Żydokomuna, czyli żydowskie kadry UB, PZPR i „lewicy laickiej” (2)

W 1995 roku historyk, prof. Andrzej Paczkowski, na zlecenie Żydowskiego Instytutu Historycznego przedstawił procentowe statystyki udziału osób narodowości żydowskiej w komunistycznych organach bezpieczeństwa w latach 1944 – 1956. Według tych danych na 449 osób, pracujących w centrali resortu bezpieczeństwa, na stanowiskach od naczelnika wydziału wzwyż było 131 Żydów, czyli 29%. Ponad 94% z nich deklarowało wcześniejszą przynależność do przedwojennych organizacji komunistycznych, takich jak KPP. Według późniejszych badań (2005) Żydzi na kierowniczych stanowiskach w MBP stanowili 37,1% od naczelnika wydziału wzwyż, czyli 167 osób na 450 kierowniczych stanowisk. Relacje bezpośrednich świadków wydarzeń i ich autorów są jeszcze bardziej wymowne, a także wielce prawdopodobne, bo w ocenie „moskiewskiej centrali”, a więc według ambasadora ZSRR w Polsce w 1949 roku, Wiktora Lebiediewa: W MBP poczynając od wiceministrów, poprzez dyrektorów departamentów, nie ma ani jednego Polaka, wszyscy są Żydami. Pozostawmy to bez komentarza, ale słów parę warto poświęcić działaczom opozycji demokratycznej w PRL, wcześniej „rewizjonistom” PZPR, pochodzenia żydowskiego.

Mowa tu będzie właściwie o tej jej części, której trzon stanowili byli „puławianie”, w okresie Polskiego Października – „reformatorzy” PZPR, nazywani przez nacjonalistyczną frakcję Moczara „Żydami”, a więc dawni stalinowcy, w pierwszym, lub drugim pokoleniu, nawróceni na „demokrację”. Drugą część opozycji demokratycznej stanowiła opozycja niepodległościowa, na poły piłsudczykowska, na poły narodowo-katolicka, korzeniami ideowymi po-AK-owska i po-NSZ-towska. W analizie zjawiska nie chodzi o „napiętnowanie” działaczy pochodzenia żydowskiego za ich etniczne pochodzenie, ale wykazanie, iż tzw. „lewica laicka” prowadziła działania polityczne, mające na celu przejęcie władzy w porozumieniu z byłymi aparatczykami PZPR, a nie „obalenie komunizmu” i sprawiedliwe rozliczenie z działalności przestępczej nomenklatury komunistycznej. Dlatego nie chodzi tu o nazwiska, ale o strategię…

A oto ona. Dzisiaj już wiemy z ujawnionych protokołów przesłuchań Jacka Kuronia przez płk. SB Lesiaka, że Kuroń w 1985 roku i latach następnych za pośrednictwem tego oficera przekazał ówczesnej władzy PRL polityczną ofertę: jeśli służby specjalne PRL dyskretnie pomogą „lewicy laickiej” w wyeliminowaniu z podziemnych struktur wszelkiej „ekstremy” (opozycji patriotycznej i działaczy związkowych), to „lewica laicka” udzieli ludziom władzy PRL „gwarancji zachowania pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych” oraz gwarancji zachowania „zdobyczy” ekonomicznych, które właśnie komunistyczna nomenklatura pozyskiwała uwłaszczając się, czyli rabując majątek państwowy i zakładając spółki handlowe „pasożytujące” na przedsiębiorstwach.

„Lewica laicka”, której Jacek Kuroń był wybitnym przedstawicielem (warto wymienić jeszcze: Adama Michnika, Seweryna Blumsztajna, Bronisława Geremka, Tadeusza Mazowieckiego, Karola Modzelewskiego czy Jana Lityńskiego, który, jak twierdzą lokalni działacze „S”, miał decydujący wpływ na decyzję o likwidacji Wałbrzyskiego Zagłębia Węglowego), to dawni stalinowcy i partyjni „rewizjoniści” usunięci z PZPR, ale utrzymujący „familiarne” stosunki z aparatem władzy PRL. Ludzie, którzy w różnych momentach zerwali z partią, a nawet wystąpili przeciwko niej, tworząc jeden z nurtów opozycji demokratycznej, ale zawsze uważali komunistycznych aparatczyków za „partnerów” politycznych, w odróżnieniu od definiowanych przez nich „antysemitów” i „nacjonalistów” z opozycji patriotycznej. Eliminacja „ekstremy”, czy „oszołomów”, czyli konkurentów politycznych, była „lewicy laickiej” potrzebna nie tylko z czystych ambicji politycznych, aby wykreować się na „jedyną reprezentantkę polskiego społeczeństwa”, ale także, aby przeprowadzić skuteczną operację powołania do życia „słusznej politycznie neoSolidarności”!

Bowiem pierwsza „Solidarność” była tworzona „od dołu”, nawet wbrew staraniom „strajkowych hamulcowych” (ekspertów), zaś „neoSolidarność”, która na podstawie umowy Okrągłego Stołu, „odrodziła się”, była już tworzona „od góry”, na zasadzie wsparcia, jakie „lewica laicka” otrzymała od Lecha Wałęsy (fotografowanie się z Lechem), czyli status certyfikatu „politycznej poprawności” i gwarancji zaproszenia do współrządzenia po „transformacji ustrojowej”.

I w ten przebiegły i skuteczny sposób „ekstrema”, czyli wolnościowcy i patrioci, została wyeliminowana, zaś „drużyna Lecha Wałęsy” zaczęła „współrządzić” Polską, zaczynając od skromnej, przez siebie zaproponowanej, 35% frakcji w Sejmie. A swe uczestnictwo w rządzeniu, jako przedstawiciele związku zawodowego reprezentującego „interes robotniczy”, rozpoczęli od likwidacji skutków zamierzonej polityki ekonomicznej rządu Rakowskiego, czyli likwidacji gigantycznej inflacji poprzez wprowadzenie w życie pakietu ustaw, przyjętych przez kontraktowy Sejm pod koniec grudnia 1989 roku i nazwanego „planem Balcerowicza”. (Cdn.)

 

Antoni Kozłowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*