Listy ze Śląska. II. Ten, kto daje i odbiera…

Ferie rozpoczęte. Czas ten – jak wiadomo – rządzi się swoimi prawami, nawet o poważnych problemach rozmawiamy nieco innym tonem, kiedy to służbowe garnitury zamieniamy na źle dopasowane bermudy.

Jeszcze ze czterdzieści wiosen do tyłu ktoś by się zastanowił nad sensem starego przysłowia, gdzie mowa jest o tym, jakoby to ten, kto najsamprzód daruje a później to samo odbiera – tego miałby czekać smutny koniec w piekielnym kotle, wypełnionym smołą… Nie warto ryzykować z odbieraniem ludziom tego, do czego mają prawo, bo a nuż  dostanę z tego powodu widzenie z prezesem piekielnej korporacji w chwili, kiedy śmiertka się o mnie upomni? Na tym widzeniu z pewnością mi nie zależy, więc może znalazłoby się inne rozwiązanie owego problemu…

Dziś, kiedy zaczynamy mówić o piekle, co najwyżej usłyszymy pytanie, czy aby nie reklamujemy nowej gry komputerowej. Człowieku, nie irytuj się, skoro prawdopodobnie Boga nie ma, dawać i odbierać można do woli. Można handlować swoim ciałem, uczuciami… Istnieje całkowita, nieobwarowana żadnymi przepisami  wolność – zamienić szarówkę życia, na karuzelę jednej wielkiej przygody, a co… Boga nie ma, to i piekła nie ma, więc róbta co chceta, bo po śmierci zjedzą nas w niespełna tydzień robale i nawet smród po nas nie zostanie.

Europejska jazda bez trzymanki, a staremu pod wiatr:

– A ty staruchu, jak zrobiłeś swoje, no to opłać dobrą polisę na życie, a raczej na godne umieranie i won! Nie zapomnij tylko obrać sobie i opłacić miejsca wiecznego spoczywania, a raczej w myśl dzisiejszych teorii – szybkiego rozkładu naszych nędznych, ludzkich członków. Walcząc niemal codziennie o przetrwanie, zaczyna nam być obojętne to, kiedy nadejdzie – coraz częściej, niestety, dla niektórych upragniony – koniec, problem polega na tym, że w tej kwestii niewiele mamy do powiedzenia i na odejście czasami przychodzi czekać długo i cierpliwie… A tego ostatniego to nam z pewnością wiele nie zostało.

Mieli niegdyś staruszkowie swój deputat węglowy* (sytuacja nadal nie jest do końca jasna, więcej na podanych niżej stronach internetowych), na który sobie solidną, uczciwą pracą i hektolitrami wylanego potu w ścianie i na przodku zasłużyli. Nikt nie myślał, że z tego powodu Polskę z resztek dochodu narodowego okrada. Pracując pod ziemią 20-kilka lat zasłużyłeś na kolejne 30, by mieć co do żeleźnioka wsadzić. Starczało staroszkom – dzięki tej dbałości państwa polskiego – na leki, jedzenie a jak wielu powiada – także na ogrzanie należnym mu opałem starych kości.

Nie ukrywajmy, że tak naprawdę życie prostych ludzi kręciło się wokół tego, co skapnie z dodatków i im podobnych udogodnień. Rekompensowały one marne zarobki a także podobnej wielkości renty i emerytury, zaś dzięki temu pozwalały na jakie takie egzystowanie oraz w miarę godne dożycie ostatnich dni…

Nadszedł czas zwrotu na Zachód i branie na pniu wszystkiego, co z tamtej strony lądu nam podawano, nie bacząc: dobre, złe, wszystko jedno – byle zachodnie. No i mamy to, co mamy. Na początku nadszedł czas na poszukiwanie oszczędności, więc za mordę tych najsłabszych, zniedołężniałych starców – kapitalizm takich nie lubi. Tylko przeszkadzają, wysysają do cna państwową kasę, im dłużej się poniewierają, tym dla nich gorzej.

Na początek zabrano emerytom prawo do deputatu węglowego. Nie pomogło, nie zamarzli zimą, jeszcze sobie staruchy jakoś poradziły, więc rozpoczęto cudowne uzdrawianie przewlekle chorych ludzi w postaci odbierania rent inwalidzkich (przepuklina, usunięte narządy kobiece – wszystkie, przewlekła choroba, związana z niedoczynnością wątroby, po ostrym zapaleniu trzustki, polipem wielkości grejpfruta w okolicach narządów wewnętrznych (który w końcu usunięto), zaawansowaną cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym), czy o czymś zapomniałem? – To chyba tyle.

Trzeba nadmienić, że opisywane tu przypadki dotyczą nie kilkunastu obłożnie chorych pacjentów któregoś ze szpitali, a jednej tylko osoby. Z pewnością należałoby zapytać, jak to możliwe, że osoba ta żyje. Otóż ktoś, komu dane jest dźwigać ciężar tylu przewlekłych schorzeń, nie żyje – a co najwyżej wegetuje. W tym przypadku wyrażenie „Żyję o chlebie i wodzie” jest jak najbardziej uzasadnioną opinią, nie mijającą się z prawdą. To takiej osobie zabrana została renta w postaci 750 zł, co starczało w sam raz na leki (czyżby cudowne uzdrowienie?). Osoba ta została uznana za zdrową, czyli – należy rozumieć – zdolną do pracy…

Łatwo napisać, gorzej temu zadaniu sprostać. Kto, gdzie i kiedy przyjmie taką osobę do pracy i na jakim stanowisku miałaby ona pracować? I kolejne pytanie, tym razem skierowane do autora tekstu, a kogo to obchodzi, to problem cudownie ozdrowiałej osoby – koniec.

Dziwne, nie mające właściwie nic wspólnego z człowiekiem i jego losem przepisy, ustawy i prawa dotykają nas w każdym miejscu i czasie do tego stopnia, że odnosimy wrażenie jakoby to nie medycyna leczy. A dziwne opinie ludzi, z którymi trudno się zgodzić – decydują dziś o naszym losie. (Cdn.) 

 

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*