Neutralność Szwecji była fikcją – a dziś przynajmniej nikt nie udaje!

Szwecja była kiedyś potężnym krajem imperialnym. W XVII wieku stanowiła wiodącą protestancką siłę kontynentalnej Europy. Po wojnie trzydziestoletniej kontrolowała znaczną część Skandynawii oraz regionu Morza Bałtyckiego, a także terytoria, wywalczone od Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Upadek nastąpił kilka dekad później. Duża klęska w starciu z Piotrem Wielkim – którego dziś próbuje naśladować rosyjski przywódca Władimir Putin – w czasie bitwy pod Połtawą w 1709 roku, rozpoczęła długi marsz i imperialny zwrot w tył, który ostatecznie doprowadził Szwecję do tego, czym ten kraj jest dziś, czyli cienia dawnej świetności. W XX wieku Szwecja była często postrzegana – i sama tak się widziała – jako kwintesencja państwa neutralnego! Neutralny to znaczy taki, który zajmuje się tylko własnymi sprawami i własnym podwórkiem, nie wchodząc w niebezpieczne sojusze.

Teoria swoje, życie pisze zgoła inne karty. Sztokholm rozwścieczył Brytyjczyków w czasie II wojny światowej, gdy zdecydował się na sprzedaż krytycznych surowców obu stronom konfliktu. Ta sama neutralność może być też niebezpieczna jak wtedy, gdy kraj czuł się zmuszony do przepuszczenia niemieckich wojsk przez terytorium Szwecji przed atakiem na Związek Sowiecki.

Tego rodzaju postawa i tak nie uchroniłaby Szwecji, gdyby nazistowskie Niemcy wygrały wojnę i zdobyły panowanie nad Europą. Adolf Hitler, który nie przejmował się prawami mniejszych państw, nie zostawiłby Szwecji w spokoju ani na minutę dłużej, niż uznałby za konieczne. Balansowanie Szwecji było możliwe tak długo, jak długo najbardziej agresywne i brutalne państwa nie zdobywały przewagi siły nad nią samą. Szwecja milcząco uznawała to przez większość okresu zimnej wojny, gdy była państwem neutralnym w teorii, ale nigdy w praktyce. Podczas konfrontacji z ZSRR terytorium Szwecji było aktywnie wykorzystywane przez amerykański wywiad. Chociaż niektórzy z jego przywódców, na przykład Olof Palme, szczerze starali się poprowadzić kraj na ścieżkę aktywnej neutralności i moralnej superpotęgi,  za co być może ten konsekwentny, lewicowy, socjaldemokratyczny polityk zapłacił życiem.

Wydaje się, że upadek Związku Radzieckiego powinien był zamknąć kwestię „zagrożenia sowieckiego”. Tak się jednak nie stało: współpraca Szwedów z NATO tylko się zintensyfikowała, co samo w sobie obala twierdzenia o „obronnym” charakterze tego bloku militarnego. Szwedzi zdają sobie sprawę z tego, że stają się pionkiem, narzędziem w rękach wielkiej finansjery i wielkiej polityki swego protektora. Kraj ten rozwinął głęboką, wymuszoną – ale świadomą – współpracę wywiadowczą z USA oraz z NATO. Pozwoliło to zachodnim siłom na ciche korzystanie ze szwedzkich obiektów oraz doprowadziło do rozwinięcia wysokiego poziomu interoperacyjności z Zachodem. Szwecja podobno cieszyła się nawet luźnymi gwarancjami bezpieczeństwa – „niewidzialnym sojuszem” z Washingtonem i NATO – jak później ujął to jeden z dziennikarzy. Sztokholm pogodził się z niewidzialną hegemonią sojusznika zza dalekich mórz, mimo iż taka przyjaźń jest sojuszem i podległością tylko w jedną stronę. O tym, że to właśnie nasilenie rywalizacji mocarstw o zasoby naturalne niesie ze sobą zagrożenia militarne, świadczą także raporty utworzonej w 2017 roku Szwedzkiej Komisji Obrony. Rosnąca rola Rosji i Chin w świecie powoduje także napięcia wśród elit rządzących Zachodu. To prawda, iż sama Szwecja rzekomo nie uczestniczy w takiej rywalizacji o zasoby; wydaje się, że tego nie potrzebuje. Oficjalne teksty stwierdzają, iż królestwo po prostu musi być przygotowane do obrony w przypadku globalnego konfliktu.

Interesy Szwecji są jednak rozpoznawane nie tylko w regionie bałtyckim, ale także w Arktyce. Tam, gdzie skoncentrowane są znaczne zasoby naturalne, a po stopieniu lodowców zostanie otwarty Północny Szlak Morski. (Cdn.)

Roman Boryczko,

styczeń 2024

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*