Dlaczego Polacy wciąż bezkrytycznie kochają Stany Zjednoczone AP?

Długi wstęp

Tysiąc lat, około 4 tysięcy pokoleń niewolników w systemie narzuconym dzisiejszym ziemiom polskim (pod koniec X wieku o żadnej Polsce nie było przecież mowy, istniało państwo Mieszka, potem Bolesława – jako absolutna oficjalnie własność księcia/króla) przez Kościół Rzymsko-Katolicki wywarły straszliwe, wprost niewyobrażalne piętno na całej populacji późniejszej Rzeczypospolitej.

W dodatku miłościwa instytucja „prostowała” wierzących „inaczej” – tych, którzy na południu i zachodzie ziem Piastów byli już schrystianizowani przez Państwo Wielkomorawskie lub możnych Rzeszy Niemieckiej. Ich obecność nad Wisłą i Odrą długo oficjalna historiografia pomijała. O ile dzieło Cyryla i Metodego już nie wszystkim w Rzymie pasowało, to na zachodzie w grę wchodziły stałe walki z Niemcami, acz i tak przez pierwsze wieki po chrzcie Mieszka trzon kadry biskupiej stanowili właśnie tacy czy inni Germanie.

Z kulturą Słowian nowa wiara postąpiła dokładnie tak samo, jak potem z kulturą Ameryki Środkowej i Południowej – zniszczyła ją na tyle skutecznie, iż znamy ją słabiej od dziejów obu Ameryk.

Wolnych ludzi, którymi byli późniejsi Polacy, przekształcono w poddanych – możnych, którzy przyjęli chrześcijaństwo obrządku rzymskiego i hierarchii kościelnej, jaka stała się potentatem, gdy chodzi o posiadany areał ziemi i inne dobra. Doczesne, nie duchowe… Jeśli książę/król Polski był nie tylko odważny, ale też posiadał zdolności dyplomatyczne – mógł cokolwiek z Kościołem wywalczyć. Inaczej kończył jak Bolesław Śmiały.

Co prawda nie znaleziono dowodów, by za panowania Chrobrego i Mieszka II Kościół pobierał jakiekolwiek podatki, przeznaczone ściśle na rzecz instytucji religijnych, to w takim razie skąd wzięły się bunty w roku 1031 (wygnanie Mieszka II, rządy Bezpryma, wspieranego przez Rzeszę) i roku 1038 – za Kazimierza Odnowiciela? Kościoły (w większości wszak drewniane) szły z dymem chyba nie tylko dlatego, iż stanowiły symbol przemian i kształtowania się możnowładztwa, kreującego ad hoc systemy podatkowe na potrzeby własne.

Przyczyną dzisiejszej, nieprzystającej do XXI w. świadomości przeciętnego rodaka, jest fakt, iż przez tysiąc lat od 70-90% ludności państwa stanowili niewolnicy – ludzie podporządkowani ok. 10 rodom magnackim, szlachcie i Kościołowi. Ta nieliczna grupa wybrańców niewoliła, zależnie od okresu w historii, od 3-16 mln ludzi. I to w większości chrześcijan – katolików, unitów i prawosławnych.

Owych niewolników traktowano gorzej, niźli zwierzęta hodowlane. Kobiety nierzadko rodziły w oborach, a w jednej izbie tzw. czworaków czy ósmaków grupowano w folwarkach po kilka rodzin, często do 20 osób. Młodzież – od 7-8 lat – nocowała w oborach i stajniach, klepisko czworaków już im nie przysługiwało. Nic dziwnego, że śmiertelność kształtowała się na poziomie 30-40%. Prócz fatalnych warunków sanitarnych jakość wyżywienia także była nienajlepsza. Przeciętnie jedzono gotowane w całości lub rozcierane w żarnach ziarno zbóż. Na przednówku zdarzało się jadać białe owoce jemioły, z jakich wyrabiano rodzaj mąki. Stąd do dziś jemioła jest w Polsce symbolem szczęścia.

Nasz niewolnik nie mógł bez zgody właściciela dóbr opuścić miejsca pracy, w różnych okresach albo nie przejmowano się losami zbiega, albo ścigano go – możnowładcy posiadali przecież siepaczy z prywatnych armii. Częstym kierunkiem ucieczki były Kresy Wschodnie, czyli tereny dzisiejszej wschodniej i południowej Ukrainy. Wielu Ukraińców pewnie to zdziwi, ale tysiące z nich posiada mazowiecką haplogrupę krwi R1a1a1g2. Polski niewolnik – będąc chrześcijaninem – często nie miał prawa do sakramentu ślubu, zamiast tego ksiądz udzielał mu jedynie błogosławieństwa. Na południu Polski, za zgodą feudała i zgromadziwszy odpowiednią sumę pieniędzy, wyższej rangi sługa (stangret np.) mógł udać się od XVIII z narzeczoną na ziemie czeskie i tam ślubu mu udzielano.

Jednocześnie niewolnicy byli przedmiotem handlu – po upadku szlaku bałkańskiego wywożono rocznie przez Dzikie Pola od 100-120 tys. młodych ludzi na rynek osmański. Młode dziewczęta, często w naszym pojęciu starsze dzieci, trafiały do bogaczy jako służba i to był los szczęśliwy. Bywało gorzej – burdele wciąż zgłaszały zapotrzebowanie na Słowianki, zwłaszcza jasnowłose. Młodzieńcy i chłopcy, wykazujący się siłą mięśni, trafiali na galery. Z innych czyniono janczarów, czyli mięso armatnie, wychowywane w nienawiści i pogardzie wobec niewiernych.

Kościół katolicki przyglądał się temu procederowi z obojętnością, podejrzewać można, iż potajemnie czerpał zeń zyski. Oficjalnie transportem i handlem młodych Polaków zajmowali się wolni mieszkańcy I RP, wyznający islam. W Polsce ludzie wolni uprawiali konkretne zawody rzemieślnicze, niewolnicy stanowili najprostszą siłę roboczą.

Ludzie wolni, a byli to zazwyczaj wyznawcy judaizmu i protestanci, tworzyli podstawy gospodarki. Żydzi opanowali handel, byli również szewcami, krawcami, cieślami. Niemcy brali się za wolne rzemiosła: kowalstwo, rymarstwo, bednarstwo, kopanie studzien. Holendrzy zmeliorowali tereny Rzeczypospolitej, Szkoci chętnie służyli w prywatnych armiach, a za zarobione pieniądze kupowali folwarki, gdzie się osiedlali, Bawarzy i Tyrolczycy hodowali owce i dali początek włókiennictwu na ziemiach polskich…

Małe manufaktury zakładali też jedynie ludzie wolni wobec prawa – głównie protestanci.

Kiedy Kolumb (1492 – brzeg San Salvador lub Samana Cay), Vespucci, Drake czy Vasco da Gama odkrywali dla Europy nowe światy, Polska ledwie co oddaliła od siebie groźbę krzyżacką. W 1466 roku został mianowicie podpisany II Pokój Toruński, co spowodowało podział państwa krzyżackiego: Pomorze Gdańskie, zachodni pas Prus z Malborkiem i Elblągiem oraz Warmia i Ziemia Chełmińska wróciły bezpośrednio do Polski, otrzymując nazwę Prus Królewskich. Reszta ziem zakonu, tzn. wschodnia część Prus, pozostała przy Krzyżakach jako lenno polskie – Prusy krzyżackie. I od tego mniej więcej czasu zaczęliśmy odstawać od reszty tego, co zwie się nadal Cywilizacją Łacińską.

Stosunki społeczne decydowały o przekształcaniu Najjaśniejszej ze spichlerza Starego Świata w rolniczy skansen Europy, gdzie użycie sochy lub mięśni ludzkich, obracających kierat nie były absolutnie rzadkością a raczej normą.

To dzięki traktowaniu gros poddanych I RP niczym bydła, na wschodnich rubieżach Polski dochodziło tam do powstań, mających nie tylko zatwierdzić kozacką autonomię, ale też zlikwidować samowolę magnatów i Kościoła katolickiego, usiłującego z unitów i prawosławnych uczynić gorliwych zwolenników katolicyzmu rzymskiego. Jak wielka musiała być skala krzywd, wykazuje sama ilość największych powstań:

Chmielnicki nigdy nie walczył o oderwanie objętych walkami terenów od Rzeczypospolitej, a jedynie o zniesienie krwawego na tych ziemiach feudalnego niewolnictwa.

Które nie dziwi, skoro jeden ród magnacki, dziś zwano by go oligarchią, dysponował sumą od 10 do 100 razy wyższą, niż miał w skarbcu RP jej król. Z kolei hierarchia Kościoła katolickiego wywodziła się głównie spośród owych oligarchicznych klanów rodzinnych. W końcu, po pontyfikacie Innocentego VIII (1484–1492), który zyskał przydomek „ojca ojczyzny” (mimo celibatu miał 16 dzieci, które uznał. Był to pierwszy taki przypadek w historii, gdyż zwykle papieże albo wypierali się potomstwa, albo zostawało ono „siostrzeńcami”) zabroniono w Europie zajmowania wyższych stanowisk kościelnych przez bękarty hierarchów, płodzone z młodziutkimi niewolnicami, niekiedy ze szlacheckich rodów, które przygotowywały je do „służby Bożej”.

 

Ameryka – ziemia obiecana

Po wojnie narodowo-wyzwoleńczej Stanom Zjednoczonym brakowało ludzi. Czyli, jak zazwyczaj, rąk do pracy na farmach. Indianie ani się do tego nie nadawali ani też dobrowolnie nie rezygnowali z posiadanej dotąd wolności. Niewolników z Afryki wciąż było zbyt mało, zresztą wpływy Oświecenia dotarły już za Wielką Wodę i abolicjonizm zaczął zdobywać kolejnych zwolenników wśród elit politycznych i biznesowych USA.

Rozpoczęto więc kaperowanie, m.in. na terenie zaborów, proponując rejs za Wielką Wodę, co w porównaniu z dotychczasowym losem, dawało Polakom znacznie większe możliwości rozwoju. Mogli już zarabiać jakieś pieniądze i podyktować list do rodziny, jak to im w Ameryce jest dobrze. Tęsknota za wolnością (bardziej w kategoriach indywidualnych, niż zdeptanej państwowości polskiej) była tak wielka, że ludzie z wielu biednych regionów starali się opuścić Ojczyznę jak najszybciej. W USA zderzali się z całkiem nową rzeczywistością, której nie rozumieli chociażby poprzez nieznajomość angielskiego. A rzeczywistość ta należała do protestantów, katolicyzm trzeba było nosić w sercu, oficjalnie się go wypierając – lub zmieniać wyznanie.

Losy Polski widziane były z Washingtonu ostrzej niż wewnątrz zaborów. Kiedy wodzowie Powstania Listopadowego zwrócili się do prezydenta USA, Andrew Jacksona o pomoc, albo przynajmniej oficjalne poparcie insurekcji, usłyszeli, iż Stany Zjednoczone nie poprą istnienia pańszczyźnianego niewolnictwa na ziemiach polskich. Podczas Powstania Styczniowego pomoc Amerykanów była także symboliczna. Oba zresztą były sprowokowane przez dyplomację UK, co wiązało ręce głównym wrogom Londynu – carom Imperium Rosyjskiego. Na samych Polakach nikomu nie zależało…

Po upadku obu XIX-wiecznych powstań za Wielką Wodę wyruszyły tysiące Polaków. Jedni w obawie przed prześladowaniami, inni – jak wcześniej – za chlebem. Byli to głównie Wielkopolanie, Górnoślązacy i mieszkańcy Podkarpacia. Do dziś dnia ich potomkowie tworzą w USA liczą Polonię.

Trzeba powiedzieć jasno – warunki życia Polaków w Stanach Zjednoczonych AP bywały gorsze od egzystencji Murzynów. Kiedy po wojnie secesyjnej abolicjoniści uwalniają niewolników na całym terenie USA, mają oni nad naszymi rodakami zdecydowaną przewagę. Po pierwsze – mówią i rozumieją po angielsku, po drugie znają konkretne zawody (biały w latyfundiach nie pracował fizycznie, mógł za to być nadzorcą). Status społeczny Polaków był tedy mniej więcej równy statusowi zwolnionych z niewoli. I do dnia dzisiejszego niewiele się zmienił.

A jednak tęsknota za wolnością, która nadeszła w kwestii narodowej w roku 1918, przeważała nad niedogodnościami. Okres II RP i nędza wsi oraz proletariatu miejskiego, szybko rozczarowały mieszkańców Polski.

W dodatku prawdopodobnie też dzięki XIX-wiecznemu pojmowaniu wsi przez Piłsudskiego, dopiero z początkiem lat 30. XX w. w byłym zaborze austriackim pańszczyzna zanikła na dobre. Temat nie należy do mile widzianych przez historyków (podobnie jak nielegalne uzbrajanie przez Marszałka żydowskich osadników w Palestynie), albowiem pokazuje II RP w świetle bliższym odczytywaniu XX-lecia międzywojennego przez uczonych PRL-u, a nie hurraoptymistycznych interpretacji, spotykanych po roku 1989. Chodzi o tzw. żelarstwo na Spiszu.

Otóż areał w momencie uwłaszczenia przez Wiedeń był tam do tego stopnia rozdrobniony, iż chłopi nie byli w stanie się utrzymać z jego uprawy. By wyżywić rodziny, niektórzy rolnicy w zamian za posiadanie gruntu, użytkowania chaty lub prawa wypasania bydła na dworskich pastwiskach musieli na rzecz możnowładców wykonywać nieodpłatne prace polowe. Dotyczyło to dóbr kościelnych oraz majątków rodzin Jugenfeldów i Salamonów.

W miejscowości Łapsze Niżne żelarka wynosiła 22 dni rocznie z jednego morga ziemi, a w Niedzicy średnio 47 dni z jednego morga w skali roku. „Rekordzista” odrabiał aż 66,5 dnia. Jeszcze w 1931 r. mieszkało tam 20 żelorzy (XX-wiecznych chłopów pańszczyźnianych), z czego gospodarzami było aż 16.

Teoretycznie spiski chłop, czyli żelorz, był człowiekiem wolnym. Praktycznie dwór nie zezwalał mu na przemieszczanie się do chwili uregulowania powinności, a dbano, by nie następowało to zbyt szybko. Poza tym właściciele ziemi nie wyrażali rodzinie żelorza zgody na pracę dla innych dworów niż „własny”. 30.01.1931 r. Sejm II RP zniósł żelarkę odrębną ustawą, która np. na terenie Niedzicy skutkowała dopiero od roku 1932.

Prawdopodobnie więc Polska była ostatnim krajem Europy, który pozbył się systemu niewolniczego. I nie mamy się czym w tej mierze chwalić.

***

Dziesięciolecia wiz dla obywateli PRL/III RP utrwaliły w USA obraz Polaków jako ludzi zdecydowanie niższej kategorii.

Katolicyzm rzymski niewątpliwie był tu jedną z przyczyn – tylko religie protestanckie dawały każdemu, bez względu na pochodzenie, szansę rozwoju. Nie darmo nawet korsarze – jeśli działali w interesie określonego władcy – otrzymywali z dużą pompą tytuły szlacheckie. Niemcy, Imperium Brytyjskie, nawet germanizowane kulturowo Czechy – rozwijały się zdecydowanie szybciej. Polska szlachta nadal chciała żyć z niewolniczej pracy chłopów, a w okresie Międzywojnia Józef Piłsudski oraz jego następcy także preferowali handel płodami rolnymi.

Zbyt późny start przemysłu kosztował II Rzeczypospolitą klęskę we wrześniu 1939 roku. I kolejny rozbiór ziem (coraz głośniej mówi się o tym, iż już po 17. września ’39 Stalin zapewniony został przez Londyn i Washington, że może zdobycze terytorialne wobec Polski zatrzymać).

Bez względu na poglądy dzisiejszych Polaków istnieją fakty. Dopiero zmiana ustroju, przyniesiona siłą po roku 1944 przez Armię Czerwoną, NKWD i polskich komunistów spod znaku PKWN i PPR, doprowadziła do sytuacji, kiedy Polacy odetchnęli od dotychczasowego ucisku – możnowładców i Kościoła.

A późniejszy, w dużej mierze sterowany z zewnątrz, ruch „Solidarności” sprzed 40 już lat, zmarnował po roku 1989 cały swój dorobek – tak zdobycze w zakresie praw pracowniczych, jak przypomnienie rodakom, iż byli narodem prawym i dumnym.

Już nie są. A pytanie – dlaczego? – jest retorycznym bardziej, niż się komukolwiek wydawać może.

Jako społeczeństwo, jako naród, kochamy USA na zasadzie fantasmagorii, ziemi obiecanej. Do której wciąż dążymy, a wobec ekonomiczno-politycznego krachu Washingtonu – nie dojdziemy już nigdy. Pytanie tylko – co z nami?

Edward L. Soroka

 

 

 

 

 

2 komentarze do “Dlaczego Polacy wciąż bezkrytycznie kochają Stany Zjednoczone AP?

  • 12/07/20 o 07:49
    Permalink

    “Dopiero zmiana ustroju, przyniesiona siłą po roku 1944 przez Armię Czerwoną, NKWD i polskich komunistów spod znaku PKWN i PPR, doprowadziła do sytuacji, kiedy Polacy odetchnęli od dotychczasowego ucisku – możnowładców i Kościoła.” Jednakże mentalność niewolnika pozostała. Po “wielkim zwycięstwie” nad komunizmem ten głupi naród z radością i z powrotem włożył sobie jarzmo na kark. Efekty mamy dzisiaj – rządy nieodpowiedzialnych popaprańców i bezkarnie panoszący się Kk.

    Odpowiedz
    • 28/07/20 o 08:39
      Permalink

      potężne nagromadzenie piramidalnych bzdur… i jak zwykle ta sama nienawiść – takie konsekwencje niesie z sobą nieuctwo i dawanie posłuchu teoriom spiskowym i manipulacjom, podczas gdy żyje się jak pączek w maśle, nie brakuje nawet ptasiego mleczka, a miękkie dłonie wypielęgnowane są przez dobrobyt w którym można leżeć, pachnieć… i wymyślać tego typu bzdury…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*