Towarzystwo nie całkiem doborowe

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych AP jedynie uwydatniły niezrównoważenie kandydata na drugą kadencję – Donalda Trumpa. Powtarzanie, iż mamy do czynienia z wielkim oszustwem wyborczym i podburzanie białych mężczyzn przez cały okres prezydentury, doprowadziły 6. stycznia do wydarzeń na Kapitolu. Bez względu na to, czy za zamieszkami stały służby oraz czy były to służby, sprzyjające demokratom czy republikanom – zajścia sprowokowały wypowiedzi Trumpa.

Na kilka dni przed atakiem tłumu na Kapitol korporacje internetowe ograniczyły rozważania i wpisy prezydenta USA, co oburzyło niebywale TVP Jacka Kurskiego i wszystkie tytuły, podporządkowane propagandzie rządowej RP.

Nasi politycy wciąż nie mogą pogodzić się z faktem, że przez ostatnie 4 lata współpracowali – i byli wręcz zachwyceni kontaktami z człowiekiem o rozchwianej psychice. Żaden z przywódców szerokiej areny międzynarodowej nie traktował przecież prezydenta najpotężniejszego do niedawna państwa na świecie, jakim są Stany Zjednoczone, zbyt poważnie.

Najbardziej jaskrawym tego przykładem stał się przewodniczący Partii Pracy Korei, Kim Dzong Un, który jasno stwierdził, iż Donald Trump jest niepoważnym, stetryczałym starcem, z jakim on, Kim, nie bardzo ma o czym rozmawiać. Jak na przywódcę Korei Północnej było to delikatne spostrzeżenie, iż prezydent USA jest zwyczajnie nieodpowiedzialny i niepoważny. Niestety, demokracja ma to do siebie, że wynosi niekiedy ponad innych umysły anomalne.

Z Donalda Trumpa kpią nawet projektanci reklam IKEI

Przechodząc na grunt polski – jeśli stać Państwo Polskie na ochronę pana Kaczyńskiego (tak służb, jak policyjną), proponowałbym dołożyć do tego (na stałe!) psychologa i psychiatrę. Telewizyjne przynajmniej wypowiedzi prezesa PiS-u, jakby najbliższe klimatem przemowie generała Jaruzelskiego, wprowadzającego stan wojenny, pokazują prezesa Kaczyńskiego jako człowieka niezwykle zmęczonego i znerwicowanego, a to on właśnie decyduje o losach Rzeczypospolitej, będąc liderem partii rządzącej.

Podobnie można odnieść się do postaci Antoniego Macierewicza. Mniejsza już o prowadzone bezskutecznie latami śledztwo smoleńskie, ale wyprawa do Stanów Zjednoczonych, gdzie wybitny kiedyś opozycjonista namawiał Polonię do głosowania na Donalda Trumpa, jest bezprecedensowym wtrącaniem się w interesy obcego kraju, w dodatku – mocarstwa!

Jemu też powinno się obligatoryjnie przydzielić opiekę psychologiczną i psychiatryczną, by (skoro nie czynią tego przyjaciele) lekarze powstrzymywali go od publicznych wystąpień, których nie rozumieją Polacy tak samo, jak Amerykanie nie rozumieli Donalda Trumpa.

W galerii drugoplanowych już postaci polskiej sceny politycznej zadbać by można też o posłów Solidarnej Polski, pp. Kowalskiego i Warchoła, co nie znaczy, iż tylko o tych dwu, skoro ich partyjny przełożony rozpoczął niepisaną wojnę z UE, co by nie mówić, jedynym już sprzymierzeńcem Polski w świecie. Innych skutecznie odstraszyła po roku 1989 nasza „dyplomacja”.

W roku ubiegłym społeczeństwo Rzeczypospolitej poszło do urn, mimo zagrożenia koronawirusem Covid-19. Dzięki naciskom (i mamonie) Kościoła katolickiego, PiS-u i katolickich stowarzyszeń międzynarodowych wybrano człowieka, stojącego – jak dotąd – wyłącznie po jednej stronie sceny politycznej. Wszystkich Polaków, nie popierających Prawa i Sprawiedliwości (choć wcale nie muszą to być zwolennicy Platformy Obywatelskiej czy Lewicy) prezydent traktuje niczym wrogów Ojczyzny. Jeszcze niedługo przed zaprzysiężeniem za Wielką Wodą Josepha Robinette Bidena jako Głowy Państwa, Andrzej Duda oficjalnie popierał Donalda Trumpa, będąc chyba jedynym europejskim politykiem tej rangi, pozytywnie nastawionym do biznesmena w amerykańskim fotelu prezydenckim. Niemal do samego końca w TVP podtrzymywał swoją opinię nt. D. Trumpa, zapominając, iż ten cynicznie wykorzystał polskich polityków i polskie pieniądze.

Chciałbym tu przypomnieć prezydentowi Dudzie, jak to w latach 1944-47 tzw. żołnierze wyklęci jako wrogów Ojczyzny traktowali nauczycielki, pracownice sklepów i urzędów pocztowych, lekarki małych miasteczek – czasem tylko bijąc, niekiedy wręcz do nich strzelając.

A to właśnie polskie kobiety, co wypada także przypomnieć prezydentowi, zapełniły powstające uczelnie, stając się jedną z najbardziej wykształconych i mobilnych grup społecznych w kraju i poważnym gwarantem sukcesu odbudowy z powojennych ruin.

Tymczasem dziś nasz Ojciec Narodu twierdzi, że policja w sposób profesjonalny rozprawiła się z uczestniczącymi w pokojowych marszach (do jakich mają święte prawo w ustroju demokratycznym) kobietami i ich przyjaciółmi. W dodatku trudno śnieżki czy tekturowe „transparenty” nazwać zagrożeniem terrorystycznym. Prezydent jest zdania, iż policjanci dbali o porządek i dzięki ich pracy nikt nie zginął. Demonstrantów okrążano grupami, legitymowano, jednych wypuszczano po sprawdzeniu tożsamości i spisaniu danych, inni wędrowali do komisariatów. Dziwnie to przypomina lata 1939-44, kiedy to Niemcy w podobny sposób organizowali łapanki uliczne. Zamykano jakiś odcinek ulicy, otaczano przechodniów, segregowano – jedni Raus! – inni do „bud” i na Pawiak czy Montelupich…

Tym samym Andrzej Duda po raz kolejny wyraźnie staje po stronie Prawa i Sprawiedliwości, a nie jest to partia, skupiająca społeczną większość. Prezydenta wybrało przecież ok. 1/3 uprawnionych do głosowania.

Współczesne polskie panie, nie tylko te ze Strajku Kobiet, tak samo jak ich poprzedniczki z lat 50. i 60., są architektami, lekarzami, wykładają na wyższych uczelniach, konstruują instrumenty naukowe, latające w kosmos… Traktowanie ich z pogardą, jest, Panie Prezydencie, zwyczajnie nieetyczne.

Hasła wyborcze, sytuujące opinię społeczną przychylnie wobec kandydata Dudy, były przecież inne. Dlatego jego kontrkandydat przegrał! Andrzej Duda po raz wtóry został Prezydentem RP, po to, by nie powtarzać błędów poprzedników. Nie wolno czynić tego, co prezentuje teraz PiS – mówić: „My jesteśmy święci, nie odpowiadamy za żadne zło, bo przecież wcześniej ONI to też robili!”.

Takie stawianie sprawy, jest, nazywając rzeczy po imieniu – obrzydliwe!

Edward L. Soroka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*