Czy Dostojewski nie był kobietą? O granicach zdrowego rozsądku

Zawsze warto pytać o granice zdrowego rozsądku, pytać do znudzenia: czym jest ów zdrowy rozsądek. Jak wiadomo jest w logice metoda, polegająca na definiowaniu pojęć poprzez negację ich przeciwieństw. A więc zdrowy rozsadek to nie popadanie w skrajności, nie jest to postawa bezmyślna, zarzucająca wnikliwe, krytyczne, dogłębne poznanie tematu. Zdrowy rozsądek nie szafuje opiniami i etykietami pod wpływem chwilowych emocji, nie szantażuje uczestników debaty publicznej wykluczeniem w obliczu innych punktów widzenia. Zdrowy rozsądek nie manipuluje faktami ani informacjami, nie wymusza postaw oraz nie zakłada, że zawsze ma rację oraz przyjęte stanowisko jest święte i nie podważalne. A nade wszystko – jako definiowanie pozytywne – zdrowy rozsądek jest blisko związany z instynktem samozachowawczym i to niekoniecznie tylko na poziomie biologicznym. Zdrowy rozsądek przyjmuje kryterium instynktu samozachowawczego jako istotnego, a nawet koniecznego warunku poznawczego. Skoro potrafię o siebie zadbać na poziomie intelektualnym, emocjonalnym czy biologicznym, robię to świadomie zgodnie z wyznawanymi normami moralnymi, to znaczy, iż potencjalnie wypełniam powinność  instynktu samozachowawczego, a tym samym mogę dalej poznawać, uczyć się i rozwijać – w przeciwnym razie przepadnę. Będę realnie potrafił zatroszczyć się o innych, o wspólnotę – oczywiście w ujęciu tego wszystkiego, o czym pisałem powyżej. Po prostu, jeśli ktoś mnie prosi przed sklepem, czy też barem mlecznym, abym kupił mu coś do jedzenia, to zasadniczo zawsze spełniam jego prośbę. Bez względu na czynniki jakie doprowadziły tego człowieka do miejsca, w którym się znajduje, jest niejako moim obowiązkiem spełnić jego prośbę. Na alkohol z zasady nie daję. Natomiast nie zapraszam tego hipotetycznego człowieka do siebie do domu, nie daję mu kluczy, nie daję mu swojej karty bankowej, nie nazywam swoim największym przyjacielem, a moim bliskim nie mówię, że od dzisiaj całe nasze życie będzie podporządkowane pomaganiu mu (służeniu). Nie biorę kredytów, obciążających moją rodzinę, by kupować mu mieszkanie. Z dwóch powodów, a właściwie trzech tego nie robię, po pierwsze nie znam tego człowieka, po drugie kieruję się zdrowym rozsądkiem, a po trzecie, najzwyczajniej w świecie nie stać mnie na taki wachlarz „pomocy”.

Naprzeciw zdrowego rozsądku siedzą oczywiście głupota i ignorancja, jak mawia obrazowo młodzież: zaczadzenie. Stan zaczadzenia z punktu widzenia biochemii jest uszkodzeniem mózgu, spowodowanym tlenkiem węgla a prowadzącym do śmierci. W ujęciu metaforycznym – umierają funkcje poznawcze umysłu. Człowiek „zaczadzony” to osobnik, nie potrafiący krytycznie i wnikliwie oceniać realiów życia czy rzeczywistości w żadnych szerszych planach lub na głębszych poziomach. Z reguły, cała jego aktywność przebiega na płaszczyznach reakcji emocjonalnych o podłożu kompulsywnym. Dla takich to ludzi, odgórne oraz oficjalne środki przekazu, a także aprobowane i koncesjonowane autorytety, opracowały pojęcie „teorii spiskowych” jak też termin „foliarstwo”. Teraz została dodana etykieta „ruskiej onucy” – w związku z zaistniałą ostatnio sytuacją na Ukrainie. Dzięki temu, człowiek „zaczadzony” nie musi w ogóle, pod żadnym pretekstem wysłuchiwać argumentów czy też konfrontować się z jakąś inną prawdą, innym punktem widzenia. Wystarczy powiedzieć adwersarzowi: foliarzu! Znaczy to nic innego, jak „debilu”, a w kontekście historycznym, minionej epoki komunizmu, znaczy to tyle, co „wróg ludu”, czego konsekwencją było natychmiastowe wykluczenie z praw społecznych i obywatelskich. W zdrowym ciele autorytarnych systemów nie było miejsca na „kułaków” czy „spekulantów”.

Znana maksyma powiada, że przed upadkiem kroczy pycha. Nie będę się powtarzać, ale jednak podkreślam zawsze, iż nie kroczy ona sama, a właśnie zawsze w towarzystwie głupoty. Metaforycznie to ujmując, aby Pycha z Głupotą mogły swobodnie działać, najpierw należy rozstrzelać Zdrowy Rozsądek, a przynajmniej wywieźć go na taczkach… Ludźmi pysznymi manipuluje się równie łatwo jak głupimi, choć ci pierwsi nierzadko spełniają normy wysokiej inteligencji w standardach testów psychologicznych. Konkludując, można przyjąć, że ów zdrowy rozsądek jest niejako wrogiem Pychy i Głupoty…

Powyższe przemyślenia pojawiły się jako nawarstwienie pomniejszych analiz i drobnych obserwacji, spiętrzających się dynamicznie i niepokojąco przed moim „małym rozumkiem” – cytującreakcji emocjonalnych o podłożu kompulsywnyma. Oto wchodząc do znanej mi garmażerii, gdzie od kilku lat kupuję różne produkty, zapytałem o pierogi ruskie. Pani obsługująca – znana mi również od dawna Ukrainka, teraz z dumnie wpiętym kotylionem w wiadomych barwach – obwieściła z niemałą satysfakcją, że od teraz nie ma już „ruskich”, a są „pierogi ukraińskie”. Korciło mnie powiedzieć, że „ruskie” to może od ziem ruskich, że była Biała Ruś, Czerwona Ruś itp. i itd., a te ziemie zamieszkiwali Rusini – i nie każdy Rusin był mieszkańcem Ukrainy, która była częścią Rusi, nazwaną od „U Kraja”, czyli niejako „na peryferiach” Rzeczypospolitej i że w ogóle, „pierogi ruskie” to niekoniecznie „rosyjskie”… Ostatecznie niczego nie powiedziałem.

Po wyjściu uzmysłowiłem sobie, a raczej przypomniałem znany polski film, rozgrywający się w pewnej dystopijnej rzeczywistości. Dotarło do mnie, że rzeczywistość może być potwornie labilna – zwłaszcza, gdy potraktujemy zdrowy rozsądek jako zagrożenie dla głupoty, na której to można budować zręby nowej, wspaniałej rzeczywistości. A przecież bohaterowie wspomnianego filmu musieli zmierzyć się z realiami, gdzie panująca władza, będąca w rękach tylko kobiet, przekonywała bez mrugnięcia okiem, że Kopernik był kobietą. Dlaczego więc Dostojewski nie może być kobietą, a może nawet ukraińską kobietą – po prostu Ukrainką? Młodzi Ukraińcy mogliby się nieswojo czuć w polskiej szkole, ucząc się o tym, że wybitny pisarz światowej rangi był… Rosjaninem, podobnie jak teraz wchodząc do baru, muszą się konfrontować z tym, iż jakaś potrawa jest – za przeproszeniem, tfuuu! – ruska. Wsjo ruskie – parszywe! Zresztą Dostojewski jako kobieta na pewno zadowoliłby feministki, a może nawet środowiska LGBTQ. Tym samym rządząca Polską partia mogłaby nie tylko poszerzyć swój elektorat o „przesiedleńców”, ale również zadbać o nowy w postaci swoich dotychczasowych adwersarzy – tęczowych środowisk. Takie przyjacielskie mrugnięcie okiem i upieczenie dwóch pieczeni jednocześnie. Wystarczy przecież jeden telefon z KC, a minister edukacji przedstawi wytyczne do nowych podręczników, zgodnych z mądrością etapu. Tak całkiem na poważnie, należało by się zastanowić nad usunięciem z otaczającej rzeczywistości wszystkiego, co rosyjskie… znaczy się ruskie. Jedno jest pewne, pierogi już na pewno nigdy nie będą „rosyjskie”, podobnie jak zapewne fasolka „po bretońsku” zamieni się w fasolkę „po odessku” a może kremówka wiedeńska w kijowską…

Nie mogę oddalić od siebie myśli, że większość moich rodaków – przekonanych o słuszności i szlachetności swoich poczynań – nie robi niczego innego, jak właśnie rozstrzeliwuje zdrowy rozsądek. A właściwie jego resztki, jakie pozostały po spustoszeniu, spowodowanym pseudo-pandemią coronawirusa. Jeszcze przed dojściem do władzy miłościwie nam panującej partii, wszyscy z nią sympatyzujący publicyści i dziennikarze, jak jeden mąż przekonywali swój elektorat publicystyczny o kuriozalnej manipulacji neoliberalnych mediów na Zachodzie na temat prawdziwej sytuacji w Polsce – polskiego szowinizmu, antysemityzmu, Marszu Niepodległości, katastrofy smoleńskiej etc. Teraz się okazuje, iż te same zakłamane, manipulujące, zniekształcające prawdziwy obraz Polski zachodnie media, nagle w kwestii pandemii czy konfliktu na Ukrainie stały się jedynym źródłem czystej jak górska krynica prawdy. Ciekawe… Wielkim grzechem – według polityków i publicystów rzekomo konserwatywnej proweniencji – był całkowity bezkrytycyzm zachodnich środowisk opiniotwórczych wobec problemu emigrantów z Afryki, zarzucano Zachodowi cenzurowanie tego tematu oraz przemilczanie niewygodnych faktów, jak i nakładanie anatemy na niepoprawnych politycznie publicystów. Dokładnie te same mechanizmy, które środowiska podobno konserwatywne, związane z obecnie rządzącą partią,  krytykowały na zachodzie Europy teraz wdrażają w stosunku do osób, które choć w najmniejszym stopniu pozwolą sobie na kontestację tego, co się dzieje za naszą wschodnią granicą. Toż to Himalaje hipokryzji i obłudy! Czyż nie? Media rzekomo publiczne (włączając w to te NIE-publiczne – komercyjne), od dwóch lat blokują swobodną debatę na temat ważnych społecznych problemów, a obecnie wraz z zarządzającymi nami ludźmi (dla niepoznaki nazywanymi polskimi politykami) prowadzą Nas, Polaków nad przepaść – w każdym wymiarze, a dalej do ekonomicznego i historycznego upadku. Jak wiadomo, prowadzą Ich tam (i Nas z nimi) arogancja i pycha, ale idą one w parze z Naszą narodową głupotą. Do wielkich kroków, fatalnych decyzji politycznych, dołączają się nasze drobne kroczki głupoty, gdzie – jak w chocholim tańcu – licytujemy się na to, kto pierwszy przerobi Chopina na „kobietę”. Zakusy na przerobienie Przemyśla na miasto ukraińskie już są… Oby tak dalej, Bracia Polacy!

Włóczykij

Foty: Autor (ciastko, W-wa)

& Lech L. Przychodzki (piekarnia, Stopnica)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*