13. grudnia 1981 – jednym zaświeciła gwiazdka z nieba, drugim do dziś przyszło żyć z kajdanami u nóg…
Rok w rok środowiska patriotyczne, a i również środowiska związane z partią obecnie rządzącą polskim klerem, inicjują wspominki pod tytułem „Kolejna rocznica wprowadzenia w Polsce wojny z narodem”. Dla przypomnienia miało to miejsce 13. grudnia 1981 roku, kiedy Wojciech Jaruzelski ogłosił wprowadzenie w Polsce stanu wojennego. Stan ów zaowocował likwidacją NSZZ Solidarność oraz internowaniem ponad 10 tysięcy działaczy opozycji antykomunistycznej; tysiące kolejnych było inwigilowanych i zastraszanych.
W okresie trwania staniu wojennego, na skutek działania reżimu komunistycznego, co najmniej kilkadziesiąt osób w Polsce straciło życie. Kibice antykomunistyczni z gdańskiej Lechii namalowali na mecz z Jagiellonią Białystok oprawę, sygnalizującą kto jest kto – niestety takie naiwne i przaśne podejście do historii wiele upraszcza… Kibice Lechii zaprezentowali grafikę z podobiznami Józefa Stalina, Mao Zedonga, Ernesto „Che” Guevary i Wojciecha Jaruzelskiego. Wizerunki zostały splamione czerwoną barwą, symbolizującą przelaną przez nich krew, a pod spodem znalazł się podpis: „Fabryka morderców”. „Jazda z ku*****” – taka cało-stadionowa oprawa-kartoniada pojawiła się na trybunach przy Łazienkowskiej tuż przed rozpoczęciem spotkania Legia Warszawa z rosyjskim Spartakiem Moskwa, wspieranym w Warszawie przez kiboli i Lecha i Jagiellonii w ramach Ligi Europy. Dostało się „Ruskim”, dostało się Putinowi… Dziwne, że w obliczu nagonki na Rosję i wszystko, co jest związane z tym krajem, w obliczu skandalu służby i policja nie wiedziały o zamierzeniach kibiców Legii, skoro już za Donalda Tuska jako premiera RP, ta sama policja potrafiła nie tyle powstrzymać jakąś prowokację, co zatrzymać grupy wyjazdowe na grube miesiące w całym kraju. Dziś, gdy to wygodne, słynne 60-tki w większości liczących się ekip w Polsce (świadkowie koronni) sprzedały cały ruch kibicowski, a taka prowokacja uszła uwadze organom ścigania. Ktoś jednak z naszych decydentów u szczytów władz czuł nieukrywaną satysfakcję…
…
Magazyn śledczy Anity Gargas w TVP1 pokazał nieznane dotąd fragmenty nagrania z warszawskiej willi generała Wojciecha Jaruzelskiego z nocy 12. na 13. grudnia 2000 roku, a więc w rocznicę stanu wojennego, na których pojawia się redaktor naczelny Gazety Wyborczej Adam Michnik. Na nagraniu, w rozmowie z Teresą Torańską w obecności Jaruzelskiego, Michnik nazywa Jaruzelskiego polskim patriotą, „facetem, który kocha się w Polsce bez wzajemności”, deklaruje, że go kocha, a także ocenia, iż „bez ciebie nic by nie było Wojtku, nic”. Michnik podkreślał także, że „Jaruzelski marzył o szklanych domach Żeromskiego” i dążył do budowy „Polski prosowieckiej, a nie sowieckiej”.
Film, na którym widać, jak w 2000 roku redaktor naczelny Gazety Wyborczej, Adam Michnik wychwala komunistycznego generała Wojciecha Jaruzelskiego w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, zszokował opinię publiczną nie wiadomo dlaczego – chyba, że wszyscy w Polsce mają krotką pamięć. Adam Michnik był od zawsze pomostem twardogłowych komunistów z żydowskim odłamem komunizujących paryskich liberałów.
Michnik, razem z Kołakowskim, objeżdżali Europę pod koniec lat siedemdziesiątych za pełną zgodą aparatu bezpieczeństwa PRL i głosili tezy „eurokomunizmu”. W podziemnym piśmie z Warszawy, Michnik był nazywany prowokatorem. Rzecz działa się podczas wyprawy późniejszego naczelnego Wyborczej na Zachód w 1977 roku.
Wydana w 1977 roku w Instytucie Literackim Jerzego Giedroycia książka Kościół, lewica, dialog Adama Michnika była podwaliną intelektualna pod przyszłe zmiany o zabarwieniu liberalnym. „(…) Bardzo wysoko ceniłem wtedy myśl liberalną. Zgadzałem się ze Stefanem, że trzeba dać pole, jak to się wtedy nazywało, dla prywatnej inicjatywy. Ale czym innym jest nie przeszkadzać, gdy ktoś chce założyć przedsiębiorstwo, a czym innym sprywatyzować Stocznię Gdańską (…)”. Michnik od zawsze identyfikował się z pokoleniem ‘68. „Podobali mi się, bo mieli dynamizm w butach. Chcieli zmieniać świat. Odrzucić mieszczańską rutynę, konformizm, zakłamanie. Natomiast oczywiście wygadywali także całą masę nonsensów, wszyscy ci maoiści, trockiści, sytuacjoniści. Istniało rzeczywiście jakieś środowisko, antyklerykalne lub areligijne. Obracałem się w nim, rozmawiałem z tymi ludźmi, w końcu tak je nazwałem (…)”.
Dziwię się w przededniu 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce, że są jeszcze naiwni dziennikarze, lub pożyteczni idioci, autentycznie oburzeni i zdziwieni tym co się stało.
Akcja prowadzona przez Adama Michnika i środowisko jego gazety jako strategia ocieplania wizerunku Jaruzelskiego i wybielania okresu komunizmu w Polsce, nie miała niczego na celu, a była po prostu zwykłym blatowaniem się niegdysiejszych żydowskich „dysydentów” z niegdysiejszymi, zapatrzonymi w Lenina komunistami – późniejszymi oligarchami. Adam Michnik stanowił pomost między upadającym reżimem roku 1989 a nadchodzącym wielkim kapitałem. (Cdn.)
Roman Boryczko,
13. grudnia 2021
W każdą rocznicę stanu wojennego bawiły mnie prawicowe wrzaski pożytecznych idiotów i zawodowych opozycjonistów, którzy potem wystawili Polsce rachunek za swoją “walkę z komuną”, pod domem Generała. rzecz oczywista – wyładowywali swoją wściekłość na nim, bo na niemal 10 lat odepchnął ich od koryta i żłobu, do którego się pchali nawet za cenę wojny domowej i interwencji ZSRR, NRD i CSRS. Zawsze powtarzam, gdyby nie powstrzymano tych wariatów, to Polska spłynęłaby krwią Polaków i przestałaby istnieć jaklo państwo – byłaby de facto i de iure 17-tą republiką Rad. Niestety – w 1989 roku ci wariaci sięgnęli po władzę i jakby powiedział Rosjanin – “s tiech por w Polsze pauczyłsja odin, bolszoj bardak.” A przecież pamiętam, co obiecywała “Solidarność” zapatrzonym w nią robotnikom: kraj mlekiem i miodem płynący, paszport dla każdego – chyba tylko po to, by mógł wyjechać i pracować dla zagranicznego kapitalisty nie płacąc podatków w Polsce, i inne cuda-wianki i gruszki na wierzbie. Byle tylko mogli dorwać się do władzy. No i mamy – 33 lata rozkradania polskiego przemysłu, rozdawnictwo na skalę nigdzie niespotykaną i wszelkie patologie: od pedofilii kleru do afer finansowych, złodziejstwa, przekrętów i megakorupcji. A do tego jakieś niemożliwe deformy i spieprzenie wszystkiego tylko, co da się spieprzyć. Taki jest bilans tych nieszczęsnych rządów służalczych i chciwych idiotów, którzy “walczyli” o wolność za kasę z Waszyngtonu i Watykanu. I tylko jedno mnie dziwi – za “komuny” robotnicy dostawali histerycznego pierdolca po każdej kilkugroszowej podwyżce cen. Były protesty, strajki i cały antyrządowy cyrk. Dzisiaj robotnicy siedzą cichutko, chociaż ceny idą w górę z dnia na dzień i to będą chyba najdroższe Święta od wielu, wielu lat. Dziwne to – nieprawdaż? No tak, dzisiaj robotnicy wyjechali na zarobek do obcych, a Ukraińcy nie będą się buntować, wszak ich interesuje tylko ile można u nas zarobić… I takie to pokłosie “wielkiego” zwycięstwa “Solidarności”, za które płaci teraz cały naród.
Gdyby nie stan wojenny, to w Polsce by doszła do wojny domowej i straszliwej masakry w przypadku wmieszania się w nią ZSRR, CSRS i NRD, których dywizje tylko czekały na rozkazy. Taka jest prawda. A łgarstwami IPN można sobie podetrzeć. Wszyscy wiemy co.
Dziwi mnie jedno: jak w PRL były jakieś groszowe podwyżki, to robociarze dostawali małpiego rozumu i protestowali, wychodzili n ulicę, palili komitety partii i w ogóle wpadali w jakiegoś histerycznego pierdolca. Dzisiaj ceny rosną z dnia na dzień i… no właśnie – nikt nie protestuje, nikt nie wychodzi na ulicę, wszyscy siedzą cicho jak myszy pod miotłą. Boją się?
Nie, po prostu nie ma dolarów z wiadomej ambasady na wywrotową robotę, nie ma kasy z Watykanu dla mieszania ludziom w łepetynach. Polska pod rządami solidaruchów i solidurni stała się jakimś bantustanem czy bananową republiką, w której bezprawie jest prawem, a pazerność religią.