Jan Szyrocki

Człowiek, który dzięki swojej pasji do muzyki i śpiewu potrafił przenieść kawał Śląska i kultury tego regionu w najdalszy zakątek naszego kraju, a niedługo potem dzięki  niemu i członkom jego chóru, piękno polskiej i śląskiej kultury mieli okazję poznawać mieszkańcy wielu kontynentów.

(…) Śpiew jest odpoczynkiem dla duszy

i początkiem pokoju.

Uspokaja tumult i wzburzenie myśli,

uśmierza gniew.

Przygotowuje ludzi do miłości, łączy odstępców, godzi wrogów (…).

(św. Bazyli)

 

O ludziach wielkich, znanych i docenianych za ich twórczość i dorobek napisano już na kartach kronik i wszelkiego rodzaju annałów wszystko, po cóż więc mielibyśmy ciągle powtarzać to, co dawno już zostało napisane?

Jan Szyrocki należał do grupy ludzi, których powinno się stawiać za przykład umiejętnego łączenia kultur i wiedzy. Był jednym z tych, którzy swoją pasją do śpiewu i muzyki zarażali wszystkich wokół, a nadszedł czas, że dzięki niemu nasze śląskie tradycje – także te związane ze śpiewem chóralnym – potrafił przekazać daleko poza regionem i miejscem swojego urodzenia.

Warto więc szczególnie w tak trudnych dla kultury czasach przypominać o życiorysach i dorobku ludzi, co na przestrzeni wielu lat kształtowali w nas poczucie i zrozumienie  wyższych wartości.

Jan Szyrocki urodził się 29. grudnia 1931 roku w Łaziskach Rybnickich* na Górnym Śląsku. Niewiele wiemy o latach dzieciństwa mistrza Szyrockiego – wiadomo, że wybranym przez niego kierunkiem studiów okazał się Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Szczecińskiej. Jeszcze jako student – a był to rok 1952 – założył Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej.

Należał do grona nielicznych, potrafiących studia w kierunku technicznym łączyć ze swoją pasją, nie mającą z techniką czy inżynierią niczego wspólnego. Jeszcze będąc na Śląsku Szyrocki rozpoczął zgłębiać swoją wiedzę w dziedzinie muzyki. Mmiał szczęście, bowiem urodził się niedaleko Rybnika – miasta nazywanego często muzycznym miastem – a także „Mekką ludzi kultury w sercu zadymionego Górnego Śląska”. Pierwsze kroki swojej muzycznej drogi rozpoczął w miejscowej Szkole Muzycznej, nie poprzestał jednak na tym i dalej szkolił się w Państwowej Średniej Szkole Muzycznej w Szczecinie, dziś nosi ona nazwę Zespołu Szkół Muzycznych im. Feliksa Nowowiejskiego, tam kształcił się w klasie fortepianu i śpiewu solowego.

W roku 1959 stał się absolwentem tejże szkoły, upłynęło 7 lat, w roku 1968 otrzymał trzymiesięczne stypendium w Królewskim Konserwatorium Muzycznym w Hadze – świadczyć to może dobitnie o klasie, jaką Szyrocki w tym czasie prezentował.

Po krótkim pobycie w Holandii, artysta wrócił i kontynuował studia muzyczne na Wydziale Teorii, Dyrygentury i Kompozycji w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Poznaniu, pod kierunkiem znanego w świecie muzyki prof. Stefana Stuligrosza. W tym czasie otrzymał kolejne stypendium, tym razem Ministra Kultury i Sztuki.

W latach siedemdziesiątych (1974 – 1975) przebywał we Wiedniu, tam studiował dyrygenturę, w tym samym roku otrzymał na poznańskiej uczelni dyplom z wyróżnieniem. Był to czas, kiedy decydowały się jego losy jako inżyniera – czy muzyka. Rok 1978 to chwila, kiedy Szyrocki zdecydował oddać się całkowicie muzyce. Od tej pory Ślązak z Łazisk rozpoczął działalność muzyczną na „serio”, która już niebawem miała zapisać się złotymi zgłoskami na kartach historii polskiej a także światowej  kultury.

Wspominając czas wielkich sukcesów muzycznych Szyrockiego, należy wrócić pamięcią do listopada 1952 roku. Wtedy to, jeszcze jako student, założył Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej w skrócie CHAPS. Chór ten zaliczany był w owym czasie do najlepszych zespołów akademickich tego typu na świecie. Przez 50 lat Szyrocki otwierał karty partytury i trzymał batutę, stojąc na przeciwko chórzystów tego zespołu. Ze swoimi muzykami podróżował i odwiedził 30 krajów na niemal wszystkich kontynentach.

Dając około 100 koncertów rocznie, niebawem stali się szanowanymi i docenianymi przez najbardziej wybrednych koneserów śpiewu i muzyki, nie przesadzając – dyrygenta Szyrockiego oraz jego podopiecznych nazwać można chlubą i dumą naszego narodu.

Podobnie jak „Poznańskie Słowiki”, Zespół „Śląsk” czy „Mazowsze” –  także i chór Szyrockiego bez wątpienia zaliczyć można do szacownego grona ambasadorów polskiej kultury.

Szyrocki poza pracą jako dyrektor artystyczny i dyrygent, współpracował także z rozgłośniami radiowymi, między innymi w Szczecinie, ale także  PRiTV w Warszawie. Ze swoim chórem nagrał wiele płyt. Dobrze układała się współpraca z Filharmonią Szczecińską. W swojej karierze dyrygował wielu zespołami, orkiestrami i chórami –  zarówno w kraju jak i na świecie.

Oddany całkowicie muzyce stał się jednym ze współzałożycieli Szczecińskiego Chóru Chłopięcego „Słowiki”. Przez cztery lata (1960 – 1974) pełnił funkcję dyrygenta i kierownika artystycznego tego zespołu. Zespól „Berżeretki” to kolejne dziecko, jakie narodziło się z jego muzycznej miłości w roku 1962, a którym to zespołem kierował do roku 1972.

Nie sposób jest oddać całokształt pracy tego człowieka, wspomnieć jednak należy o dwóch jeszcze szczególnej wagi okresach w jego życiu. Nie wolno zapominać o ogromnym wkładzie, jaki włożył w powołanie do życia  Międzynarodowego Festiwalu Pieśni Chóralnej w Międzyzdrojach, którego był współzałożycielem, a także członkiem Komitetu Organizacyjnego i Rady Artystycznej – pełniąc przy tym obowiązki dyrektora artystycznego tego wielkiego muzycznego wydarzenia.

Podkreślanie pochodzenia Jana Szyrockiego jako Ślązaka nie jest pozbawione sensu, na Śląsku bowiem muzyka – a przede wszystkim śpiew chóralny – od zawsze miał swoje szczególne miejsce i bez wątpienia był i stanowi do dziś jeden z filarów śląskiej kultury. (Historii życia a także dorobku muzyka nie uważamy za sprawę zamkniętą, już niebawem postaramy się  podać więcej danych z lat dzieciństwa i młodości Jana Szyrockiego. W tym celu szukać będziemy dalszych kontaktów z rodziną i bliskimi tego nietuzinkowego człowieka, który przez całe swoje życie podkreślał swoje górnośląskie pochodzenie. Wiadomo już, że z Chórem Akademickim Politechniki Szczecińskiej, znanym i cenionym na całym świecie koncertował wielokrotnie w drewnianym kościółku swojej rodzinnej miejscowości).

Muzyka stała się czymś, co można nazwać symbolem śląskości. Paradoksalnie – trudny okres pruskich zaborów był okresem wręcz żywiołowego powstawania Towarzystw Śpiewaczych i można powiedzieć, że okres ten zapisał się w kulturze Górnego Śląska bodaj najpiękniej.

Nie było onegdaj domu, rodziny, gdzie  co najmniej jedna z osób nie potrafiłaby zagrać na instrumencie. W okresie międzywojennym bardzo popularne były zespoły mandolinistów. Niemalże w każdym śląskim domu można było spotkać akordeon, skrzypce, nierzadko nawet kontrabas. Tworzono kiedyś zespoły, składające się z członków rodzin. Grali wszyscy: od staroszka, starki po dziecka, co to dopiero odeszły od matczynej piersi. Kto wie, może nie będzie wielką przesadą powiedzenie, że zamiłowanie do muzyki wyssaliśmy z mlekiem matki. (Cdn.)

Tadeusz Puchałka

FOTO J. ZUBEK

oraz zbiory prywatne J. B.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*