MADAGASKAR, BOLIWIA – GÓRNY ŚLĄSK. TRZY KONTYNENTY – TRZY KRAJE I BARDZO BLISKIE SOBIE ZWYCZAJE

Pierwszy poświąteczny poranek przywitał słoneczną pogodą, a pięć kresek powyżej zera skłaniało nas ku opinii, że także ciepłą pogodą nas grudzień w tym roku uraczył. Brak trochę śniegu i szczypiącego w uszy mrozu, cóż pewnie i to należy włożyć dziś pomiędzy karty kronik i wspomnień z lat dzieciństwa. Piękna pogoda skłaniała do wyjścia z domu i odwiedzania bliskich, a po drodze – zgodnie z tradycją – złożenia wizyty w kościele, by przy Betlyjce wraz z rodziną pomodlić się raz jeszcze o zdrowie bliskich i spokój dla Ojczyzny. Także tej naszej małej, śląskiej. Odrobina ruchu, który sobie zafundowaliśmy, pozwoliła spalić choć część zbędnych kalorii i z pewnością czas tak spędzony był  o wiele bardziej zdrowy dla naszego organizmu aniżeli marnowanie go przed telewizorem, podczas oglądania seriali i filmów, których treść znamy na pamięć.

Czas Świąt Bożego Narodzenia, to także odpowiednia pora na dobrą książkę, czy chociażby wartościową prasę, o którą podobnie jak z programem telewizyjnym coraz trudniej. Mimochodem, trochę z przypadku a trochę jakby na przekór samemu sobie, postanowiłem dokończyć lekturę  Misyjnych Dróg, odłożonych z braku czasu w okresie gorączki przedświątecznych przygotowań. Po przeczytaniu kilku zdań lektura wciągnęła mnie na amen i zupełnie oderwała od groteskowej rzeczywistości, jakiej nadmiar odczuwamy ostatnimi czasy nawet tu – na Górnym Śląsku. Jakże wzruszyłem się, czytając artykuł, mówiący o pracy misjonarzy w Boliwii. I – jak się okazało – nie trzeba nam dzieł Ligonia czy Miarki, by zbliżyć się do naszej śląskiej tradycji, bowiem okazuje się, że to, co u nas dawno niestety przeminęło, tam – w Boliwii – ciągle jest normą ludzkiego postępowania! Pamiętamy przecież, kiedy to jeszcze być może 40 lat temu, zwyczajnie pomagaliśmy staruszkom na ulicy w dźwiganiu torby z zakupami, a ustępowanie ludziom wiekowym w środkach transportu było czymś normalnym. Dziś pewnie, gdybyśmy staruszkowi zaproponowali pomoc w niesieniu reklamówki, ten z nieskrywanym przerażeniem wszczął by alarm, będąc przekonanym, że ma do czynienia ze złodziejem. Co do ustępowania osobom starszym, to z pewnością tę czynność możemy już włożyć pomiędzy karty historii naszej pięknej śląskiej kultury, której podstawą był szacunek dla osób dojrzałych. Kiedy to niedawno zwróciłem uwagę dziewczynie, że mogłaby ustąpić staruszce miejsca, otrzymałem taki stek wyzwisk, iż zarówno ja, jak wspomniana staruszka poczuliśmy się raczej „średnio”. Pozwolę sobie przytoczyć tylko jedno, to najdelikatniejsze określenie mojej osoby, którym zostałem poczęstowany przez ową młodą entuzjastkę muzyki, którą notabene ośmieliłem się obrazić, przerywając przesłuchanie kolejnego utworu z listy przebojów: Ty stary ramolu, sam powinieneś już leżeć w trumnie, dawno powinno się poddać twoją nędzną postać eutanazji. Itd. (Po raz kolejny poczułem się średnio, chciałem wytłumaczyć młodej osobie, że to nie moja wina, że jeszcze żyję, lecz ta nie dała mi dojść do słowa, wspominając coś o ciemnogrodach, moherach i takich tam, których to określeń z szacunku dla Państwa nie powtórzę)

W Boliwii pomoc przy przechodzeniu przez ulicę, dźwiganie  toreb z zakupami, czy ustępowanie miejsca to ciągle norma. Starsi ludzie to także – podobnie jak dawniej u nas – tak zwane „chodzące encyklopedie”. Do nich chodzi się tam po radę, ich słowo ciągle ma ogromne znaczenie w podejmowaniu decyzji, choć i tam – czytamy w dalszej części artykułu – następują, niestety, niezbyt dobre zmiany. Głównie z powodu ucieczki młodych za pracą do Stanów Zjednoczonych a nawet do Europy. Dziadkom oddaje się w opiekę dzieciaki, a młodzi (jeżeli w ogóle wracają), to wracają odmienieni, już nie tacy sami… Czy aby nie dzieje się u nas podobnie? Czy i my, kiedy przyjdzie nam spotkać się w końcu ze swoimi dorosłymi dziećmi,  z przykrością często stwierdzamy, że to nie ten sam syn, nie ta sama córka..?

Podobnie jak u nas i tam, w Boliwii, społeczeństwo starzeje się, lecz ciągle jeszcze starszych się szanuje i nie spycha się ich na margines życia.

Podobnie sytuacja kształtuje się na Madagaskarze. Tam, gdzie jest rozwinięte chrześcijaństwo – mówi Krzysztof Królik, misjonarz – jest i szacunek dla osób starszych. To nie kwestia regionu czy kultury – dodaje. Poważanie  seniorów wynika z „Dekalogu”. Czwarte przykazanie, o którym prawie nikt już  u nas nie pamięta, Malgasze traktują ciągle bardzo poważnie. Nie tylko ojciec i matka mają tam swoją decydującą pozycję, ale (podobnie jak onegdaj na Górnym Śląsku) osoby starsze ciągle są tam traktowane wyjątkowo. Obowiązuje powiedzenie Senior ma zawsze rację, chciałoby się powiedzieć coś po naszemu: Stary godo, młody sucho… Niestety prawda ta zupełnie dziś odeszła w zapomnienie, a raczej jest odwrotnie, zaś żałosne tego efekty widoczne są na co dzień nader boleśnie i wyraźnie.

Są zwyczaje w malgaskiej kulturze, z pewnością nie do zaakceptowania przez nas. Jednym z nich jest święto „sambatra”, podczas którego młodzi chłopcy wstępują w środowisko męskie poprzez obrzezanie. Warto jednak na koniec przytoczyć wspomnienia misjonarza, potwierdzającego znaczenie starszyzny plemiennej na tej dużej wyspie.

Ksiądz nie mógł sobie poradzić z przekonaniem miejscowej wspólnoty, co do konieczności wybudowania kaplicy, gdzie można by było w buszu odprawiać nabożeństwa i modlić się. Zwrócił się o to z prośbą do miejscowej starszyzny, zapraszając Radę Starszych na misję. Ojcze, to Ty jesteś nasz Ray-aman-d’Reny* i zrobimy wszystko, żeby nasz kościół rozwijał się jak należy. Już niebawem w buszu stanęła kaplica, dzięki jednemu słowu miejscowej starszyzny.

Szacunek dla osób starszych, można sądzić, nie wynikał tylko ze znajomości Dekalogu, bowiem starszyzna miała decydujący głos, jeżeli chodzi o życie plemienne, daleko zanim jeszcze dotarło na te ziemie chrześcijaństwo. Z pewnością jednak Dziesięcioro Przykazań, a tak naprawdę przykazanie czwarte, bardzo mocno podkreśla status osoby starszej, zaś w kulturze i zwyczajach ludowych na Górnym Śląsku  starszyzna (starzyki), podobnie jak w kulturze malgaskiej odgrywała decydującą rolę w życiu każdej rodziny. Przykładem tego może być chociażby kult św. Anny, znanej u nas jako oma (starka Ana).

Ray-aman-d’Reny*- prezydent miasta, osoba rządząca, duchowna, ludzie, którzy posiadają społeczną lub duchową władzę nad społeczeństwem.

Źródło: Misyjne Drogi nr 6/186, rok 35, listopad-grudzień 2017, ISNN 0209-1348 (ss. 26 – 32).

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*