Pisarze przemilczani z powodu Katynia: Józef Mackiewicz i Ferdynand Goetel

 

Wśród tych pisarzy, którzy mnie ukształtowali, a których wymieniam na okładce drugiej swojej książki, brak np. Ferdynanda Goetla. Dlaczego? Choć, co prawda, czytałem o nim parę artykułów, między innymi Jacka Trznadla: „Ferdynand Goetel – pisarz zakazany przez komunistów” („Gazeta Polska” z 9. stycznia 1995 r.) i Krzysztofa Karwata: „Sprawa Ferdynanda Goetla” z nadtytułem: „Z powodu Katynia pisarza oskarżono o kolaborację z Niemcami” („Dziennik Zachodni” nr 83, z 7. kwietnia 2000 r.), lecz jak dotąd nie udało mi się zdobyć, ani też przeczytać, żadnego jego dzieła. A szkoda, bo z tego, czego ja się o nim dowiedziałem, warto by co najmniej jego „Lata wojny” (względnie „Czasy wojny”) z 1955 r., przeczytać.

Głównym „grzechem” Goetla, dzięki któremu znalazł się na komunistycznym indeksie pisarzy zakazanych był ten, że pojechał na niemieckie zaproszenie, wiosną 1943 roku do Katynia, aby być świadkiem pierwszej ekshumacji zwłok polskich oficerów, zamordowanych przez Sowietów. Podobnie, jak to uczynił mój ulubiony pisarz, Józef Mackiewicz. Obaj podjęli takie decyzje za zgodą dowództwa Armii Krajowej (AK), któremu po powrocie z miejsca kaźni, złożyli odpowiednie sprawozdania.

Jest zrozumiałym samo przez się, że po tak zwanym „wyzwoleniu” w 1945 roku obaj nie mieli w kraju czego szukać, toteż żyli na emigracji. Goetel zmarł w roku 1960, czyli w 70. roku swego życia, a Józef Mackiewicz w roku 1985, w Monachium. Tragizm życia emigracyjnego Goetla pogłębiał fakt, iż musiał Polskę opuścić sam. Jego żona, wraz z dwojgiem małych dzieci, pozostała w kraju. W ciągu ostatnich 15 lat nigdy ich już nie ujrzał.

Józef Mackiewicz był w lepszej sytuacji, bo udało mu się w 1944 roku umknąć przed „wyzwolicielską” Armią Czerwoną wraz z żoną, Barbarą Toporską. A że żył biednie, podobnie jak i Goetel, to już sprawa druga.

O Ferdynandzie Goetlu nie mogę wiele napisać, bo nadmieniłem już, iż nie miałem dotąd okazji jakiejkolwiek z jego książek przeczytać. Wymieniam go tu po to, by zainteresować nim młodsze generacje, które jeszcze w ogóle o nim nie słyszały.

O Józefie Mackiewiczu napisałem już 11 stron w pierwszej książce: „Z rodzinnych stron i emigracji” (str. 82 do 93), niemniej i w tej mu parę stron poświęcę, bo na ile wiem, nadal się go w kraju przemilcza. Nie licząc takich wyjątków, jak dr Agnieszka Przychodzka, która wiele lat temu napisała o nim pracę magisterską, a później, w Kwartalniku Elbląskim „TygiEL” (nr 1-2, 2003) interesujący esej: „Sam na sam z faktami – Józefa Mackiewicza poszukiwanie prawdy historycznej”, którym mi mimowolnie podpowiedziała tytuł drugiej książki. Sadzę, iż mi ten „plagiat” wybaczyła?

Poza krajem, ukazał się na 100-lecie jego urodzin, w nowojorskim „Nowym Dzienniku” z 20. kwietnia 2002 r. ciekawy artykuł Włodzimierza Boleckiego: „Pisarz niewygodny”. Dla kogo był on  „niewygodny”, to wiemy. Przy okazji serdecznie dziękuję memu przyjacielowi – od czasu internowania w 1982 r. we wspólnej celi w obozie w Uhercach (Bieszczady) – Andrzejowi Grzybowskiemu, mieszkającemu w Middletown/Connecticut, w USA, za nadesłanie mi go.

Bazując głównie na tych artykułach i cytując obszerne jego fragmenty, przybliżam czytelnikom jego postać. Józef Mackiewicz było bowiem pisarzem niepospolitym, stąd aż tak boli, że w Polsce wciąż pomijanym. Już bardziej znany jest jego starszy brat – Stanisław (Cat) Mackiewicz, również dziennikarz i pisarz, poza tym redaktor przedwojennego wileńskiego „Słowa”, a po wojnie, w latach 1954-55 premier rządu RP na emigracji, Od Józefa był o 6 lat starszy, bo urodził się w 1896 roku, zaś Józef Mackiewicz 1. kwietnia 1902 roku. Józef, mając lat 18, w 1920 r. wziął udział (jako ochotnik) w wojnie polsko-bolszewickiej. Po tej wojnie pracował jako dziennikarz w redagowanym przez brata „Słowie” i współpracował z innymi gazetami. Ambicje literackie miał od wczesnej młodości. Wybór reportaży, publikowanych w „Słowie”, pt.: „Bunt rojstów” (1938 r.) przyniósł mu nagrodę „Wiadomości Literackich”. Po wojnie opublikował siedem powieści, trzy książki publicystyczne, tom nowel, kilka broszur, a po jego śmierci ukazały się jeszcze dwa tomy wspomnień. Wydawnictwo „Kontra” z Londynu rozpoczęło od niedawna wydawanie zbioru jego „Dzieł”. Mnie, jak dotąd, udało się odnaleźć i przeczytać następujące jego pozycje:

–  „Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów”, z przedmową gen. W. Andersa (Londyn 1948);

–  „Lewa wolna” – powieść o wojnie polsko-bolszewickiej;

–  „Droga do nikąd” – powieść o życiu na Wileńszczyźnie od roku 1940 do 21. czerwca 1941, czyli w okresie, gdy Litwa, a z nią i Wileńszczyzna były republiką radziecką;

–  „Nie trzeba mówić głośno” – powieść, która jest niejako dalszym ciągiem „Drogi do nikąd”. Panorama wojenna, zaczynająca się 22. czerwca 1941 na Wileńszczyźnie i Białorusi, kończąca się zaś w Niemczech, w Oflagu (obóz dla jeńców wojennych, noszących stopnie oficerskie).

–  „Zwycięstwo prowokacji” – o przyczynach rozprzestrzeniania się komunizmu na świecie;

–  „W cieniu krzyża” – analiza polityki papieża Jana XXIII wobec komunizmu;

i

–  „Kontrę” – powieść głównie o Kozakach, walczących w czasie wojny sowiecko-niemieckiej po stronie Hitlera, a po wojnie wydanych przez zachodnich aliantów w ręce Stalina – na pewną śmierć.

Nie zdążyłem dotąd przeczytać:

–  „Sprawy pułkownika Miasojedowa”;

–  „Karierowicza”;

–  „Watykanu w cieniu czerwonej gwiazdy” oraz

–  „Faktów, przyrody i ludzi”.

Wrócę teraz do artykułu Włodzimierza Boleckiego: „Pisarz niewygodny”, aby dać czytelnikom próbki z treści dzieł J. Mackiewicza, pokazać, czym one tchną, przedstawić jego „barometr życiowy”.

Autor tego artykułu pisze, iż „Stałym tematem twórczości Józefa Mackiewicza jest współżycie ludzi różnych narodów, religii i języków. Temat ten związany był z osobistym doświadczeniem pisarza, który wychował się i spędził połowę swego życia w wielonarodowym, wielojęzycznym i wielokulturowym obszarze Wileńszczyzny. Pierwszych obserwacji dostarczyło mu jego własne dzieciństwo. W rodzinie Mackiewiczów ważną rolę odgrywały związki polsko-litewskie (z Matulajtisami).

Tu aż się prosi o nawiązanie do naszej wielojęzycznej i wielowyznaniowej sytuacji górnośląskiej. W mym dzieciństwie i młodości obracałem się wśród trzech języków. Tzw. gwarą śląską mówili ze mną dziadkowie, rodzice i większość krewnych, lecz „Tante Frieda”, czyli ciocia Elfryda Bytomska i jej rodzice (Brollowie) oraz rodzeństwo – mówili do mnie po niemiecku. Natomiast w przedszkolu i szkole mówiono z nami „czysto po polsku”. Do tego dochodziła, jakby na okrasę, kościelna łacina, z której także sobie parę zdań przyswoiłem. Wówczas księża odprawiali jeszcze nabożeństwa po łacinie.

Nie budził też w naszej rodzinie oburzenia i nie wywoływał potępienia fakt, że ktoś z bliskich nam osób przechodził na wyznanie współmałżonka, to znaczy np. z katolicyzmu na protestantyzm. Co więcej, nie wykluczono z rodziny nawet tej cioci, co wyszła za Żyda. Jego sympatyczny potomek do dziś żyje w Wiedniu i krewni bardzo go lubią. Ja też! To się nazywa tolerancja! Takim był rówenież Józef Mackiewicz – na wskroś tolerancyjny.

(…) „Swoją niechęć do wszelkich form nacjonalizmu tłumaczył nie tylko wielonarodową specyfiką Wilna, lecz także studiami przyrodniczymi (…) podkreślał wielokrotnie – natura, w przeciwieństwie do ludzi, nie zna ani rasizmu, ani nacjonalizmu.”

„Jeszcze przed wybuchem II wojny światowej Mackiewicz krytykował politykę administracji polskiej wobec mniejszości narodowych na wschodnich Kresach II Rzeczypospolitej. Jego poglądy uznano za sprzeczne z interesami państwa i narodu. Tymczasem Mackiewicz nie był ani krytykiem polskości, ani przeciwnikiem rządu II Rzeczypospolitej, lecz przypominał, że na Kresach Wschodnich żyje wiele narodów, które powinny mieć równe prawa w demokratycznym państwie polskim. Najwyższym dobrem publicznym był wg niego prestiż Rzeczypospolitej, jako państwa tolerancyjnego, demokratycznego i sprawiedliwego dla wszystkich obywateli.

Po zajęciu Wilna przez wojska hitlerowskie (w czerwcu 1941 r.) Mackiewicz w wileńskim „Gońcu Codziennym”, gazecie wydawanej przez Niemców, opublikował kilka artykułów (w okresie lipiec-październik 1941 r.). Podobno za to właśnie Wojskowy Sąd Specjalny AK uznał go za „zdrajcę” i w 1943 r. skazał na karę śmierci. Wyrok jednak został formalnie odwołany, ale okoliczności jego wydania, jak i niewykonania są nadal niejasne. Wiele poszlak wskazuje, że wyrok skierowano do wykonania, gdy Mackiewicz zgodził się pojechać do Katynia, by uczestniczyć w odkrywaniu grobów polskich żołnierzy (…)”.

„Po wycofaniu się Armii Czerwonej z Wilna w 1941 r., Józef Mackiewicz opublikował w „Gońcu Codziennym” 4 artykuły, w tym dwa fragmenty przyszłej powieści, przedstawiające realia sowieckiej okupacji Litwy (1939-41). (…) Przez kilka miesięcy 1941 r., podobnie jak i większość ludności na tzw. Kresach Wschodnich, uważał wojska niemieckie za wyzwoliciela spod okupacji sowieckiej (…). Wkrótce jednak wroga polityka hitlerowców wobec ludności polskiej tamtego regionu, a zwłaszcza w stosunku do Żydów, całkowicie zmieniła jego stosunek do Niemców (…).”

„Źródłem antykomunizmu Mackiewicza był jego stosunek do rewolucji bolszewickiej w 1917 roku, jego wiedza o eksterminacji całych grup społecznych i narodów w Rosji sowieckiej. Mackiewicz był liberałem – jego ideą było hasło: Leben und leben lassen „Żyj i daj żyć innym”)  – toteż uważał, że komunizm i wolność całkowicie się wykluczają. (…). Jego wrogi stosunek do rewolucji bolszewickiej ma takie same źródła, jak postawa Iwana Bunina i Nadieżdy oraz Osipa Mandelsztamów czy liberalnej inteligencji rosyjskiej, po 1918 r. skazanej przez bolszewików na zagładę.”

„Pisarz uważał, że po roku 1945 – ujawnieniu ludobójstwa popełnionego przez hitlerowców nie towarzyszyło ujawnianie zbrodni, popełnianych przez bolszewików, a wiedza o nazistowskich obozach koncentracyjnych nie była konfrontowana z wiedzą o – istniejących wszak i po 1945 r.! – sowieckich łagrach. Dokładnie taką samą myśl wyraził później Aleksander Sołżenicyn w „Archipelagu Gułag”. (…).

Dziś sprawy, o których pisał Mackiewicz i które jeszcze niedawno budziły tak wiele namiętności, stały się, na szczęście, przeszłością. Twórczość Mackiewicza pozostała natomiast świadectwem tragicznych wydarzeń historycznych i dramatycznych wyborów, przed którymi stanęły w XX wieku narody Europy Środkowo-Wschodniej. (…)”.

„Mackiewicz nie mógł się pogodzić ani z nacjonalizmem polskim, ani litewskim. Mimo swych sympatii do Litwy nie chciał pogodzić się z Litwinami, którzy za polityczny ideał Litwy uważali państwo jednonarodowe, jednowyznaniowe i jednojęzyczne. Dla Mackiewicza wyjątkowość Litwy polegała na jej wielojęzyczności, wieloreligijności i wielonarodowej strukturze społecznej. Był patriotą tego kraju, a jego formuła patriotyzmu – jak wiele innych idei – brzmi zaskakująco nowocześnie: „Mówił mi jeden mądry człowiek (…), że są trzy rodzaje patriotyzmu. Patriotyzm narodowy, patriotyzm doktryny i patriotyzm pejzażu.

Narodowy zajmuje się tylko ludźmi, zamieszkującymi dany pejzaż. Doktrynalny – ani ludźmi, ani pejzażem, tylko zaszczepieniem doktryny. Dopiero patriotyzm pejzażu (…) obejmuje całość, bo i powietrze, i lasy, i pola, i błota, i człowieka, jako część składową pejzażu. Narodowi patrioci na przykład, dla nich największe szczęście ludzkości, żeby jak najwięcej ludzi mówiło koniecznie tym samym językiem, ale, Boże broń, nie innym. Albo: gdzie na rynku stał kościół, postawię cerkiew. Albo: gdzie stała cerkiew, postawię przekoniecznie kościół. (A dla mnie) – mówił – czy włoski barok, czy bizantyjska kopuła, i minaret, i synagoga tak samo należą do pejzażu jak jezioro, czy rzeka, czy rynek, przy którym stoją. (…).”

„Kilka lat po wojnie Mackiewicz jako pierwszy z Polaków miał odwagę napisać: „Podczas okupacji niemieckiej działy się straszne rzeczy. Mieliśmy do czynienia z olbrzymią, zorganizowaną machiną terroru i okrucieństwa, która jeżeli chodzi o Żydów, nie miała precedensu może nawet w historii. (…). Natomiast – co wiemy o odwecie we wschodnich Niemczech? (…). A działy się rzeczy dokonane nie przez zorganizowaną, bezduszną machinę, a, niestety, rękami indywidualnego rozbestwienia”. Miał też odwagę pisać – wielokrotnie – że obciążanie zbiorową odpowiedzialnością wszystkich Niemców za hitleryzm jest takim samym absurdem, jak obwinianie wszystkich Rosjan za zbrodnie rewolucji bolszewickiej, systemu komunistycznego czy zbrodnie w Katyniu i w łagrach. Ta odwaga Mackiewicza była niepospolita w latach 50., gdy jeszcze nie było „Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich” (1965), a świadomość konieczności pojednania Niemców i Polaków zależała od wyobraźni i odwagi sądu w najtrudniejszych sprawach publicznych.

W konfliktach między narodami Józef Mackiewicz żadnej stronie nie przyznawał apriorycznej racji. (…)”.

„(…) Szukał prawdy i mówił ją w oczy każdemu: Niemcom, Polakom, Rosjanom, Litwinom, Ukraińcom, Żydom. Kiedy słyszał o „żydokomunie”, przypominał, że w grobach katyńskich leży wielu Żydów i że uciekające ze Lwowa NKWD mordowało w więzieniu na Zamarstynowie zarówno Polaków, jak i Żydów (…)”.

„(…) Nacjonalizm – twierdził Mackiewicz – dzieli narody, hamuje możliwości ich porozumienia się czy zjednoczenia. Nacjonalizm był według niego główną przeszkodą w walce z komunizmem.

Rosja – zdaniem Mackiewicza – na początku XX w., po 1905 r. stawała się państwem liberalnym,  choć nie była państwem demokratycznym. Dzieliła się od wewnątrz nie na narody, lecz na warstwy społeczne. Była imperium, jednak imperium nie-totalitarnym. Tymczasem w momencie wybuchu rewolucji bolszewickiej elita polityczna Polski (m.in. Piłsudski)  potraktowała bolszewików i „białych” równorzędnie – wykazując albo brak zainteresowania dla zwycięstwa jednej ze stron (gdyż w obu widziano ten sam wielkorosyjski imperializm), albo de facto sprzyjając bolszewikom. (Piłsudski odmówił wsparcia dla wojsk kontrrewolucji). Mackiewicz poświęcił temu zagadnieniu powieść „Lewa wolna” (1965). (…)”.

„(…). Błędem zachodnich sowietologów, a także wielu Polaków, było utożsamienie Rosji i ZSRR, rosyjskości i komunizmu, podczas gdy – zdaniem Mackiewicza – należało raczej podkreślać różnicę między narodem rosyjskim, Rosją a państwem komunistycznym. (…)”.

„(…) Myślenie Mackiewicza nie było związane z żadną doktryną. (…)”.

„(…) Dlatego jest nieporozumieniem wpisywanie myśli Mackiewicza w terminy współczesnego życia politycznego, a szczególnym nonsensem jest czynienie z pisarza patrona polskiej prawicy. Ci, którzy tak robią, zdają się zapominać, że Mackiewicz uważał nacjonalizm endecki za jedno z głównych nieszczęść historii Polski, a stosunek pisarza do polityki Watykanu czy mniejszości narodowych zbliżał go zdecydowanie do postawy liberalnej – w najbardziej potocznym znaczeniu tego słowa. Dewizą pisarza była po prosu maksyma: „Żyj i daj żyć” (innym).

Myśl Mackiewicza rozwijała się poza układami, pojęciami czy językami, tworzącymi historię PRL. Pisarz był człowiekiem z „zewnątrz” i tę zewnętrzność (terytorialną, światopoglądową, polityczną) konsekwentnie pielęgnował. Płacił za to cenę życia w nędzy i równoczesnych ataków zarówno ze strony politycznych kręgów emigracji, jak i komunistów w Polsce. (…)”.

„(…) W najgłębszym nurcie swej krytyki Mackiewicz był krytykiem dominacji polityki w wieku XX. (…)”.

„(…) Dziś w Polsce, gdzie bożkiem wciąż jest polityka, a jej bałwanom oddaje się hołdy, pozostaje nadal pisarzem niewygodnym (…)”.

 

Niestety, a wielka szkoda!

 

Cytaty, zamieszczone w drugiej części tekstu, pochodzą z artykułu Włodzimierza Boleckiego: „Pisarz niewygodny” z nowojorskiego „Nowego Dziennika” (26.IV.2002)

 

Henryk Sporoń,

Schweinfurt

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*