Polak ma zawsze rację…

WojskoKolejne miesiące roku 2016 coraz bardziej ukazują, jak bardzo rok ten jest pełen przełomów. Szczególnie widać to tuż za naszymi granicami, gdzie do kontrofensywy (być może samobójczej) na wschodzie kraju szykują się wojska Ukrainy. Rosja z rozmysłem prowadzi swoją politykę zagraniczną tak, że i Słowacy i Czesi w ostatnim czasie mogą liczyć na jej przychylność. Motorem napędowym każdego państwa jest jego wizja rozwoju i gospodarka. W Polsce tymczasem po rządach pro-niemieckich przyszedł czas na ekipę, która ponad interes kraju stawia smoleński apel. „Polskie” elity, płynąc w kłamliwym nurcie uszytej na ich miarę wolności, niczego się nie nauczyły, popełniając wciąż te same błędy. W obecnej geopolityce RP przyjęła rolę ułomnego dalekiego krewnego szacownej rodziny zza oceanu i ten scenariusz znakomicie odgrywany jest przez środowiska PiS-u.

Ów schorowany niby-kraj ma zupełnie sparaliżowane organy decyzyjne i jak upośledzony – wszelkie sugestie i rozkazy wykonuje z radością i gorliwością. Skoro głos zza Wielkiej Wody zasugerował trzymanie tubylców w ryzach, zaserwowano Polakom szeroki pakiet inwigilacyjny – podobno dla naszego dobra. By nie przyszło rodakom do głowy zbroić się i pamiętając naszych dziadków – tworzyć jakieś zalążki partyzantki, samoobrony czy innego ruchu oporu – PiS-owscy pomagierzy Wujka Sama zaserwowali narodowi stacjonowanie na jego terytorium regularnej „bratniej” armii okupacyjnej, która będzie wydawać tubylcom rozkazy do ataku na wyimaginowanego wroga a Minister Macierewicz owe absurdalne plany zasili ochotniczym mięsem armatnim, jakie za „zaskórniaki” już się tworzy.

Wróg został nam podany również na tacy, w pakiecie z przestarzałymi F16, które okazały się gospodarczym błędem i zarazem technologiczną pułapką. Koncepcja oparcia obrony lotniczej naszego kraju o samoloty, zdolne do bazowania w jednej czy dwu bazach lotniczych – stanowiących pewny cel dla broni precyzyjnego napadu przeciwnika – to pomysł poroniony, tak głupi, że trudno jest nawet go omawiać, zwłaszcza, iż nie mamy realnej obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, zdolnej do obrony żadnej bazy-matki. Jednakże nie oszukujmy się: w razie konfliktu te samoloty to jednorazówki, jeden start – potem już nie będzie gdzie wracać – nieprzyjaciel postara się wszystkim, co ma w arsenale, a na pewno już rakietami balistycznymi, zmienić bazy pod Poznaniem i w Łasku w krajobraz księżycowy. Bez dyslokacji sprzętu i zapewnienia możliwości jego funkcjonowania z wielu mniejszych lotnisk – nie mamy szans, a niestety tak się składa, że lądowanie tym typem samolotu na Drogowych Odcinkach Lotniskowych – w czym polscy piloci od początku ery MiG-ów i Su-czek byli mistrzami – to nie jest to, co F16 lubi najbardziej. Podobnie jak w obecnym konflikcie ukraińsko-rosyjskim, lotnictwo będzie wyeliminowane z walki z powodu masowego wykorzystywania środków obrony przeciwlotniczej. Rosjanie skutecznie zastosowali tam systemy przeciwlotnicze S-300 i S-400. Oczywiście owym wrogiem jest sąsiad RP – Rosja! Nasze położenie jest nieszczęsne, bo i jeden i drugi z sąsiadów chcą nas od zawsze zaprząc do orki ku chwale własnych, czyli nie-polskich, interesów.

Szkolenie na FB 3

Dziś żaden agresor nie potrzebuje przestrzeni i nowych terytoriów, dziś w cenie jest człowiek i jego praca. Polacy jak nikt inny pasują do roli niewolnika. Polski  niewolnik jest eksploatowany od lat w kraju za głodowe stawki, zaś wyrzucany z RP na emigrację – stan poniżenia (jako podczłowiek) z radością kontynuuje. Dziś szykujemy się do wojny, ale co ciekawe, chcą w niej uczestniczyć chyba tylko miłośnicy militariów i rezydenci Belwederu.

Jak silna jest polska armia? Czy w starciu z Rosją mielibyśmy jakiekolwiek argumenty czy szanse na obronę sam na sam? Władimir Putin stwierdził kiedyś, że do Warszawy jest w stanie dojść w ciągu 24 godzin. Królową pola walki klasycznie pozostają wojska lądowe – piechota, wojska pancerne i artyleria. Mówimy oczywiście o konflikcie konwencjonalnym, bez użycia głowic jądrowych, bo ta druga opcja skazuje nasz kraj na unicestwienie. Jeżeli chodzi o liczebność sił zbrojnych, według statystyk znajdujemy się na 44. miejscu na świecie. W Europie więcej od nas wojskowych mają: Hiszpania (123 tys.), Ukraina (160 tys.), Grecja (177 tys.), Niemcy (183 tys.), Wielka Brytania (205 tys.), Francja (228 tys.) czy Włochy (320 tys.). Na tej liście oczywiście wyróżnia się Rosja z liczbą 766 tysięcy żołnierzy. Razem z ogromną, 20-milionową rzeszą rezerwistów, tworzy najliczniejszą armię na świecie.

Polska armia po przejściu w formę „zawodową” stała się wielkim biurem dla wojskowych. Nawet 70-80% całej struktury armijnej (pomijając rezerwistów) to tzw. biurowi żołnierze, czyli urzędnicy w mundurach. W 2012 polska armia dysponowała liczbą 96,7 tys. żołnierzy zawodowych. Według ekspertów niezależnych – realnie mamy tylko 5 000 żołnierzy (!!!) zdolnych do prowadzenia trwałych operacji militarnych. Zorganizowanie obrony terytorialnej to jeden z priorytetów obecnego kierownictwa MON (stan: 35 tysięcy). Rząd do tego zaszczytnego obowiązku chce wmanewrować, nie wyciągając wniosków z historii, ostatni kwiat polskiej patriotycznej inteligencji, dla którego Polska znaczy więcej niż „ch.. dupa i kamieni kupa”, ludzi, którzy do tej pory interesowali się obroną terytorialną, są członkami różnych organizacji pro-obronnych lub harcerstwa i wszystkich obywateli aktywnych – patriotów, którym leży na sercu bezpieczeństwo Polski. Okupacja hitlerowska i stalinowska czystka właśnie tę szczególną cenną tkankę skutecznie w Polsce usunęły, zostawiając po wojnie kraj z ludźmi bez szkół u steru, kierowanymi zdalnie z Moskwy. Politycy nigdy nie biorą odpowiedzialności za swe czyny i tak jest w tym przypadku, gdy decydują o destrukcyjnym szczuciu narodów na siebie i eskalowaniu bezsensownych antagonizmów (niszczenie nagrobnych płyt żołnierzy Armii Czerwonej).

Polska od dłuższego czasu drażni się z Rosją, będąc jednym z głównych orędowników nałożonego nań embarga, co znacznie wpłynęło na jakość życia zwykłych Rosjan a nie oligarchów czy rosyjskich wojskowych. Głupie decyzje polityczne (wstrzymanie małego ruchu granicznego) mieszkańców strefy przygranicznej  uderzają również w zwykłych obywateli po obu stronach granicy. Warszawa daje dyrektywy, że mamy się nienawidzić. Militarnie również stroimy się w piórka. Polska – organizator „Anakondy” – poprzez manewry celowo wysyła Rosji sygnał, który wkrótce zaowocuje kłopotami. Tym bardziej, iż do ćwiczeń zaproszono spoza NATO takie kraje jak Ukraina (również oddziały ochotnicze, zwane nie bez racji neobanderowskimi) i Gruzja. Działania militarne u granic nieprzychylnego sąsiada nigdy nie wróżą niczego dobrego. A nie były to jakieś mało znaczące przeglądy wojska, tylko grożenie pięścią (ponad 31 tys. żołnierzy z 23 krajów). W ćwiczeniach „Anakonda 2016” wzięły udział oddziały lądowe, powietrzne i morskie.

usa_flag_bombs-1979px

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, bo Polska w tej układance nie jest żadnym podmiotem – a jedynie przedmiotem, przesuwanym raz w jedną innym razem w drugą stronę. Rosyjska odpowiedź wymierzona jest w Unię Europejską a szczególnie w Niemcy, gdzie zarządzono przygotowywanie zapasów żywności dla obywateli na wypadek nieprzewidzianych zdarzeń (wojny?). Ruszają manewry wojsk rosyjskich. W ćwiczeniach o kryptonimie „Współpraca 2016” uczestniczą również oddziały z Białorusi, Kazachstanu, Armenii, Tadżykistanu i Kirgistanu – łącznie około 6 tysięcy żołnierzy oraz tysiąc sztuk sprzętu wojskowego. Eksperci wskazują, że to pokaz siły wobec planów rozmieszczenia w krajach bałtyckich batalionów NATO. Rosja przeprowadza sprawdzian gotowości sił zbrojnych – ćwiczenia obejmują trzy wojskowe okręgi: południowy, zachodni i centralny. Bierze w nich udział także Flota Północna i dowództwo sił powietrznych i desantowych. Manewry potrwają do 31. sierpnia. Na przełomie września i października na terytorium Serbii odbędą się natomiast wspólne ćwiczenia rosyjsko-białorusko-serbskie o kryptonimie „Słowiańskie Braterstwo 2016”. Wezmą w nich udział żołnierze rosyjskich wojsk powietrznodesantowych, białoruskie oddziały operacji specjalnych i żołnierze brygady specjalnej sił zbrojnych Serbii. Na dzień dzisiejszy to tylko manewry, ale koncentracja dużych mobilnych sił, gotowych do walki, może zawsze zakończyć się przekroczeniem granic i pełnym zaskoczeniem tubylczych mieszkańców nadwiślańskiego kraju, wpatrzonych jak w całun – w gwieździsty sztandar. Czy wtedy warszawscy decydenci znów (jak w ’39) pierwsi wezmą nogi za pas, szukając azylu od Londynu po Tel Aviv? (cdn.)

 

Roman Boryczko

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*