Podróżowanie z dystansem

Z racji niekończącej się izolacji, zwiększania jeszcze bardziej dystansu społecznego i ryzyka uderzenia którejś z wielkich fal pandemii w moją niedużą osobę, siedzę w domu. Mam na myśli, że nie jeżdżę po świecie, ani nawet po kraju i nie doznaję nowego w sposób tradycyjny. Dlatego, na sposób jakże współczesny, oglądam ostatnio wiele relacji z podróży, poczynionych przez innych. Wyjechać na słońce niby i można, ale wybór obecnie jest dość ograniczony, większość wylotów jedynie z lotniska w Warszawie, a powrót obarczony ryzykiem kwarantanny. Jest przy tym obawa, że to przymusowe odosobnienie będzie dłuższe niż sam wyjazd.

Oglądam więc mniej lub bardziej wyszukane nagrania z dalekich krain i zauważam, iż nawet wśród podróżujących obowiązują te same standardy podziału, które mamy w kraju. Zawsze ktoś musi być lepszy od kogoś innego. Nawet, jeśli jesteśmy jedynie turystami z dystansem ledwo tysiąc kilometrów odległości od domu i wyjechaliśmy tylko na kilka dni. Chodzi o to, że jeśli styrany życiem człowiek jedzie na wczasy, to przecież nie może leżeć tydzień nad basenem, toż to niegodne ziemi, na którą zajechał. Wczasowicz musi dużo zwiedzać! Taka jest niepisana zasada relacjonujących w 4K. I nawet trudno dyskutować z taką jakością, której nie jestem w stanie odróżnić od zwykłego, prostackiego HD. Tym sposobem myślenia zwiedzać nie tyle należy, co zwyczajnie jest wymagane. Najlepiej zobaczyć wszystko lub chociaż takie obiekty, których nie widzieli inni. Wtedy jest spektakularnie, z dużą dozą szansy na szacun. I oglądalność nam wzrasta. I mamy dużo małych, uniesionych kciuczków. Jest łapka w górę i życie jest znośniejsze, a my od razu jesteśmy lepszymi podróżnikami. Oczywiście lepszymi od innych.

Nasze wakacje wpisują się w codzienne współzawodnictwo. Mielibyśmy zostawić nasz szczebel kariery w miejscu pracy, nigdy! Nie możemy sobie odpuszczać na wakacjach. Kto odpuszcza, wiadomo, nie jest zwycięzcą. Musimy być zawsze najlepsi, mieć jasno sprecyzowane cele, określoną ścieżkę kariery i ogromny sukces, majaczący na jej końcu. Przydatny jest w tym zestawieniu również kredyt na pół miliona we frankach, wtedy nasza motywacja jest gwarantowana. A jeśli z jakichś powodów nie możemy być najlepsi, nawet po wielokrotnym opuszczeniu prywatnej strefy komfortu, wtedy bądźmy chociaż lepsi od innych. Zwiedzajmy więc na własną rękę i zdecydowanie nie te miejsca, gdzie przyjeżdżają wycieczki z biur podróży. Wycieczki zorganizowane, to zło! To mielonka wieprzowa z mięsa, oddzielanego mechanicznie, serwowana w basenie Morza Śródziemnego, zamiast owoców morza. Unikamy więc autokarów z turystami oraz komunikacji zbiorowej. Jeśli już musimy gdzieś udać się grupowo z pospólstwem, to jedyną dopuszczalną formą przemieszczania się w takich przypadkach jest droga morska. Katamaran lub prom, jedynie w ostateczności. Najlepiej kameralna łódź lub jacht, na pokładach których serwują lunch czy też brunch ze świeżo złowionych, szczęśliwych ryb o wyszukanym rodowodzie. Niechybnie okazuje się, że ze wszystkich turystów płynących z nami, tylko my umiemy odpowiednio profesjonalnie pływać. Dzięki temu jedynie nam jest dane należycie docenić piękno dna morskiego, oddając się nurkowaniu. Reszta tałatajstwa ledwo wejdzie do wody, od razu zniszczy pół atolu rafy koralowej. Zupełnie nie rozumiemy, jakim prawem tym naturszczykom sprzedano w Empiku ten sam przewodnik, co nam. Że też płetwy weszły im na opuchnięte, kostropate odnóża.

Jednak najbardziej wzgardzanym zachowaniem wczasowiczów jest coś innego. Otóż, rzeczą wybitnie karygodną jest rezerwowanie leżaków. O świcie, na długo przed serwowanym śniadaniem, wczasowicze biegną położyć swoje ręczniki na najlepiej usytuowanych leżakach. Nigdy tak nie rób, bo nie zostaniesz zwycięzcą! W głowę zachodzę, dlaczego akurat ten bieg szczurów jest zakazany… Skoro już wydajemy ostatnie pieniądze na wycieczkę zagraniczną i skoro mamy już zagwarantowane darmowe drinki przez cały tydzień, niby czemu mielibyśmy leżeć daleko od basenu, lub co gorsza w cieniu? Wtedy kiepsko będzie widać nasz dzióbek na selfiaczkach. W sumie to nasz dzióbek już wszyscy widzieli, ale o ten błękit basenu chodzi w kontraście do koloru drinka z palemką. Stworzenia morskie kiepsko znoszą nasze palemki, słomki a nawet mieszadełka, ale nie przejmujemy się miękiszonami, mamy je już na zdjęciach. „Alleluja i do przodu! …piorun nie uderza w byle co.”

Lepsi podróżnicy nie wiedzą, iż może tych gorszych nie stać na nic innego, że może nie znają obcego języka i zwyczajnie nie mają śmiałości swobodnie przemieszczać się po innym kraju. Lub może właśnie chcą spędzić caluśki urlop na nicnierobieniu. Choć mogli przecież siedzieć w domu, mniej by się spocili. Nas, prawdziwie podróżujących, interesują wyłącznie dobre ujęcia i aktywny wypoczynek, chyba iż akurat można się ponaśmiewać z walczących o leżaki, to wtedy korygujemy priorytety. Natrząsamy się publicznie, utrwalając marną gawiedź na filmie. Pozwalamy im na chwilę wyjść na pierwszy plan. Długo nie zaprząta nam to głowy, zaabsorbowani jesteśmy przecież aktywnym wypoczywaniem. Najaktywniejszym z właściwych. Tak aktywnym, jak należy właśnie spędzać urlop. Bieg z ręcznikami staje się kolejną ciekawostką z podróży, ale jako aktywność negatywna. Kolejna niekonsekwencja rozumowania, ale za to następny punkt dla nas, ludzi o perfekcyjnej opaleniźnie, wymuskanej morską pianą.

Gdyby to z założenia była prześmiewcza relacja, nawet bym się uśmiechnął na taki komentarz w trakcie oglądania – ręcznikowce tuż po wschodzie słońca rozpoczynają swoją aktywność ruchową. Ale nagrania, które widzę i opisuję, aspirują do miana poważnych relacji telewizyjnych, opartych wyłącznie na faktach w sposób wręcz dokumentalny. W tym miejscu dowcipny wtręt natury socjologicznej, na temat stadnych zachowań nad basenem, nie jest wnikliwą obserwacją. Jawi się bardziej jako niesmaczny brak dobrego wyczucia. Skoro jednak jeździ się po świecie, gdzie grasują innowiercy ze swoimi pasożytami i pierwotniakami, a nam udało się nie zarazić, dobitnie znaczy to, że swoje wiemy, a nasza postawa jest właściwa. Filmujemy przestrzenie z drona, którego nawet nie daliśmy sobie ukraść, czyli wiemy jak to robić. Opowiadamy historyczne fakty bez podania źródeł ani autorów i co nam zrobicie? Formułujemy okrągłe opinie o całych narodach po zakupie bananów na lokalnym bazarku, bo doskonale znamy lokalne nawyki mieszkańców. Wypowiadamy obce nazwy, jak nam się żywnie podoba, toż nikt nie zauważy różnicy. Mamy podstawowe braki w edukacji, ale przecież dużo mówimy.

Jedno jest pewne, jesteśmy najlepszymi turystami, niezależnie od przygotowania merytorycznego oraz zakupionego wyposażenia. Cała reszta, to pseudo turyści, uwłaczający naszemu pojęciu zwiedzania. Bardzo to megalomańskie, ale nam, zjawiskowym osobowościom o wyśmienitym przekonaniu własnym, musi być przecież można tak o sobie myśleć. Fragmenty niepasujące do opisu powyżej nie zostaną wmontowane w wersję finalną naszych pamiątek z wakacji. Pozwolimy nawet, by nasze nieskazitelne relacje z podróży powszechnie zastąpiły wasze nieostre foty znad basenu. W tym celu, wiadomo, wszystkie łapki w górę! Nieustannie komentujcie nasze posty! Nie zapomnijcie zasubskrybować kanału i zaznaczyć dzwoneczka powiadomień. Bez tego, my, wasi bożyszcze aktywnego wypoczynku, zostaniemy dezaktywowani przyczynowo. Nie moglibyśmy istnieć, mając świadomość, że nie ma nas w waszych wirtualiach. A tego byście nie znieśli. Byłoby wam nudno tak po próżnicy leżeć nad swoimi basenami pełnymi marzeń, które zostały skalane zbyt skromnym budżetem i przesadnie wymieszały się z chlorem dnia powszedniego. Stąd wasze blade twarze, a u nielicznych częściowa, lecz krzywa opalenizna. Temu skóra z czoła schodzi, a nos zaczyna świecić na czerwono. Dlatego tu jesteśmy, tacy zajebiści.

Piotr Kasperowicz

2 komentarze do “Podróżowanie z dystansem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*