„Nasze matki, nasi ojcowie”. Rozdział książki pt. „Prace domowe” (2)

     Jeden z uczestników debaty o filmie przekonywał, że jednowymiarowe i tendencyjne ukazanie Polaków wynika z konstrukcji obrazu, z tego, iż byli postaciami drugiego planu. Ale przyjrzyjmy się scenie, gdy odkrywając w zdobytym pociągu więźniów obozu koncentracyjnego, szef oddziału AK „identyfikuje” ich po smrodzie jako Żydów – i z powrotem zamyka.

     Po pierwsze, ze sceny tej wynika, jakoby w obozach koncentracyjnych umieszczano tylko Żydów i jakoby właśnie takie przekonanie mieli partyzanci. W ten sposób autorzy filmu dokonują historycznego kłamstwa i zarazem konstruują nie dość, że zakłamany, to właśnie jednowymiarowy, agitacyjnie płaski obraz. A przecież owa sytuacja, sytuacja w której oprócz spodziewanego transportu broni i sprzętu, partyzanci napotykają także więźniów, otwiera właśnie sposobność, by ukazać i historyczną prawdę i zarazem wymiar dramatu. Bowiem – po drugie – jakże partyzanci, sami przecież ukrywający się, mogliby pomóc takiej ilości ludzi? Jak ich napoić, nakarmić, opatrzyć, przebrać, ukryć etc. – i to spodziewając się przecież rychłej kontrakcji Niemców? Ale i na tym rzecz się nie zamyka, bowiem jaki byłby los ludzi, którzy wykorzystując sytuację, uciekliby z takiego transportu, ale w obławie zostaliby nieuchronnie ujęci przez hitlerowców? Każdy, kto choć trochę interesował się historią obozów koncentracyjnych wie, jak okrutne potraktowanie czekało schwytanych zbiegów i że w przypadku ucieczki więźniów hitlerowcy stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej wobec pozostałych. I właśnie w takim poruszającym kontekście, dopiero w takich niezakłamanych okolicznościach, można było ową scenę „ujawnienia żydostwa” Victora, jednego z głównych bohaterów, ukazać wyraziście, przekonująco i przejmująco.

     Dopiero w takim napięciu, przy takiej – a przecież tu: prawdziwej – złożoności, postacie nabierają autentyzmu, intensywności. To na wielkich napięciach moralnych osnuwa się naprawdę doniosłe filmy. Dzieła. Poruszające, otwierające na Prawdę, poruszające do oczyszczenia. To jest podstawowa wiedza z zakresu sztuki filmowej, z zakresu konstruowania postaci i pisania scenariusza. Ludzie, zajmujący się sztuką filmową, powinni być na takie rzeczy szczególnie uwrażliwieni. Artyści, pragnący stworzyć dzieło, o takie sceny z silnym moralnym napięciem – zabiegają! Gdy zatem autorzy Naszych matek, naszych ojców, mając w ręku takiej skali dramat, przerobili go na mały, jątrzący, płaski, prostacki, wulgarny i zakłamany agit-prop – kompromituje ich to także w tej dziedzinie – jako artystów filmu. I, oczywiście, dowodzi to, że płaski, jednowymiarowy obraz Polaków nie wynika z konstrukcji filmu, ale jest zabiegiem celowym i on właśnie niszczy ten film, będąc wbrew zasadom sztuki filmowej.

     Także, na przykład, za pomocą montażu, przechodząc cięciem ze scen, przedstawiających sytuację jednego z bohaterów, Żyda, wśród akowców – do sytuacji jednej z bohaterek w celi przesłuchań Gestapo i w więzieniu – dokonano językiem filmu zrównania AK z Gestapo, postawienia między nimi znaku równości.

     Z owej realizowanej – zakłamanej i tendencyjnej – polityki wynikają w filmie sprzeczności. Oto na przykład widzimy oddział AK, czekający w zasadzce na niemiecki pociąg. Ale patrząc z wojskowego punktu widzenia ich postępowanie jest ignoranckie, bezsensowne, nie rokujące żadnych szans powodzenia. Cała ich akcja opiera się na przekonaniu, że gdy na torach w lesie ustawi się znak stop, to niemiecki maszynista pociąg zatrzyma. Nie ma przemyślanego wyznaczenia i obsadzenia stanowisk, łączności, nie ma „planu B”, nie ma planu odejścia etc. Siedzą niezborną kupą w chaszczach, rozprawiając o wyższości bigosu nad gulaszem. I znów ten w zamyśle poniżający obraz obraca się przeciw jego autorom. Bo wcześniej słyszymy w filmie meldunek jednego z głównych bohaterów, Friedhelma Wintera, o niezwykle intensywnych i skutecznych działaniach partyzantów, którzy wysadzili w powietrze 150 mostów. Przeradza się to w groteskę, jak bowiem możliwe, by czynów takich dokonywały podobne bandy bigosowych półkretynów? I przecież jakie to wystawia świadectwo hitlerowskim wojskom, które nie umiały się obronić przed ich działaniami… Ale przecież, jak wiemy, były wojskami wielce skutecznymi.

     Wykreowany obraz Polaków pozostaje w jaskrawym kontraście z obrazem ludu rosyjskiego, przedstawionego niezwykle szlachetnie. Jeden z bohaterów filmu, Wilhelm Winter, otrzymuje rozkaz spalenia gospodarstwa znajdującego się w pobliżu frontu. Panuje tam cisza, spokój i ład – żadnego boczku z muchami, o nie! Patriarchalny starzec z długą, siwą brodą i jego żona zapraszają wroga z kanistrem do stołu. (cdn.)

 

Zbigniew Sajnóg

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*