Korporacja kontra bary mleczne w wyścigu po dotacje…
Co trzecia złotówka dotacji do barów mlecznych na Pomorzu trafia do sieci GreenWay i Bioway. Mowa o kwocie blisko 900 tys. zł rocznie – ustalił Money.pl. To między innymi dlatego skarbówka zainteresowała się barami, zaczęła szukać rzekomych wyłudzeń dotacji i zmieniła słynne już rozporządzenie, zabraniające doprawiania potraw.
W filmie Miś w barze mlecznym można było zamówić kaszę gryczaną czy puree z dżemem. Dwóch biznesmanów z Gdańska – Przemysław Ciernioch i Marek Chudzik – postanowiło jednak odświeżyć menu.
Kilka lat temu zaczęli tworzyć sieć barów GreenWay, a następnie Bioway, gdzie dostać można sałatkę fatush, pakorę na sałacie czy panna cottę z sosem owocowym. Menu znacząco różne od tradycyjnych barów mlecznych. Ale obie sieci pobierały – podobnie jak większość tego typu lokali – dotacje państwowe. Ile? Według danych, uzyskanych przez Money.pl, w 2014 r. wszystkim barom na Pomorzu wypłacono w sumie ponad 2 mln 200 tys. zł. Z czego do wspomnianych sieciówek trafiło 860 tys. zł, czyli ponad jedna trzecia dofinansowania (sieciówki otrzymały więcej pieniędzy, bo np. GreenWay ma lokale w całej Polsce).
Sprawa jest o tyle ciekawa, że założyciel GreenWay, Marek Chudzik w rozmowie z nami stwierdził, iż w jego opinii prowadził jedyną firmę w Polsce, legalnie pobierającą dotację. Przynajmniej do 1. kwietnia 2015 r. Wcześniej przepisy zakładały, że żaden bar mleczny z dofinansowaniem nie może sprzedać jakiegokolwiek posiłku mięsnego. A przecież robiły to niemal wszystkie. W GreenWay’u tego problemu nie było, bo serwował tylko dania wegetariańskie.
Przez lata wiedział o tym też fiskus, ale na schabowego w prawdziwych barach mlecznych przymykał oko. Dlaczego? Bo przepisy napisano tak, że do dotacji i menu można było się przyczepić, ale nie było trzeba.
Trzy lata temu do wszystkich barów na Pomorzu zawitali kontrolerzy skarbówki. Ci sami, którzy wcześniej zatwierdzali wypłacanie dotacji, nagle zaczęli kwestionować wcześniejsze dokumenty. Nie zmieniło się prawo, zmieniła się za to jego interpretacja.
Gdy jeszcze w 2013 r. pytaliśmy pomorską Izbę Skarbową, co takiego się wydarzyło, że nagle zaczęto kontrolować bary mleczne, ta tłumaczyła, iż “nie stwierdzono zaistnienia takiej sytuacji”.
Po apelach barów mlecznych w 2014 r. Ministerstwo Finansów zamieściło na swojej stronie wyjaśnienie, jak należy interpretować przepisy. Tłumaczyło też, skąd nagłe zainteresowanie fiskusa barami.
– Działania organów skarbowych nie mają na celu utrudniania przedsiębiorcom prowadzenia działalności gospodarczej w tym obszarze, ale wyłącznie przeciwdziałania przypadkom, w których przedsiębiorcy nie powinni niezasadnie korzystać z pomocy państwa w dotowaniu posiłków, sprzedawanych w barach mlecznych. Działania te wspierają podmioty prawidłowo wykorzystujące przedmiotowe dotacje, racjonalizując zasady właściwej dystrybucji przez państwo dostępnych środków, przeznaczanych na pomoc społeczną – tłumaczył resort podkreślając, że dotacje do barów mlecznych to rodzaj pomocy społecznej.
Jednym z takich przypadków, uznanych przez fiskusa za niezasadne dofinansowanie, stał się bar mleczny ze Słupska. Ma on już milion złotych długu wobec skarbówki. Wirtualna Polska jako pierwsza opisywała problemy innych barów, którym nakazywano zwrot dotacji, np. z powodu dowiezienia posiłków na letnie kolonie czy okraszania pierogów skwarkami – szczegóły tutaj. Absolutnym absurdem w walce z barami mlecznymi były przepisy z 1. stycznia tego roku, gdy barom mlecznym zakazano doprawiania potraw. O dziwnym rozporządzeniu informowaliśmy już w grudniu.
Według uzyskanych przez nas z resortu finansów informacji, rozporządzenia miały przede wszystkim uderzyć w coraz lepiej radzące sobie sieciówki, sięgające po rządowe dotacje. Tradycyjne bary mleczne dostały rykoszetem.
– Prowadziliśmy dziewięć barów mlecznych w Poznaniu. Pod koniec zeszłego roku musieliśmy zamknąć jeden. Nie bierzemy już dotacji, bo się boimy. Problem w tym, że bez ministerialnych pieniędzy jesteśmy nierentowni. Żaden z moich barów nie wychodzi dziś na zero. Na szczęście mamy inną działalność, która finansuje nasze mleczaki. Długo tak jednak nie damy rady ciągnąć – przyznaje Iwona Gorońska, szefowa GSS Społem w Poznaniu.
Właściciel sieci Bioway, Przemysław Ciernioch, w rozmowie z Money.pl przyznał, że od 1. stycznia tego roku także nie bierze już dotacji. Tłumaczył, że po uciążliwych kontrolach obecnie nie opłaca mu się po nie sięgać. Przyznał, iż ma sprawy sądowe i procesuje się z fiskusem.
Kwoty, o jaką się procesuje, zdradzić nie chce. Mówi jedynie, że jest “znacząca”. Zarzuty skarbówki wobec firmy Bioway są podobne do tych, co w zwykłych barach – zbyt wysoka marża na przyprawy sprawiała, że dania były kilkukrotnie droższe, niż pozwalają na to przepisy. Na razie Ciernioch przegrywa – skargę przedsiębiorcy na fiskusa oddalił Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie (decyzja nie jest prawomocna).
W uzasadnieniu decyzji WSA pojawia się jednak jeszcze jeden wątek. Bioway miał zaopatrywać się u rolnika ryczałtowego, oznaczonego inicjałami R. K. Problem w tym, że urzędnicy skarbowi sprawdzili czy ten rzeczywiście uprawia sprzedawane firmie Cierniocha owoce i warzywa. Okazało się, że w gospodarstwie owego rolnika “w okresie ostatnich lat nie prowadzono działalności rolniczej, związanej z uprawą roślin”.
Ciernioch zaznacza w rozmowie z Money.pl, że odwołuje się od decyzji sądu. Twierdzi też, iż rolnik, od którego kupował warzywa, zapewniał przed sądem, że je uprawiał – ale nie na swoim polu, a sąsiada.
Według naszych informacji to właśnie Ciernioch był pierwszą osobą, którą zainteresował się fiskus. Miał on dostać ponad milion złotych kary. Kilka lat temu Ciernioch i Chudzik działali razem, ale pokłócili się (Ciernioch był franczyzobiorcą Chudzika). I tak z GreenWay’a wyłoniła się osobna sieć Bioway.
Właściciel sieci Bioway przyznaje, że według jego wiedzy najprawdopodobniej rzeczywiście to on był pierwszy. Dziś kontrole toczą się w całym kraju.
Swoich słów na ten temat nie chce autoryzować. W mailu pisze, iż nie ma ochoty, by “marka Bioway była przez naszych gości kojarzona w kontekście rozgrywek finansowych, prowadzonych przez Ministerstwo Finansów”. Zgadza się tylko na cytowanie wypowiedzi, związanych ogólnie z rozwojem swojej sieci.
Na autoryzację wszystkich swoich wypowiedzi nie godzi się także Marek Chudzik. Wcześniej w rozmowie telefonicznej właściciel GreenWay’a krytykuje swojego konkurenta. Twierdzi, że ten działa tylko dla pieniędzy i na dodatek spapugował jego biznesowy pomysł.
Przyznaje jednak, że akceptuje Bioway’a, bo ten cały czas nie sprzedaje mięsa. A to dla niego, jako wegetarianina-aktywisty, jest najważniejsze. Bioway ma już osiem lokalizacji, w tym na przykład w luksusowej galerii handlowej Stary Browar w Poznaniu. Na początku kwietnia Bioway otworzył bar na warszawskim Dworcu Centralnym. Dwa kolejne są w budowie.
– Opanowaliśmy już Gdańsk, teraz idziemy do Warszawy. To plan na najbliższy rok – mówi nam Ciernioch.
Od dofinansowywania barów mlecznych dla wegetarian się odcina. Twierdzi, że żywi statystycznego Kowalskiego.
– Nasi klienci to zwykli ludzie. 80 proc. to osoby, które jedzą mięso i na co dzień nie żywią się zbyt zdrowo. Chcą jednak spróbować czegoś nowego i zjeść coś smacznego oraz korzystnego dla ich organizmu. W większości to młode kobiety w wieku 20-30 lat – przyznaje. Te wypowiedzi pozwala nam w tekście zacytować.
Chudzik mówi, iż on też żywić chce tanio i zdrowo, a przede wszystkim bez mięsa. I właśnie dlatego sięga po dotacje. Przyznaje jednak, że nie we wszystkich swoich lokalach. Jak nam tłumaczy, z 20 barów będących w sieci GreenWay, jedynie połowa korzysta z dofinansowania. Mają być to tylko te, które bez rządowych pieniędzy nie przetrwałyby na rynku.
Szef sieci twierdzi, że on akurat z fiskusem problemów nie miał. Kontrole rzeczywiście były i u niego, ale żadnych nieprawidłowości nie wykazały.
Pierwszego kwietnia w życie weszło nowe rozporządzenie, precyzujące sposób starania się o dotacje dla barów mlecznych. Oprócz umożliwienia doprawiania potraw, znalazły się tam także zapisy, które mają nie pozwolić na finansowanie sieciówek z państwowej kasy. Na przykład Ministerstwo Finansów zaznaczyło, że przy wejściu do lokalu musi pojawić się dopisek “Bar mleczny”. Na razie ani Bioway, ani GreenWay nazw nie zmieniły.
Czy zmienią? Nie wiadomo. Przygotowując nowe rozporządzenie, MF konsultowało je z barami mlecznymi. Choć właściciel Bioway’a twierdzi, że dotacji od stycznia nie pobiera, to wolał sprawy pilnować. Na trzy spotkania, organizowane już w 2015 roku przez resort finansów raz przyjechał sam, a dwa razy wysłał swojego przedstawiciela. Ot tak, na wszelki wypadek, gdyby w przyszłości chciał jeszcze postarać się o dotację.
Za: Money.pl gospodarka