Chiny i Korea Północna – każdy kryzys to potencjalny zysk?! (9)

Korea Północna posiada straszak w postaci arsenałów broni, których nikt nie używa jawnie, posiada również jedną z największych armii świata – ciągle modernizowaną. 24-milionowa Korea Północna dysponuje czwartą co do wielkości armią świata, liczącą ponad 1,1 mln żołnierzy w służbie czynnej (co piąty mężczyzna w wieku od 17 do 54 lat służy w wojsku) i ok. 8-9 mln, pozostających w rezerwie. Siły zbrojne Korei Północnej, czyli Koreańska Armia Ludowa, przeszły modernizację na niemal każdej płaszczyźnie. Podczas parady wojskowej z okazji 75. rocznicy powstania Partii Pracy Korei przed oficjelami przejechały najnowsze rakiety dalekiego zasięgu, ale także bardziej „przyziemne” elementy uzbrojenia, jak dostosowane do współczesnego pola walki umundurowanie wojsk czy po prostu nowoczesne hełmy żołnierzy. Największą uwagę przyciągnęły oczywiście rakiety dalekiego zasięgu, w szczególności Pukguksong-4, pocisk transportowany przez okręty podwodne oraz Hwasong-16, który może być największą w historii rakietą, wykorzystującą paliwo ciekłe, wystrzeliwaną z mobilnych wyrzutni. Po raz pierwszy pojawiły się oddziały wojsk nuklearnych, biologicznych i chemicznych. Październikowa parada była również publicznym debiutem nowych pojazdów wojskowych. Jeden z ciężkich wozów opancerzonych do złudzenia przypomina amerykański transporter Stryker. W trakcie parady zaprezentowano dwie wersje pojazdu: jedna była wyposażona w pięć wyrzutni rakiet przeciwpancernych, wzorowanych na rosyjskim 9M133 Kornet, druga posiadała specjalnie zaprojektowana wieżyczkę, uzbrojoną w działo D-30 kaliber 122 milimetrów, co może wskazywać na inspirację amerykańskim M1128 Mobile Gun System. Koreańczycy wzorują się na zawansowanym uzbrojeniu przeciwnych stron światowego konfliktu. Np. nowy czołg armii północnokoreańskiej, znacznie bardziej zaawansowany w porównaniu z poprzednimi modelami, posiada podwozie przypominające to, znajdujące się w rosyjskim T-14 Armata, z kolei jego wieżyczka była inspirowana prawdopodobnie amerykańskim M1 Abrams.

Korea chce rozgrywać politykę na swój rachunek pod płaszczykiem Chin. Chiny są naturalnym sojusznikiem Korei Północnej – jak chwalą się oba kraje, sojusz jest oparty na przymierzu krwi. Ponad 130 tys. chińskich żołnierzy zginęło, broniąc Północy podczas wojny koreańskiej. Związek ten zawsze był jednak niespokojny, a w ostatnim czasie Państwo Środka ma coraz większe obawy, że państwo rządzone przez Kim Dzong Una wyleci z orbity ich wpływów, czy to oddając się pod kuratelę Rosji, czy uginając się pod ciężarem pokus stanie się wobec złagodzenia sankcji i liberalizacji reżimu, papierowym satelitą USA.

Wśród chińskich strategów istnieje nawet ekstremalna teoria, że USA zaakceptują nuklearną Koreę Północną jako sojusznika, a przynajmniej jako przyjazny kraj.  Niektóre obawy są tak ekstremalne, że brzmią jak teoria spiskowa, ale odzwierciedla to głęboko zakorzenione chińskie podejrzenia, dotyczące zarówno USA, jak i Korei Północnej. Takie myślenia nie są oderwane od rzeczywistości. Seul podczas ocieplenia stosunków ery prezydenta Trumpa liczył na zjednoczenie przed 2045 rokiem. Korea Południowa jest i była gotowa sponsorować z własnych środków międzykoreańską współpracę gospodarczą, tu do przeprowadzenia pełnej modernizacji infrastruktury konieczne będzie powołanie do życia międzynarodowego konsorcjum. Nie tylko w celu zaciągania pożyczek.

Jednak  ocieplenie z roku 2018 stosunków między Seulem a Pjongjangiem dało nową nadzieję: przeprowadzono wspólną kontrolę stanu głównych północnokoreańskich tras. Formalnie znowu zostały połączone. Po raz pierwszy przywódcy Korei Północnej i Południowej deklarowali chęć połączenia swoich kolei. Podróż z rosyjskiej stolicy do Pjongjangu obecnie jest najdłuższą kolejową trasą pasażerską na świecie – 10 273 km. Niemal 90% drogi przypada na Kolej Transsyberyjską. Wszechobecne drewniane podkłady kolejowe, popękane betonowe tunele i mosty na pojedynczych, kamiennych filarach, zbudowane jeszcze za Japończyków i tak nie pozwolą zbytnio się rozpędzić i wymagają pilnych napraw! Korea Południowa chciałaby być głównym beneficjentem wszystkich projektów na Północy, której terytorium i obywateli uważa za swoje. Chiny, Rosja i USA, które poświęciły tysiące żołnierzy i inwestowały niezliczone środki, aby zachować swoje wpływy w tym strategicznie ważnym regionie, mają tu swoje własne interesy. Gdyby kilka lat wstecz Kim Dzong Un zdecydował się na rozwiązanie kwestii jądrowej własnego kraju, Trump obiecał mu  napływ inwestycji i bezprecedensowy wzrost. Ale modernizacja przestarzałej infrastruktury w młodym, ambitnym, 25-milionowym kraju stanowi ogromny rynek, którego nikt nie zamierza oddawać. Aby wreszcie został otwarty, trzeba wcześniej uregulować interesy wszystkich stron.

Wiedząc jakie kąski czekają inwestorów, w roku 2014 Rosja podała do wiadomości, iż zamierza dogadać się z reżimem Kima na wydobycie północnokoreańskich złóż minerałów. Rosja ogłosiła, że zamierza zainwestować 25 miliardów dolarów w modernizację sieci kolejowej w Korei Północnej. Dostęp do zasobów naturalnych kusi Rosjan a to zasoby warte nawet nie setki, a tysiące miliardów dolarów. Metale ziem rzadkich wykorzystywane są przy produkcji nowoczesnej elektroniki, energooszczędnych żarówek, wydajnych turbin wiatrowych czy akumulatorów litowo-jonowych.

Dziś ceny metali ziem rzadkich spadły do nieco rozsądniejszych poziomów, ale i tak stosunkowo ograniczona podaż przy coraz większym popycie powoduje, iż surowiec ten mógłby być dla Korei Północnej tym, czym dla wielu innych reżimów niedemokratycznych ropa naftowa czy gaz ziemny. Głęboko pod ziemią w Korei Północnej znajdują się złoża około dwustu różnych minerałów, w tym złota, żelaza, miedzi, cynku, magnezytu, wapienia, węgla, uranu, wolframu i grafitu. Niektóre z tych pokładów są jednymi z największych na świecie, a ich łączną wartość szacuje się na 6–10 bilionów dolarów. Według południowokoreańskich szacunków Pjongjang może siedzieć na drugich największych zasobach metali ziem rzadkich na świecie. Kim jednak nie chce nikomu niczego oddawać, bo wie, że do przetrwania reżimu nie musi odkrywać wszystkich kart.

Kim Dzong Un coraz bardziej zaczyna odgrywać samodzielną rolę na światowej arenie. Chiny nie są zainteresowane zmianami politycznymi ani gospodarczymi w Korei Północnej. Mogłoby to doprowadzić do fali uchodźców, która trafiłaby do Chin, a także do możliwego zjednoczenia obu Korei. Świat jednak wstrzymuje oddech, wiedząc, jak bogata w złoża jest Korea Północna! Koreańscy analitycy z północy obserwują świat i dokładnie wiedzą, czym kończy się dla małego biednego kraju, mającego bogactwo a nie mającego technologii, współpraca z gigantem. Koreańczycy z północy są nieprzewidywalni i wiedzą to również Chińczycy!

Gdy w 2013 roku doszło do wzrostu napięcia pomiędzy obiema Koreami, Pjongjang bez słowa wyjaśnienia na niemal pół roku zamknął przygraniczną strefę ekonomiczną Kaesong, gdzie inwestują południowokoreańskie koncerny. The Diplomat przypomina, że w latach 90., w czasie prowadzonej przez Seul tzw. słonecznej polityki, czyli częściowego otwarcia na północnego sąsiada i prób wciągania go do współpracy polityczno-gospodarczej, południowokoreańskie firmy wydobywcze stosunkowo sporo zainwestowały w Korei Północnej, by potem wszystko stracić, gdy stosunki znów się pogorszyły. Zresztą podobny los spotkał nawet chińskiego giganta górniczego Xiyang Group, który po zainwestowaniu 40 mln dol. został z Korei Północnej po prostu wyrzucony pod wydumanym pretekstem rzekomo niezrealizowanych zobowiązań. (Cdn.)

Roman Boryczko,

styczeń 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*