Śmierć za kółkiem… (2)

Polska od zawsze musi zasadniczo odstawać od reszty Europy. Polacy dadzą radę, potrafią dokonać niemożliwego a już na pewno dają zły przykład wszystkim przejawami swej głupoty i krótkowzroczności. Jako pracodawcy są przykładem chamstwa czy skąpstwa, jako pracobiorcy – naiwności i wiary w lepsze jutro w momencie balansowania nad przepaścią.

Doba trwa 24 godziny, zaś kierowca powinien zmieścić się w tej dobie z odpoczynkiem 9-godzinnym. Jazda nie może przekroczyć 15 godzin w ciągu doby. Kierowca musi co jakiś czas zrobić przerwy w prowadzeniu pojazdu we wszystkich autach, wyposażonych w tachograf. Upraszczając – w tygodniu robi pauzy po 9 godzin, a raz na tydzień musi zrobić 45 godzin odpoczynku. W żargonie mówią, że się „kręci pauzę”. Oczywiście prawdą jest, że kierowca prowadzący pojazd o dmc do 3,5 tony w Polsce nie ma obowiązku zainstalowania tachografu, czy też prowadzenia książki czasu pracy. W rozporządzeniu 561/2006/WE także nie ma mowy o prowadzeniu karty kierowcy dla pojazdów lżejszych niż 3,5 tony. Wielu doświadczonych kierowców twierdzi wprost, że władzy ten stan rzeczy odpowiada. Nikt nie chce likwidować istniejącej patologii, bo najprawdopodobniej uciął by się strumień łapówek. Co ciekawe, w epoce tego zgniłego socjalizmu i ta sfera była ograniczana prawem. Kiedyś w zawodzie kierowcy występowały w Polsce karty drogowe. Karty wydawane przez urząd, imienne i ponumerowane tak, że fałszerstwo nie było możliwe a droga kierowcy widoczna była jak na dłoni. Dziś kierowcy jeżdżą w stanie przymroczenia, często zakładają ciemne okulary, by nie było widać, że przysypiają.

Krążą legendy o niesamowitych w tym fachu zarobkach. Nic bardziej mylnego, biorąc pod uwagę, iż w pracy jesteśmy właściwie cały czas a i nie zawsze nasz pracodawca wypłaca nam diety, stąd zakupy we własnym zakresie. Dobry busiarz z doświadczeniem może wynegocjować sobie całkiem niezłe pieniądze, a ty – bez doświadczenia – będziesz jeździł za grosze. 3000 zł netto, jak za miesiąc pracy poza miejscem zamieszkania bez dnia wolnego, to i tak mało, przy czym z wspomnianego 3000 zł zostanie ci tylko 2000 zł. Żyć w samochodzie też musisz. I w trasie zdarzają się wydatki. Jak ktoś pali, to jeszcze więcej idzie, zwłaszcza, gdy ktoś się znieczula piwem czy innym alkoholem. Zazwyczaj jednak koszty życia przez miesiąc pracy zamykają się w 1000 PNL. Wielu pracodawców rozlicza się pod stołem… Pracujesz, pracujesz a później, gdy w Urzędzie Pracy próbujesz się zarejestrować, to patrzą tam jak na wariata – bez zasiłku z czarną kartą…

Europejskie trasy dla busiarza to prawdziwa epopeja. Niektóre firmy wypuszczają na pierwszą trasę podwójną obsadę, ale większość tego unika, bo są to koszta. Oczywiście wszyscy pracodawcy wymagają doświadczenia, ale chodzi bardziej o umiejętność cwaniakowania. Tylko – ile można, gdy zewsząd czyha jakiś podstęp. Przykład Coca Coli i pracy podwykonawców. Dostają list przewozowy, faktury do każdego punktu rozładunku a w nocy magazynierzy kompletują towar na paletach. Dochodzisz do opcji załadunku a wszystko jest już spakowane i mocno zafoliowane. Kierowca potwierdza w ciemno, a gdy czegoś brakuje, płaci z własnej kieszeni. Za brak kara, więc lepiej brakujący towar dokupić w hipermarkecie…

***

Busy jeżdżą często przeładowane, co wiąże się z problemami, również z policją i innymi służbami drogowymi. Znajomość języków obcych też jest przydatna. Transport 3,5 DMC działa na pograniczu prawa i wszystkich dopuszczalnych norm, gdzie tylko doświadczony busiarz może dać sobie radę. Trasy są bardzo odległe, stąd tu zaczyna się prawdziwy kołowrotek.

Przeładowany bus u kurierów paletowych to jest norma. Dochodzi nawet do takich patologii, jak  7 palet po 800 kg w Mercedesie Sprinterze (kontener 8-paletowy) o ładowności 3,5 t. Ale tak to właśnie wygląda z polską branżą transportową. Zamiast podstawić 7,5-tonową ciężarówkę z dwoma kierowcami (trzeba zapłacić dwóm kierowcom, większe spalanie, licencja operatora, dodatkowe przeglądy, opłaty drogowe – koszta, koszta, koszta) – pakujemy, ile osie wytrzymają.

Nikt kierowców nie naciskał, zawsze się znajdzie jakiś idiota, co w trasę pojedzie. Krążą legendy o kierowcach, wyjeżdżających w trasę na 5 tygodni. Każdy na pewno widział nieraz taki busik, którego kierowca z oczami na zapałki jedzie za jakimś tirem przez pół Europy – a kiedy tamten zjedzie na przerwę w sposób cywilizowany, busiarz bierze sobie następnego i podczepia się pod niego. Jadą na „wykałaczkach”, piją litry kawy, energetyków i setki fajek… To musi wyniszczać organizm. Gdy chce się nadgonić, przepisy ruchu drogowego przestają mieć znaczenie (przepisy są tylko podpowiedzią, zielone trzeba jechać, czerwona można). Notoryczne przekroczenie prędkości, zakazy wjazdu oraz postoju. Organizm można nauczyć jazdy przez 1,5 doby. Są firmy, w których śpi się co trzecią noc. Jeździ się cały czas tysiące kilometrów. A ci, co mają to nieszczęście, że płacą im od kilometra, mają też klauzulę, że nie mogą autem jechać zbyt szybko, bo wtedy zwiększa się spalanie samochodu.

Summa summarum drogę, którą przejeżdżamy w 18 godzin, busiarz pokonuje w 12 godzin, nie robiąc przerw, bo fracht jest pilny. Wiele tygodni w trasie a przy marnym zarobku kierowcy nawet nie stać na prysznic za kilka euro. Dobitnie przekonują się o tym inni kierowcy – po zapachu takiego delikwenta. Dziw, że kierowca rusza w trasę bez sprawdzonego samochodu, bez dokumentów, często bez przeglądu, czy OC (w razie wypadku szef firmy prosi o wypisanie kwitów na inne auto, które OC posiada…). Fascynujący są też właściciele firm, zatrudniający kierowców „na czarno”, dający im samochody w leasingu za setki tysięcy złotych i towar, nie sprawdzając nawet, z kim mają do czynienia…

***

Polska to specyficzny kraj. Wyzysk idzie od samej góry, a praktyki bandyckie można spotkać na każdym szczeblu tej drabiny. Pal sześć, gdy tyczy się to obszaru, gdzie nie ma zagrożenia życia. Ale w miejscach, gdzie takie czynniki występują a kierowcy są narażeni w każdej minucie na wypadek, zachodzę w głowę nad rozmiarem takiej głupoty. Na ową głupotę godzą się wszyscy – w imię przeżycia kolejnego miesiąca (kierowca) i zysku – pracodawca. Potem w różnych TVN-ach ci „biedacy” żalą się, że jeszcze są zmuszani „przykręcać śrubę”, by świat gonić – bo koszty, bo ZUS, bo utrzymanie firmy to ruina dla budżetu firmy. Lepiej nie przestrzegać zasad i tak jak w branży przewozowej (busy) wsadzić za kółko kogoś niedoświadczonego. Niech mknie, niczego nieświadom, przez świat w poszukiwaniu śmierci…

Roman Boryczko,

kwiecień 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*