roku we wsi Stara Kuźnia, gdzie mieszkał, pan Stanisław nawiązał kontakt z panią Albiną Małek, to dzięki niej wynajął pomieszczenie na świetlicę. Od najmłodszych lat starał się żyć dla ludzi, swoją osobę stawiał zawsze na dalszym planie. Marzeniem pana Stanisława było, aby w jak najkrótszym czasie odrodzić życie kulturalne w małej wiosce, za swoje pieniądze zakupił stół pingpongowy i szachy. Przekazał także do świetlicy swój zbiór książek. Jednym z tematów zajęć świetlicowych było wtedy czytanie książek, wolny czas spędzała tam nie tylko młodzież ale także osoby starsze. Świetlica pod wodzą pana Trefonia działała prężnie do 1952 roku.

RAMŻA – POSTAĆ ZE ŚLĄSKICH LEGEND. JEST TO TAKI ŚLĄSKI RUMCAJS. ZBÓJOWAŁ W OKOLICY ORZESZA, ŁUPIŁ BOGATYCH, CZASAMI ROZDAWAŁ BIEDNYM. BYWAŁO, ŻE BYŁ NADER ZŁOŚLIWY – ZA ZŁĄ OPINIĘ, KTÓRĄ O NIM ROZGŁASZAŁY DWIE KOBIETY, GOŁYMI POŚLADKAMI KAZAŁ IM NA PINEZKACH USIĄŚĆ…

PISTULKA I ELIASZ – DWA CZARNE ŚLĄSKIE CHARAKTERY

Rok 1952 to początek kolekcjonerskiej przygody

Wiele spraw, jakie w późniejszym czasie należy zapisywać w pamiętnikach, kronikach, a nawet jak w przypadku pana Trefonia – pisać o nich książki – wyrasta zupełnie przypadkowo.

Pan Stanisław, wczasując się podówczas w Krynicy Górskiej, miał zaszczyt gościć w Domu Wczasowym „Patria”, którego właścicielem był niegdyś Jan Kiepura. Korzystając z wolnego czasu przechadzał się codziennie ulubioną przez siebie trasą, mijając po drodze pracującego przy sztalugach malarza. Na początku niezbyt interesowała go owa niepozorna na pozór postać. Artysta nie wyglądał na rozmownego, skupiony nad swoją pracą, często nerwowo poprawiał swoje dzieło własną śliną.

Zbliżał się czas powrotu do domu, a wraz z nim ulubiony czas kupowania pamiątek, tym razem były to obrazki malarza, którego codziennie mijał na swojej drodze. Takim to sposobem pan Stanisław stał się właścicielem kilku prac zupełnie nieznanego mu twórcy.

Po powrocie, kiedy to zaczął szukać w różnych źródłach danych autora, dowiedział się, że jego dotychczasowym anonimowym artystą, był nie kto inny – a sam Epifaniusz Drowniak zwany Nikiforem Krynickim. Tak rozpoczęła się przygoda z kolekcjonowaniem obrazów – na początku artystów profesjonalnych. Lecz i to w tymże samym roku miało się zmienić…

Moim celem stało się ratowanie małych ojczyzn – wspomina nasz przewodnik, a więc jego pasja „zbieracza” skupiła się na rodzimych artystach, w głównej mierze nieprofesjonalnych. Warto dodać, że w latach 70. XX wieku kolekcja przy Młyńskiej 16 w Halembie liczyła już sobie około 1000 obrazów.

Pasja kolekcjonowania nie polega tylko na zdobywaniu coraz to nowych trofeów do swojej kolekcji. To także – a tak naprawdę przede wszystkim – kontakty z ludźmi, organizowanie wystaw o różnym wymiarze i tematyce czy chęć przekazania gościom, odwiedzającym galerię, odrobiny wzruszenia się sztuką, a czasami „załapania bakcyla”.

Pan Stanisław wspomina przyjaźń z Władysławem Lucińskim i Adamem Brożkiem, podkreśla, że bez ich pomocy kolekcja nie byłaby tak bogata jak w tej chwili. Podczas wspólnych wypraw poszukiwawczych, zdarzało się, że odnajdywali perełki rodzimych artystów na strychach i w piwnicach domów, bywało często, iż obrazy zastępowały drzwiczki w chlewikach. Rok 1989 – wspomina pan Stanisław – to niestety wiele przykrych sytuacji, podczas dokonujących się przemian w górnictwie a likwidowaniu przy tej okazji domów kultury związków zawodowych, wszelkie prace, które tam się znajdowały uznano za niepotrzebne dobro społeczne a ich droga wiodła na śmietnik. W tym czasie, likwidowano też grupy plastyczne, działające prężnie przy kopalniach i hutach. Niestety dzięki tym odgórnym zabiegom wiele prac artystów amatorów uległo zniszczeniu.

Kiedy słuchamy wspomnień właściciela bogatej kolekcji nie sposób dorzucić swojej opinii, która niestety jest bliska prawdy. Zaczynano więc niszczyć – jak dawniej – na początku śląską kulturę. Na przemyśle ten proces zakończono. Zapomniano przy tym o jednym: Ze Ślonzokym niy wert igrać, bo to jak dolywanie oliwy do łognia, nikej dugo trza czekać ale nadejdzie czas, gdy ogień buchnie a Ślonzok upomni se o swoje.

Widzimy, że da się zamknąć zakład pracy, kopalnie, nie bacząc na konsekwencje, a kultura jak trwała i miała się dobrze – tak trwa. Jest trudniej lecz żyje, a dzięki takim ludziom jak pan Trefoń i jemu podobni trwać będzie.

Kończymy wizytę w „Barwach Śląska”, kończąc nasze opowiadanie na latach 50. Warto zajrzeć do kolejnych odcinków wspomnień Ślonzoka, zakochanego w sztuce i jak podkreśla, swojej małej ojczyźnie.

Dla młodych odwiedzanie tego niezwykłego domu powinno być niezapomnianą lekcją historii, przypomnieniem tak ważnych dla zachowania naszej tożsamości obyczajów i tradycji. Niestety – ze smutkiem w głosie dodaje pan Stanisław – dla wielu młodych ludzi temat tradycji, czy obyczajów jest czymś obcym, wręcz wstydliwym – dlaczego? Nie wiem – dopowiada gospodarz.

Bywa, że w grupie młodzieży, odwiedzającej z nauczycielem nasz dom znajdzie się kilka osób, które siadają na progu, nie wchodzą – twierdząc, iż to nie dla nich temat. To smutne. Zatopieni w swoich tabletach, smartfonach – nie widzą naturalnego piękna, powstałego przy pomocy pędzla, palety i ludzkiego talentu. Czyżbyśmy nie mieli w sobie już za grosz wrażliwości, potrzeby kochania?

Może nie wszystko stracone, odwiedzić „Barwy Śląska” przy Młyńskiej 16 warto, a młodzież szczególnie mile jest tam widziana…

Tadeusz Puchałka,

Zdjęcia Autora

Odcinek II powie o współpracy z gronem badaczy kultury śląskiej, etnografów a także osób, związanych zawodowo ze sztuką nieprofesjonalną, będzie też miejsce na ciekawostki, jakich w kolejnym odcinku z pewnością nie zabraknie.

Całość materiału opracowano na podstawie przeprowadzonej rozmowy i spotkania z panem Stanisławem Gerardem Trefoniem – luty 2017 r.,  Galeria Ruda Śląska – Halemba.

Źródło: TWÓRCY INTUICYJNI Z KOLEKCJI Barwy Śląska, tom I – II ( opracowanie i przygotowanie Stanisław Gerard Trefoń, opracowanie redakcyjne: Elżbieta Giszter, projekt graficzny i formatowanie Bartosz Giszter. ISBN 978-83-940995-1-0

STOWARZYSZENIE „BARWY ŚLĄSKA”, Ruda Śląska, ul. Młyńska 16

 www.st-barwyslaska.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*