REWOLUCJA ELEKTRONICZNA (od Watergate do rajskiego ogrodu) (2)

 

Stworzenie Adama, Raju, sen Adama, podczas którego Pan powołał do życia Ewę z jego ciała, zakazany owoc, który – jak wiadomo – był wiedzą o całej tej woni, można traktować jako pierwszy skandal w stylu późniejszego Watergate – to wszystko dokładnie wpisuje się w teorię doktora Kurta Steinplatza. Dotąd był to biały mit. Badacz forsuje tezę, że wirus słowny przyjął szczególnie złośliwą i śmiercionośną postać w białej rasie. Co tedy stało się przyczyną owej szczególnej złośliwości „białego” słownego wirusa? Najprawdopodobniej mutacja wirusa spowodowana została radioaktywnością. Wszystkie eksperymenty na owadach i wyższych zwierzętach potwierdziły, jak do tej pory, że mutacje spowodowane radiacją są nieprzychylne, to znaczy nie prowadzą do utrzymania się przy życiu. Eksperymenty te związane są z wpływem promieniowania na autonomiczne istnienia. Jaki może być rezultat napromieniowywania wirusów? Czy nie istnieją przypadkiem jakieś utajnione i tajemnicze eksperymenty, ukrywane za zasłoną narodowego bezpieczeństwa? Mutacje wirusów, będące następstwem radiacji, mogą być wystarczająco przyjazne dla… wirusów. I taki zmodyfikowany wirus mógłby po prostu naruszyć swoją równowagę z komórką-nosicielem. Dlatego teraz, kiedy macie magnetofony Watergate i radioaktywne osady po wybuchach atomowych, wirus niespokojnie porusza się we wszystkich naszych białych gardłach. Kiedyś był wirusem-zabójcą. Dziś może sobie o tym przypomnieć i niepowstrzymanie roznosić się po miastach, niczym ściana dymu podczas pożaru lasu.

To początek końca”. Taka była reakcja attache jednej ze znanych waszyngtońskich ambasad na wieść o tym, że w laboratoriach wyprodukowano syntetyczne cząstki genowe. Każdy, najmniejszy nawet kraj, może teraz wygenerować swój własny wirus, na który nie ma lekarstwa. Wystarczy do tego nawet niewielkie laboratorium. Może tego dokonać pierwsze z brzegu małe państwo, posiadające dobrych biochemików… I – jak z tego wynika – dowolne silne mocarstwo mogłoby tego dokonać o wiele szybciej (i lepiej). W Rewolucji elektronicznej stawiam tezę, że wirus jest mikroskopijnym kompleksem słowa i obrazu. Sformułowałem też twierdzenie, że owe kompleksy mogą zaktywizować się biologicznie, aby pełnić funkcję komunikatywnych, wirusowych szczepów bakterii.

Zacznijmy więc od trzech magnetofonów w Rajskim Ogrodzie. Magnetofon I – to Adam. Magnetofon II – Ewa. Magnetofon III – Bóg, który po Hiroszimie został zdegradowany do Potwora-Amerykanina. Czyli wracamy do pierwotnej sceny: Magnetofon I – małpi samiec ze swoim nieudolnym wystąpieniem seksualnym, ponieważ dusi go wirus. Magnetofon II – przymilająca się samica małpy, siadająca nań okrakiem. Magnetofon III – śmierć. Steinplatz twierdzi, że wirus mutacji biologicznej, nazwany przez niego Wirusem B 23 – zawiera się w słowie. Uwolnienie tego wirusa ze słowa mogłoby nieść tak śmiercionośne konsekwencje, jak uwolnienie sił atomu. Ponieważ cała nienawiść, cały ból, cały strach, cała żądza – mieszczą się w słowie. Oczywiście, tutaj, w tych trzech magnetofonach mamy wirus biologicznej mutacji, który kiedyś podarował nam słowo i od tamtego czasu za tym słowem się skrywa.

I całkiem prawdopodobne, że trzy magnetofony i kilku dobrych biochemików mogą ową siłę wypuścić na wolność.

Popatrzmy teraz na trzy magnetofony i pomyślmy z punktu widzenia wirusowej cząsteczki. Magnetofon I – nosiciel podatny na wirusa influency. Magnetofon II – środek, za pomocą którego wirus zdobywa dostęp do nosiciela, w przypadku wirusa grypy poprzez wyżeranie dziur w komórkach dróg oddechowych nosiciela. Numer II, po uzyskaniu dostępu do komórki, wprowadza numer III. Numer III – działanie, spowodowane w nosicielu przez wirus: kaszel, gorączka, stan zapalny. Numer III to obiektywna rzeczywistość, której sprawcą u nosiciela jest wirus. Wirusy nabierają realności. Takie już one są.

Mamy trzy magnetofony. Dlatego spróbujemy odtworzyć budowę wirusa słownego. Załóżmy na przykład, że naszym celem jest polityk – konkurent. Na magnetofonie I zapiszemy wypowiedzi i rozmowy, tak je redagując, aby słychać było zająknięcia, nieprawidłowy akcent, nieudolne frazy – wszystko, co najgorsze, a co można zebrać w całość. Teraz na magnetofonie II zapiszemy taśmę miłosną, podsłuchując odgłosy z sypialni. Taśmę tę można wzmocnić – wklejając tutaj wypowiedzi seksualnego obiektu – niedostępnego, nieosiągalnego, albo obydwu naraz – powiedzmy jeszcze córki senatora – aktualnej nastolatki. Na magnetofonie III zapiszmy pełne nienawiści i dezaprobaty głosy i zmiksujmy wszystkie te zapisy w przeciągu krótkiego odcinka czasu, a potem przedstawmy senatora jego wyborcom. Samo miksowanie i odtwarzanie może się okazać bardzo trudne i wymagać nowoczesnej techniki – lecz podstawowa zasada sprowadza się po prostu do tego, że spotykają się teraz na nośniku treści seksualne i te, które zasługują na dezaprobatę. Tak ustanowione linie asocjacyjne aktywizują się za każdym razem, kiedy aktywizują się u senatora płaty mózgu, odpowiedzialne za mowę. A dzieje się to stale – i Boże ratuj tego nieszczęsnego kretyna, gdy coś się stanie z jego długim językiem.

Dlatego jego córka-podlotek pełza po nim od głowy do pięt a teksańscy kowboje i przyzwoite, cnotliwe panienki odskakują od magnetofonu III z krzykiem: „Co ty wyprawiasz przed porządnymi ludźmi?” (Córka-podlotek dla wywarcia większego wrażenia). W zasadzie wszystko, co nam potrzebne – to zapis seksualności na numerze II i ataki wrogości na numerze III. Dzięki tej prostej formule, każdy sukinsyn z CIA może stać się Panem Bogiem, jakim jest magnetofon III. Zwróćcie uwagę na materiał seksualny przy rabunku z włamaniem i podsłuchiwaniu watergatowskiej gadziny. Podsłuchiwanie sypialni Martina Luther Kinga… Cmok, cmok, trach, trach… Zabójcza metodyka kuszenia. W najlepszym razie skutecznie tępi oponentów i stawia ich w jaw-nie przegranej sytuacji. Toteż przeciągający się – i już zawsze możliwy – skandal Watergate nie polega na tym, że podsłuchiwano sypialnie czy gabinety psychiatrów. Polega na arcydokładnym wykorzystaniu tego, co nagrano i uczynieniu zeń materiału „seksualnego”. (cdn.)

 

 William S. Burroughs

Tłum. H. R.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*