Pysk chama, czyli geneza i objawy „wszawicy obyczajów” nad Wisłą (3)

Do niedawna chamskie zachowanie, a więc plugawy język, strategia oszustwa, nierzetelność, tępa agresywność, brak szacunku dla słabszych i ułomnych, pogarda dla wyższych aspiracji życiowych, były czynnikiem dyskwalifikującym towarzysko, wzbudzającym politowanie i pogardę, odsuwającym na „margines społeczny”. Tak więc ongiś istniał rzeczywisty społeczny margines dla istot, będących ludźmi jedynie z powodu anatomicznego wyposażenia. Dziś sfera chamstwa nie jest już zjawiskiem marginalnym, lecz centralnym i powszechnym, a bycie chamem jest w „dobrym tonie”. W krajach tradycyjnie demokratycznych chamstwo jest społecznie i prawnie marginalizowane, a normalny człowiek nie styka się na co dzień ze sferą, gdzie kodeksem życia jest zwierzęcy spryt, darwinowska brutalność, czyli programowe schamienie obyczajów. W realiach III RP chamstwo było wszędzie i przyjmowało formę narzuconego przez agresywną mniejszość, tzw. elyty władzy, rodem z czworaków i warstwy społecznie zdegradowanej. Zatem rządzących, bezrobotnych i leserów, genetycznie z „jednego pnia”, owej nachalnej większości „nowego, wspaniałego stylu życia”, obowiązującego, jak to się pięknie definiuje – demokratycznie w sferach rządowych, młodzieżowych, akademickich, sądowych i meliniarskich, jako nowa forma „jedności narodu”. Jako powszechna, taka „toksyczna semiosfera”, rezerwuar mentalnych fekalii otacza nas zewsząd, realnie i medialnie…

W realiach tzw. dobrej zmiany nic się nie zmieniło, a język polityki, jest podrasowanym językiem rynsztoka. Wystarczy się przysłuchać telewizyjnym „sabatom”, podczas których „dyskutują” ze sobą polityczni adwersarze. Jednak to nie anonsowana dyskusja, a jarmarczne zakrzykiwanie, wchodzenie w słowo, emocjonalne argumentowanie ad personam, obraz intelektualnej nędzy i rozpaczy rodem z magla! I to nic, że „sfrustrowana totalna opozycja” kłamie i za cenę zdrady walczy o odzyskanie władzy, albowiem strona rządząca daje się sprowadzić „do parteru” i toczy się bój na inwektywy, a nie merytoryczna dyskusja. To obraz wspomnianej nędzy i rozpaczy mentalnej polityków, pysk chama, co pluje na nas medialnie!

Tak, więc człowiek, który przeklina bez potrzeby, bezmyślnie i rutynowo zanieczyszcza swój język i umysł, a także otoczenie społeczne „kałem semiotycznym”, a traktuje oszustwo jako strategię życiową lub kradnie „zawodowo”, uprawia wszelkie formy cwaniactwa i ma elementarz kultury „w dupie”, jest „królem życia”, „równiachą”, „na topie”, bo gwiżdże na elementarz ludzkich wartości, którego wyznawcami są – wedle jego filozofii – tylko „naiwni i frajerzy”, tacy pracujący „za 6 tysięcy”, tak.

Jest, więc w swym bezmyślnym i żałosnym mniemaniu, dzieckiem swoich czasów, choć de facto jest tylko nędznym bękartem. Chamstwo, to wielka, bezideowa religia ludzkiej trzody, gdzie poczucie bezkarności i kpina z dawnych wartości, daje jej poczucie mocy i dziejowej racji, poczucie powszechnej zgody na ich bydlęce panoszenie się i skażanie atmosfery chamskim odorem. Zaś każdy, kto nie uprawia owego rytuału knajacko-raperskiego, jest śmiesznym „frajerem” lub „dupkiem”, nie umiejącym odnaleźć się właściwie w „wesołym miasteczku” czasów współczesnych. Dlatego też „moda na chamstwo” jest, o ironio, wyrazem głodu społecznego prestiżu, bo lepiej zaistnieć jako cham i aspołeczny zwyrodnialec, pokazać swój dresiarski ryj w TV, niż być – zasłużenie – zwykłym zerem. Bowiem gdy wszystkie wartości zostały cynicznie skompromitowane lub bezradne w starciu z „darwinowską” rzeczywistością, liczą się jedynie „parametry animalne”: agresja, egoizm i zwierzęcy spryt. Bo przecież nie twórca kultury, czy naukowiec, ale pospolity zwyrodnialec i bandzior trafia na pierwsze strony gazet i do serwisów TV. Nastała więc powszechnie nie „Era Wodnika” lecz „neokołchoźnika”, w bejsbolówce na łysej glacy, o psim pysku i odzianego w dres, by lepiej „laczować”, przy „krojeniu” emeryta, kroczącego z „kurwą” na ustach, lub rozpartego z pistoletem i „komórką” w garści, a tępą agresją w ptasim móżdżku, w kradzionym „Mercedesie”.

Czy jesteśmy współodpowiedzialni za dyktaturę chamstwa? Tak, bo ciche przyzwolenie, bierność, strach przed ośmieszeniem i sponiewieraniem przez bezkarnego chamszczaka powstrzymują naturalne, społeczne odruchy obronne. Garb wyniesiony z poprzednich czasów, a więc poczucie samotności we wrogim tłumie, brak prawdziwych odruchów ludzkiego solidaryzmu, nie pozwala nam wspólnymi siłami ukręcić łba hydrze chamstwa. Niestety, także bierna postawa rodziców w wychowaniu młodzieży ku wartościom i aspiracjom moralnym i intelektualnym, a nie puszczeniu „na żywioł”, czyli oddaniu w sferę oddziaływania negatywnych wzorów obyczajów „bydląt ludzkich”, lansowanych poprzez kulturę masową. Lecz sami, będąc także „dziećmi” owej „globalnej wioski”, są obojętni, a zatem legalizują przemianę swych dzieci w chamów. Zaś ci, którzy chronią swe dzieci przed schamieniem umysłowym, boją się w sytuacjach publicznych przeciwstawić się chamstwu. Wszystkie dzieci są nasze, to wielce popularny slogan, a więc także te schamiałe, których się boimy i umywamy ze strachu ręce wobec ich koślawego życia. Walczyć ze złem, czy dać się mu podeptać, oto dylemat. Ale należeć on powinien do sfery najbardziej żywotnych dylematów ludzkiej egzystencji pod słońcem tej ziemi… (Cdn.)

 

Antoni Kozłowski vel AntoniK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*