Pysk chama, czyli geneza i objawy „wszawicy obyczajów” nad Wisłą (4)

Jest prawidłowością, że ludzie boją się dyktatury, dopóki jej… nie obalą. Boją się lub wstydzą kontestować głośno zjawiska wynaturzone, które zmowa milczenia legalizuje jako normalne. Lecz życie w środowisku zatrutym schamiałym językiem i zbydlęceniem obyczajów jest dla normalnego człowieka po prostu torturą. Zgoda na życie w „chamskim wychodku” upokarza nas i degraduje. Ten wychodek zbudowali tzw. ludzie z awansu społecznego, hordy plebsu, spędzone do miast przez włodarzy komuny w latach 40/50. XX wieku, który po zaocznych maturach stali się „trzonem” ekip działaczy partyjnych, milicji i UBecji, zaś ich dzieci stworzyły klasę „wykształciuchów”, która do dziś „przyspawana jest do stołków” w szkołach, uczelniach, ministerstwach, sądach i palestrze. To ludzie o wykształceniu zawodowym, specjaliści, debile moralni i humaniści na poziomie troglodyty, czyli „przetwarzacze słusznej informacji”, budowniczowie klanów resortowych, zasadnicze pogłowie KODchodów, obrońców starego ładu, kiedy im „żyło się lepiej”, czyli z oszustwa i malwersacji, ot co!

To jest sytuacja, którą można zdefiniować, jako postkomusza „ciągłość elyt”, bowiem wystarczą nam, nad Wisłą, wedle ludowego chłopomana dekoracyjnego, ongiś premiera III RP, jeno elity polityczne, zwłaszcza własnej partii. To właśnie owe „elitarne hufce wykształciuchów”, w czasach komuny z prostego poczucia awansu społecznego i naiwnej dumy przynależności do „awangardy proletariatu”, a w III RP na skutek wiary, bezczelnej i megalomańskiej, wyrosłej z „ewangelizacji” naczelnego rabina polskojęzycznej „Gajzety” sprawiły, iż ta „awangarda chamstwa” wypowiedziała się adekwatnym językiem, poznanym z taśm nagranych wywiadowczo podczas „konsumowania ośmiorniczek” w przybytku „Sowa & Co.”! Zatem – jakie są tego konsekwencje? Ano, encyklopedycznie, jak koń, czyli kto ma oczy do patrzenia, widzi!

Wygląda na to, że musi, jak w przypadku mojżeszowego 40-letniego chodzenia po pustyni, wymrzeć pokolenie pociotów i dzieci resortowych, aby na Wisłą zniknęło zaplecze socjalne dla pandemonium chamstwa. I byłaby to rzecz straszna, aby wołanie o wolność życia od chamstwa i bandyckiego wynaturzenia w Polsce wymagało jednostkowych czynów gwałtownych, jak w przypadku Teda Kaczyńskiego czy Timothy McBain’a, okrutnie, bo w imię zasady „cel uświęca środki”, u nas w walce z „pajęczyną chamstwa i znikczemnienia” (patrz film „Uwikłani” reżysera Bromskiego), aby nikt nad Wisłą nie walczył z „wszawicą chamstwa”, jak owi antybohaterowie z widmem cywilizacyjnej zagłady w kraju Kaczora Donalda!

Ale bierne milczenie i powszechna zgoda na codzienność chamstwa byłyby dramatycznym dowodem na to, jak dalece nieświadomi jesteśmy swego zaszczucia i powszechnej nędzy obyczajów. Jest to zadanie dla wszystkich prawdziwych członków społecznej wspólnoty. Byliśmy solidarni w sprzeciwie wobec „dyktatury papierowego proletariatu”, co znacznie przyśpieszyło rozpad systemu komunistycznego. Bądźmy więc także solidarni wobec przemocy chamstwa! Odniesie to zapewne podobny skutek. Lecz każde zaniechanie w obliczu zła – jest także złem!

Udział w kształtowaniu oblicza świata nie musi być oparty na górnolotnych pryncypiach. Wystarczy, iż jest rozumną reakcją na zło w zasięgu naszej ręki, czyli sfery oddziaływań. Nie musimy zakładać paramilitarnych oddziałów, strzegących ładu społecznego (choć przy ich pomocy wyrugowano bandytyzm z nowojorskiego metra), ale nie możemy być bierni. Patrzmy więc uważnie wkoło i miejmy uszy szeroko otwarte, aby wszelkie objawy społecznej patologii były dla nas żywe i realne, zagrażające naszemu dobrostanowi psychicznemu i poczuciu bezpieczeństwa. Chyba, że chamstwo jest stylem życia, należącym do sfery naszych zainteresowań. Wybór tedy należy do nas, jeśli jeszcze potrafimy mądrze wybierać. Póki jeszcze mamy szansę wyboru. Bo może przyjść taki czas, kiedy dolegliwa choroba przekształci się w formę chroniczną, znośną i oswojoną, a wtedy chamstwo nie będzie już przenikało do różnych sfer, ale będzie wszechobecną „barbarosferą”, „chamozoną”, gdzie zjawisko kultury społecznej będzie tylko śmieszną, zapomnianą sferą baśniową, jak etos rycerski, czy dobry obyczaj mitem dla „frajerów”…

*

Antoni Kozłowski vel AntoniK

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*