Rozmowa o Chrystusie całkiem zwyczajna

Wiele – powiedzmy – delikatnie dziwnych zabiegów i niepokojących zdarzeń skłania mnie ku temu, by podzielić się swoimi spostrzeżeniami, a także przemyśleniami, co do interpretacji istoty wiary i samego Chrystusa. Oczywiście  nie śmiem polemizować ze źródłami katolickimi, czy chrześcijańskimi, czy raczej z poczynaniami niektórych świeckich organizacji, a także osób prywatnych, którym chyba tylko się wydaje, że wierzą tak głęboko, iż wolno im traktować Chrystusa niczym przedmiot codziennego użytku. Ten przedmiot można  upiększać, zmieniać Mu wizerunek – wszystko zgodnie z modą lub naszymi prywatnymi upodobaniami lub – co gorsza – podkreśleniem swojej wiary i miłości do Niego.

Bo Chrystus w złotej koronie mi nie pasuje!

Odkąd pamiętam, a było to dobrych 50-kilka lat temu, Chrystus był dla mnie dobrym pasterzem. Tak przedstawiano mi Jego postać podczas cowieczornych opowieści do poduchy. Nigdy nikt nie zmuszał mnie do uczęszczania na lekcje religii. Bajki o Jasiu i Małgosi, czy też dzieła braci Grimm a nieco później wzruszające opowiadania Amicisa, były tylko tłem wieczornych seriali na dobranoc… To ja sam prosiłem starkę czy mamę o  kolejną biblijną opowieść. Być może tylko dlatego tak bardzo postać Chrystusa jest dla mnie ważna.

Chrystus na początku swej drogi, tak w obrazach jak i w opowieściach, stawał przede mną  jako postać „wielka”, a przy tym skromna, ubrany w proste schludne szaty, w ręce trzymał pasterską laskę. Twarz piękna lecz niczym wyjątkowym się nie wyróżniająca. Był także często przedstawiany jako ten, który czeka przed zamkniętymi drzwiami, zawsze gotów na wejście: puka i czeka. Dobry pasterz, jakim mi go ukazywano, miał pilnować swoich owieczek, nawet tych czarnych, niepokornych, do których to ja z całą pewnością się zaliczam, co to ciągle  opuszczały stado, błądziły i błądzą stając się łatwym łupem dla wilków. Jakże byłem szczęśliwy, że mam takiego  strażnika, który  prowadził mnie będzie  i sprowadzał na właściwą drogę, mimo moich ludzkich słabości, zawsze cierpliwie odczeka i wejdzie – po raz nie wiadomo który – do  mojego serca, bo akurat przypomniałem sobie, że na progu stoi ów dobry pasterz.

Być może pamięć moja zawodzi, być może wiedza a raczej niewiedza każe mi twierdzić, iż raz tylko stojąc  przed Piłatem określił swoją osobę, jako że jest królem, lecz podkreślił, iż królestwo Jego nie jest z tego świata. Obdarty z szat, prawie nagi, wyszydzany kroczył swoją ostatnią drogą, jeszcze jako człowiek wypełniał swoją misję dobrego pasterza, szedł ten król nad króle dźwigając na ramionach ciężar także moich niecnych uczynków, szaty zbroczone krwią, brudem i smrodem mojego grzechu. Na głowie korona z cierni. Takim Go chcę mieć dla siebie i takim był do pewnego czasu, kiedy to zobaczyłem mojego pasterza jako hollywoodzkiego gwiazdora. Piękna twarz szlachetne rysy i oczy władcy wpatrzone gdzieś w dal, na głowie kapiąca od złota korona a nawet nie brakło na niej zupełnie świeckich symboli (jeszcze trochę a zrobią z Ciebie, Panie logo którejś z partii politycznych, pomyślałem wtedy). Purpurowe szaty i królewskie insygnia władzy w ręku. Gdzie Twoja laska pasterska pomyślałem i ten dumny wzrok spoglądający gdzieś daleko, jak wszystkich możnych tego świata. (A przecież nie stąd jest Twoje królestwo, czyżbyśmy o tym zapomnieli, ubierając Cię w kolorowe szatki niczym tani gadżet, brelok czy zapinka do kluczyków? Czyżby światu potrzebny był kolejny Bóg dla dobrze urodzonych, celebrytów?).

Czyżbyśmy zapomnieli, że już w Betlyjce zawisł nad Nim zwiastun męczeńskiej śmierci za nas? Przypomnijmy zatem słowa kolędy, która pokaże jak i gdzie przychodził na świat nasz Pasterz;

[…] Przystąpmy do szopy uściskajmy stopy Jezusa maleńkiego,

Który swoje Bóstwo wydał na ubóstwo dla zbawienia naszego.

Zawitaj Zbawco narodzony z Przeczystej Panienki.

Gdzież berło, gdzie Twoje korony

Gdzież berło, gdzie Twoje korony

Jezu malusieńki […]

W moich przemyśleniach nie chodzi o podważanie uroczystości Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, którą ustanowił papież Pius XI, a raczej niewłaściwe moim zdaniem  ukazywanie Jezusa Chrystusa jako władcy świata w naszym tylko, ziemskim, pojęciu. Przecież katolika cechować ma umiar i pokora. I to z takim umiarem pokazuje Chrystusa, Króla Wszechświata mozaika we Wiedniu z 1936 roku.

Na temat Boga i wiary wypowiada się wielu niewierzących, niech będzie mi zatem wolno odnieść się do komentarza jednego z nich mianującego się ateistą, co do istnienia Boga i jego stworzenia świata a także sensu wiary a raczej brakiem sensu wierzenia w coś, czego nie widać:

Skoro wierzący twierdzą, że Bóg istnieje i to On stworzył świat, no to przecież coś musiało być przedtem, skądsiś ten Bóg przybył, a skoro przybył no właśnie to skąd i jak wygląda?

Odpowiedź na to pytanie wydaje się być bardzo prosta i nie trzeba skończyć studiów teologicznych, by na to pytanie odpowiedzieć. Problem polega jedynie na tym, że osoby niewierzące widzą świat tylko i wyłącznie fizycznie, namacalnie. To wiara – ta zwyczajna, bez blichtru, wielkich haseł, a zwyczajna szczera wiara pozwala na zrozumienie tej prawdy. Bóg z dobrotliwą twarzą staruszka nie istnieje, to tylko symbol, wyobraźnia artysty. Bóg to siła duchowa, nie da się tego pojęcia przedstawić w sposób fizyczny, to jakby inny wymiar. Po prostu wierzymy lub nie i nie są nam do zrozumienia tego zjawiska potrzebne fizyczne doznania.

Kolejny komentarz był przedstawiony w o wiele ostrzejszej formie i brzmiał mniej więcej tak: Bóg i wiara to dobre dla idiotów, na których naiwności żerują pospolici cwaniacy.

Trudno powiedzieć, czy w „oczach” Boga zasługuję na miano wierzącego, pewne jest jednak to, że  nikt nigdy nie kazał mi płacić za to, że wierzę, na tacę daję ile mogę, a zdarza się często, że nie daję niczego, nikt też z tego powodu z kościoła mnie nie wyprosił. Księdzu po kolędzie daję co łaska, nierzadko ksiądz żegna się ze mną tylko pokrzepiony (lub nie) rozmową ze mną. Z tych powodów nikt nie obłożył mnie ekskomuniką ani nie wyklął inaczej z Kościoła.

Źródła: https://pl.wikipedia.org/wiki/uroczystości_Jezusa_Chrystusa_Króla-Wszechświata

Tadeusz Puchałka

Mal. Mariusz Kiryła

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*