Rzecz o różnicach (2)

 

Mógłbym oczywiście rozbudowywać i poszerzać powyższy kontekst, ale jak dla mnie jest on wystarczającym przyczynkiem do tego, aby zachować bardzo daleko idący dystans do wszystkiego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą, jak też samych przybyszów i reprezentujących ich polityków. Jeżeli natomiast ktoś uważa, iż powyższy kontekst nie ma najmniejszego znaczenia i należy przyjmować hurtem oraz „pomagać” bez względu na koszty – zadłużając nasz kraj, wpychając Polaków w nędzę, okradając ich z oszczędności oraz rujnując przy tym gospodarkę – to znaczy, że jest skończonym idiotą.

Naiwnością można rozgrzeszać starszego, schorowanego człowieka, którego sprytny manipulator i cwaniak oszukuje metodą „na wnuczka”. Natomiast komediant Zełenski jest osobą publiczną, wszystkie jego „osiągnięcia” i „sukcesy”, jak również koneksje są jawne, podobnie jak stan jego konta. Jeżeli zaś ktoś wybiera toporną propagandę, skrojoną pod umysłowość troglodyty – to niejako sam, z własnej i nieprzymuszonej woli dokonuje wyboru.

Nawet niemieckie media, udające obiektywizm i dbające chorobliwie o poprawność polityczną, jasno stawiają pytanie o zasadność pomocy w takiej skali, a przy okazji pytanie o beneficjentów pomocy militarnej dla walczącej Ukrainy. Według oficjalnych doniesień, na front ukraiński trafia nie więcej niż 30% wyposażenia wojskowego. Mówią zresztą o tym w Internecie sami ukraińscy żołnierze… Dla jednostek świadomych i myślących krytycznie jest jasne, jak wygląda czarny rynek handlu bronią. Trzeba jednak do tego trochę intelektualnego wysiłku, zamiast karmienia się od rana do wieczora skrajną, antyrosyjską propagandą, serwowaną przez media – we wszystkich gatunkach i odmianach. W jakimś sensie wojna jest w interesie ukraińskiej oligarchii, tak samo jak i Rosja raczej zyskuje gospodarczo niż traci. Paradoksalnie może się okazać, że materialnie uderzy ona najbardziej w budżet… przeciętnego Polaka.

* * *

Jest dla mnie jasne jak słońce, że wydarzenia za Bugiem są wojną koncernu militarno-finansowego pod szyldem USA z Chinami, wojną prowadzoną pośrednio z Rosją, rękami Ukraińców i na terytorium Ukrainy za pieniądze polskiego podatnika.

To bardzo pragmatyczne. Jeśli nie daj Boże kontekst wojenny się poszerzy, to polskie mięso armatnie też się przyda mocodawcom zarządzającej nami obecnie ekspozytury. I nie uważam, aby ci ludzie byli zdrajcami. Ponieważ ten, kto zdradza jakieś ideały czy sprzeniewierza się idei, najpierw – przynajmniej częściowo – musi w nią wierzyć. Tylko wtedy można mówić o zdradzie. Natomiast ktoś, kto od początku cynicznie, z wyrachowaniem udawał kogoś, kim nie jest, np. katolika czy patriotę, może być ewentualnie oportunistą  i miernym aktorzyną lub – co bardziej  nobilitujące – agentem obcych i wrogich nam sił.

Można to oczywiście znów tłumaczyć naiwnością. Jednak mam już swoje lata i nie wierzę w przypadki. Zarządzających nami obecnie ludzi, tylko w jakimś wąskim  marginesie  działaczy partyjnych (jak i dziennikarzy z tego nadania oraz urzędników )  można tłumaczyć naiwnością i dobrymi chęciami – nota bene piekło jest nimi wybrukowane. Większość szła po korzyść, a rdzeń układu partyjnego stanowili i stanowią ludzie o mentalności chamo-komuny, idący po władzę z bardzo cynicznych i niskich pobudek. Ludzie ograniczeni, puści, wyrachowani i nijacy. Wytresowani  jak trzymać ręce i co mówić, wyuczeni przez speców od PR-u  populistycznej mowy trawy na podobnej zasadzie, jak szkoli się małpy w cyrku…

Nie oszukujmy się – chodzi tu o duże pieniądze, o strefy wpływów potężnych interesów i dużych ponadnarodowych graczy. Tu nie ma miejsca dla wrażliwych społeczników z etosem przedwojennej inteligencji. Tu nie ma przypadków, a na pewnym poziomie decyzyjności politycznej należy kłamać pospólstwu w żywe oczy  –  traktując ogół społeczeństwa i narodu jak otumanione bydło, gdzie ostatecznie dialog zostanie sprowadzony do kryterium  elektrycznego  pastucha – a może „elektronicznego”… raczej.

Wszystkie obietnice i deklaracje lądują w koszu, a siły nacisku i szantażu są tak potężne, że trzeba byłoby być kimś na miarę rotmistrza Pileckiego czy Fieldorfa Nila, by się temu oprzeć. A przecież obecni politycy są to ludzie bez właściwości, bez żadnego etosu, bez honoru. Miernoty, wyciśnięte przez  matrycę PR-u z sondażowej plasteliny.

* * *

Jak już pisałem, nie wierzę w przypadki. Nieznajomość kontekstów historycznych nikogo nie tłumaczy. Nie można twierdzić, że w naszym kraju, który padł ofiarą niemieckiego ludobójstwa w czasie II wojny światowej swastyka jest symbolem neutralnym. Oczywiście – dużo zależy od formy wizualnej i tego, na ile ten symbol zbliża się do estetyki, w jakiej używali jej naziści, a szerzej – Niemcy. Identycznie ma się sprawa z runami SS czy pewnymi hasłami, zawierającymi idee tak charakterystyczne dla hitleryzmu, jak np. Wielka Rzesza, „rasa panów”, „rasa aryjska”, „czystość krwi”, „przestrzeń życiowa” (Lebensraum), itd. Zastanawia mnie zatem czy przemycanie do świadomości przeciętnego Polaka haseł, związanych z pro-banderowską polityką ukraińską może być przypadkiem? Stawiam tezę, że absolutnie nie.

W ramach operacji rozcieńczania polskiego narodu Ukraińcami, operacji socjotechnicznej, rozgrywającej się niejako na marginesie lub drugim, a może kolejnym – po prostu – froncie tej wojny, mamy stworzyć jakiś pokraczny obraz wspólnej pamięci i historii. Władza będzie nam sprzedawała kult Powstania Warszawskiego jako wentyl bezpieczeństwa czy może erzatz patriotyzmu, w czasie, gdy równolegle prowadzi operację zasiedlania naszego kraju ludźmi, którzy na poziomie pamięci  historycznej , kultury czy etosy przybywają z całkowicie obcego – i poniekąd wrogiego – nam świata. I w sercu stolicy  upamiętniającej narodowy zryw, okupiony krwią dziesiątków tysięcy Polaków, wisi ogromny baner z hasłem: „Sława Ukraini, gierojam sława”. To nie jest przypadek. Ale rozumieć ten kontekst historyczny może tylko ktoś, kto nie jest naiwny bądź głupi… Do wyboru.

* * *

Historia głosi iż Comodus, syn Marka Aureliusza, nie był nawet cieniem swojego ojca, a nie mając pomysłu na państwo, urządził trwające rok igrzyska. Obecna władza również nie ma na nic pomysłu – ani na gospodarkę, ani kulturę, ani edukację, ani sądownictwo. Ma natomiast możliwość kreowania za pomocą zawłaszczonych mediów publicznych (obecnie są to media partyjne) igrzysk dla pospólstwa. Nie trwały one jednak 12 miesięcy. Powoli wchodzimy w trzeci rok tychże igrzysk, a raczej tragikomicznego festynu medialnego, który w pierwszych dwóch latach miał odsłonę pandemiczną, a obecnie ewoluował w ukrainofilską histerię.

Na wielkich bilbordach widzimy smutne, naznaczone traumą wojenną twarze kobiet i dzieci, szantażujące odbiorcę koniecznością bezwarunkowej pomocy. Na marginesie przypomnę, że te same bilbordy jeszcze nie tak dawno sugerowały (oczywiście w formie szantażu i manipulacji), że niezaszczepienie się jest równoznaczne z narażaniem życia bliskich. W kontaktach bezpośrednich spotykamy jednak skupionych wyłącznie na sobie i roszczeniowych ludzi. Nie szukają kontaktu ani socjalizacji. W instytucjach publicznych, jak np. szkoły, rodzice ukraińskich dzieci ograniczają swoje kontakty do koniecznego minimum, traktując swoich gospodarzy Polaków jak powietrze, ewentualnie jak kogoś, kto ma święty obowiązek im pomagać. Ukraińcy licznie zasiedlają warszawskie knajpy i restauracje. Wyluzowani, pewni siebie, głośni, robią selfi i popijają latte. Tłumnie odwiedzają też galerie handlowe. Można spotkać całe rodziny na basenach czy w miejscach rekreacji… To wszystko oczywiście kosztuje – nas również! Młodzi, dobrze zbudowani mężczyźni w sile wieku rozstawiają grille, dowcipkują i puszczają ukraiński rap – jak Polska długa i szeroka… Jakby wbrew rządowej propagandzie, iż wszyscy Ukraińcy płci męskiej walczą za swój kraj. W Alejach Jerozolimskich, „wypasione” czarne BMW na ukraińskich tablicach omija korek, tnąc pasem dla autobusów –  i aż się łezka w oku kręci za latami 90. i mafią pruszkowską… Zapewne była to jednak matka z dzieckiem, dotknięta traumą wojenną, a jakakolwiek interwencja policji polskiej mogła by być odebrana jako działanie ruskiej agentury…

A tak poważnie. Integracji, miłości i przyjaźni nie będzie. Nie jest to jednak ani szowinizm ani ruska onuca – to raczej obiektywna, uczciwa i szeroka ocena faktów. Zwłaszcza, że rządząca partia, odpowiedzialna za agendę obłąkańczego rozdawnictwa dla Ukraińców tonie, a zostawi po sobie gospodarczy Armagedon oraz ekonomiczny krajobraz księżycowy. Frustracja i złość społeczna będą ogromne. Gorsze jednak będzie tu poczucie beznadziejności, manipulacji oraz brak perspektyw życiowych…

I jeszcze raz apeluję: nie mylmy głupoty, bezmyślności i zaślepienia z dobrym sercem czy naiwnością. Różnica jest kolosalna oraz fundamentalna.

Tekst i zdjęcia:

Włóczykij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*