Ręce zza Odry – rozmowy przy koksowniku (5)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

7. Gra w te same klocki

Już po powrocie z Pomorza Zachodniego odbieram kolejną pocztę e-mailową. Jest tam i następujący link od kolegi z SDP, kiedyś z ekipy Ulicy Wszystkich Świętych, publicysty i włóczykija – Bogusia Kowalskiego:

http://witamy-w-polsce.pl/4538/45+zasad+zniewolenia+Polaków

I portal i sam dokument nie są mi obce. Przygotowany na Kremlu w czerwcu 1947 r., od kilku lat pojawia się w różnych miejscach, teraz tutaj. Ale Instrukcja NK/003/47 brzmi w zetknięciu z sytuacją nadbałtyckich rolników dziwnie świeżo, jakby wydała ją nie Moskwa a Bruksela…

Pomijając fatalne skutki „grubej kreski” – rząd Tadeusza Mazowieckiego ma na sumieniu jeszcze traktat „o potwierdzeniu granicy” z listopada 1990 r., podpisany przez RP i zjednoczone już Niemcy (późniejszy, „o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy” podpisał już – jako jego konsekwencję – Jan K. Bielecki w czerwcu 1991).

Traktat ten, w obliczu bliskich negocjacji z Brukselą, pozostał przy nakreślonym przez Stalina status quo. Kremlowska instrukcja wyraźnie nakazywała w punkcie 12: „Wpłynąć na władze krajowców, aby nabywcy ziemi, parceli i gruntów nie otrzymywali aktów własności, a jedynie akty nadania”. Krajowcy – to my, Polacy, gdyby ktoś nie rozumiał języka ówczesnej dyplomacji…

Co prawda Josip Wissarionowicz szybko zrezygnował z utworzenia, wzorem Obwodu Kaliningradzkiego, Obwodu Szczecińskiego RFRR, ale też zatwierdzenie granicy na Odrze – pozostawiło lewobrzeżny Szczecin w dwuznacznej sytuacji prawnej. O to, co dalej, mieli się już martwić Polacy, skoro „z rozpędu” zajęli całe miasto… Mazowiecki nie tylko nie rozwiązał tej kwestii, rokując z rządem Niemiec, ale też nie nakazał natychmiastowego uzupełnienia ksiąg wieczystych na wszystkich ziemiach, które III Rzesza utraciła w roku 1945 na rzecz Polski. A są to grube tysiące hektarów, których nowi właściciele w istniejących przecież księgach nie figurują!

Sam Mazowiecki mógł nie przewidywać skutków wejścia RP do struktur „zjednoczonej” Europy, ale otaczali go doradcy, prawni również. Trudno podejrzewać, by wszyscy byli idiotami…

Kolejny punkt kremlowskiej instrukcji wydaje się być z całkiem minionych czasów, ale tylko do pewnego momentu. Czytamy bowiem: „Ukierunkować politykę w stosunku do rolnictwa indywidualnego tak, aby prowadzenie gospodarstw stało się nieopłacalne, a wydajność jak najmniejsza. W następnej kolejności przystąpić do kolektywizacji wsi. W razie wystąpienia silniejszej opozycji należy zmniejszyć dostawy środków produkcji dla wsi i zwiększyć powinność wobec państwa. Jeżeli to nie pomoże, spowodować, aby rolnictwo nie dawało pełnego pokrycia potrzeb żywnościowych kraju i oprzeć wyżywienie na imporcie”.

Czy ostatnie zdanie z czymś się Państwu nie kojarzy? W takiej dokładnie sytuacji postawiono polskie rolnictwo. Nie wówczas, bo chłopi oparli się kolektywizacji, którą ostatecznie wstrzymał Władysław Gomułka, dzisiaj!

Losy Pomorza Szczecińskiego i Środkowego są żywym dowodem na realizację „recept” towarzyszy z lat 40. XX w. Nie tylko one zresztą, bo pustoszejący pas ziem nad Bugiem przeradza się w ugory lub porasta młodym lasem z samosiejek… Zmniejszający się areał uprawianych pól, chętne przekwalifikowywanie przez urzędy ziem uprawnych na działki budowlane, dotacje na fikcyjne plantacje – wszystko to służy jednemu celowi – doprowadzeniu do stanu, gdy RP nie będzie już ani krajem przemysłu – ten bowiem zrujnowano – ani też rolnictwa, bo grunt albo przejdzie w obce ręce, albo zarośnie lasami. Wtedy, jak w sowieckiej instrukcji, wyżywienie Polaków oparte zostanie na imporcie. Z Zachodu tym razem, choć kto wie – Berlin już wielokrotnie dogadywał się z Moskwą ponad naszymi głowami… Przy braku profesjonalizmu dyplomacji RP a i woli politycznej, by ten stan rzeczy poprawić, spodziewać się można przedziwnych form realizacji „europejskiego ładu gospodarczego”, który wciąż jest wojną ekonomiczną silniejszych ze słabeuszami.

Panujący nam (nie)miłościwie neoliberalizm wszystkie swoje działania przywykł zasłaniać mitem „demokracji”. Jakiej? Nie bardzo wiadomo, ale mocno wyświechtane hasło wciąż działa. Ale, by demokracja, zwłaszcza taka, mogła skutecznie wspomagać rządzących, potrzebne są odpowiednie przepisy prawa, które zawsze będzie można przywołać, by wytłumaczyć obywatelom, iż… tak czy inaczej, są w błędzie.

 I tu – jak ulał – pasuje następny, 14. punkt sowieckiej spec-instrukcji: „Spowodować, aby wszystkie zarządzenia i akty prawne, gospodarcze, organizacyjne (z wyjątkiem wojskowych) nie były precyzyjne”. Gdy jeszcze dołożymy punkt 15.: „Spowodować, aby dla każdej sprawy powoływano kilka komisji, urzędów, instytucji społecznych, ale żadna z nich nie powinna mieć prawa podejmowania ostatecznej decyzji bez konsultacji z pozostałymi (nie dotyczy przemysłu wydobywczego)” – możemy poczuć się jak w domu.

W tej sytuacji wobec machiny przepisów przeróżnych szczebli – społeczeństwo nie ma szans. A prawodawstwo w RP (w tym buble w postaci wielu niedopracowanych ustaw) dziedziczy, niestety, nienajlepsze cechy poprzedniego ustroju. Który z kolei przejął je (juryści dobrze o tym wiedzą) z… czasów Międzywojnia. Polskie prawo wymaga szybkiej naprawy i od tego wypadałoby kolejną „sanację” Rzeczypospolitej rozpocząć. Na razie nieostrość i wykluczające się wzajemnie paragrafy poszczególnych kodeksów tworzą gąszcz, w którym doskonale czują się ryby grube, bogate, mogące opłacać adwokatów.

Niewielu rolników należy jednak do tej kategorii obywateli. Póki nie przywrócimy rzymskiej – klarownej – koncepcji prawa, nie pozwalającej na daleko idące interpretacje, nic nie ulegnie poprawie. A przecież ponad polskimi mamy od lat kilku paragrafy unijne!

Jedno z ostatnich „pouczeń” Moskwy brzmiało w p. 32.: „Doprowadzić do maksymalnej rozbudowy administracji biurowej wszystkich stopni. Można dopuszczać krytykę działalności administracyjnej, ale nie wolno pozwolić na jej zmniejszenie ani sprawną pracę”.

To też znamy z rzeczywistości polskiej biurokracji, rozdętej po akcesie unijnym do granic absurdu. Nie o kompetencje i sprawność urzędów wszak chodzi Brukseli. Bardziej nawet powinno na nich zależeć Warszawie, bo by kontrolować sytuację w kraju, potrzebne jest minimalne choćby rozeznanie w realiach. Unia żąda od polskiego rządu sprawozdań i rozwiązywania nabrzmiałych kłopotów we własnym zakresie. Niezadowolona – obcina dotacje lub uruchamia trybunał w Strasbourgu…

Od wydania sowieckiego dokumentu minie w czerwcu 66 lat. Czy historia zatoczyła niewidzialne koło, czy też może w ogóle nie ruszyła z miejsca? Jednoznacznej odpowiedzi nie udzielą na to pytanie chyba nawet politycy najwyższych szczebli…

 

Tymczasem w siedzibie Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie trwały w dniach 29-30. stycznia negocjacje pomiędzy przedstawicielami Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego Rolników Województwa Zachodniopomorskiego a rządem, reprezentowanym przez p. Zofię Szalczyk, pełniącą funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

Obie strony z konieczności musiały potraktować je, jako swoisty sondaż stanowisk. Woli definitywnego rozstrzygnięcia, decyzji podejmowanych przez władzę z rozmysłem, ale tu i teraz – zabrakło. (dok. nastąpi)

 

Lech L. Przychodzki

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*