Najnowsze inicjatywy świadczą o desperacji w Centralnej Agencji Wywiadowczej

Przedstawiamy artykuł Philipa Giraldiego, byłego specjalisty CIA ds. walki z terroryzmem i byłym oficerem wywiadu wojskowego, a obecnie  felietonistą i komentatorem telewizyjnym. Jest on także dyrektorem wykonawczym Rady Interesu Narodowego.

 

Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA), słynąca ze swojej tajemnicy i ukrytych zamiarów, pojawiła się w kilku ostatnich wiadomościach. 22. lipca Biały Dom ogłosił, że dyrektor CIA, William Burns, awansuje do gabinetu w administracji Bidena. Oznacza to, że stanowiąc  główne źródło dostarczania wiarygodnych informacji dla rządu, teraz będzie mógł wykorzystać swoją pozycję do kształtowania polityki, sam stanie się decydentem na równi z Sekretarzem Stanu, Antony Blinkenem, Doradcą ds. Bezpieczeństwa Narodowego – Jake Sullivanem i Sekretarzem Obrony – Lloydem Austinem.

Choć gest ten ma w dużej mierze charakter symboliczny i powoduje biurokratyczne pomieszanie ról i funkcji, nie jest on bezprecedensowy. Prezydent Ronald Reagan włączył do swojego gabinetu dyrektora CIA i bliskiego przyjaciela, Williama Casey’a, podczas gdy inny były prezydent, Bill Clinton, mianował na stanowisko dyrektorskie co najmniej dwie osoby, Johna Deutcha i George’a Teneta.

Co ciekawe, spośród czterech dyrektorów CIA na szczeblu gabinetu tylko Casey był doświadczonym oficerem wywiadu, który służył w OSS podczas II wojny światowej i stał się dyrektorem kontrowersyjnym, skłonnym do wspierania niepotrzebnie ryzykownych operacji, szczególnie w Ameryce Łacińskiej. Deutch był kimś w rodzaju zawodowego biurokraty, który przed przejściem do agencji pracował w Pentagonie. Opuścił CIA po nieco ponad roku sprawowania urzędu w grudniu 1996 roku i później wyszło na jaw, że przechowywał tajne materiały w swoim własnym laptopie.

Clinton ułaskawił go, nim mógł zostać postawiony przed sądem za niezapewnienie ochrony tajnych informacji. Tenet był pracownikiem Kongresu, zanim został dyrektorem i oczywiście obdarował Amerykanów ogromną porażką wywiadowczą, znaną jako wojna w Iraku.

Burns jest  zawodowym dyplomatą, a nie szpiegiem. Te dwie role są bardzo różne, choć być może nie dla Joe Bidena i tego, kto pociąga za jego sznurki. Na początku swojej administracji Biden zatrudnił Burnsa jako specjalistę od rozwiązywania problemów na całym świecie – człowieka z tytułem i referencjami, które umożliwiały mu poufne komunikowanie się z zagranicznymi przywódcami poza normalnymi kanałami dyplomatycznymi. Jego rolą było wypełnienie ważnej przestrzeni między jawnością a tajnością oraz zajęcie się bezpieczeństwem narodowym z cywilnej perspektywy. Skutkowało to podróżami z Washingtonu tam i z powrotem do zagranicznych stolic, ostatnio do Ukrainy i Rosji, gdzie Burns był kiedyś ambasadorem USA.

Według doniesień Burns i prezydent spotykali się często, a Burns wywarł szczególny wpływ na proces decyzyjny Bidena w odniesieniu do Ukrainy. CIA i Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) wykorzystywały satelity i przechwytywały komunikację do monitorowania gromadzenia się wojsk Rosji w pobliżu granicy z Ukrainą, a w listopadzie 2021 roku, na trzy miesiące przed faktyczną inwazją, Biden wysłał Burnsa z dyskretną podróżą do Moskwy, by ostrzec Kreml o możliwych konsekwencjach jakiegokolwiek ataku. Rosja odpowiedziała, iż propozycja przyłączenia Ukrainy do NATO oraz agresja na etnicznie rosyjski region Donbassu na Ukrainie – to czerwone linie, ale nikt w Washingtonie Kremla nie słuchał. (Cdn.)

 

Phil Giraldi

Tłum. Andrzej Filus

Źródło: AFP

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*