Globaliści dziś robią nam „stan wojenny”, jutro przemodelują wszystko! (4)

„Marionetki” wydają się być suwerenne (patrz: polskie veto wobec unijnych zakusów niemieckiego imperializmu), lecz to w konsekwencji fikcja i koniec końców racja zawsze staje po stronie ich właścicieli – lalkarzy, rzemieślników dzisiejszego ładu. Globalna masa ludzka poddała się transformacji w jedną strukturę sieciową, zbudowaną na obraz i podobieństwo linii automatycznych, gdzie każdy węzeł posiada funkcjonalne znaczenie, wyrazistość i jest przystosowany do realizacji ściśle określonych zadań. Ten ogrom zupełnie sobie różnych zjawisk w zderzeniu z absolutem potężnego „mózgu” serwera jest formą „kontrolowanego chaosu”. I dlatego opuszczenie takiej struktury – dla jednostki sieciowej odpowiada w pełni trwałej utracie miejsca w układzie społecznym, to znaczy „wyzwoleniu donikąd” upadku w nicość, obróceniu się w pył obojętności.

Jednocześnie sieć zbudowana jest jako hierarchia rang i stopni, przypisanych do „węzłów” i „obiektów” – tam dopiero nabieramy znaczenia, nasza pozycja zależy od ilości pracy, którą włożymy w budowanie nierzeczywistego obrazu nas samych… obrazu fikcji. Za to nam płacą, nigdy za prawdę! Jednostka, rodzina, naród, państwo, kultura narodowa! Wśród wielu dziedzin, dotkniętych wpływem globalizmu znajdują się kultury narodowe.

Kultura narodowa jest raczej kulturą elitarną, choćby z tego tytułu, że wymaga zdobycia odpowiedniego poziomu kultury i to w wielu różnych dziedzinach, aby można było z nią obcować i nią żyć. Stąd też stosunkowo niewielki procent narodu zdaje sobie w pełni sprawę z tego, co naród jako całość traci. Społeczeństwo, mające oparcie w tradycji jest mocne wewnętrznie, kultura narodowa czyni je bardziej zwartym, silnym, a więc i odpornym na zakusy obcych. Parafrazując znaną klasyczną sentencję możemy powiedzieć, iż miastem bez murów jest społeczeństwo bez własnej kultury. Globaliści o tym wiedzą i wiedzą, że aby ubrać wszystkich w jeden mundurek, trzeba pozbyć się kultury narodowej i kultury w ogóle… W wymiarze politycznym skruszenie murów kultury narodowej otwiera swobodną drogę do realizowania wizji nowego społeczeństwa, które już nie będzie narodem, a kto wie, czy będą to jeszcze ludzie.

Ponieważ przekaz kultury narodowej przez wieki opierał się na tradycji, obejmującej krąg domu, szkoły, państwa i Kościoła, więc niszczenie kultur narodowych musi polegać na opanowywaniu tych właśnie newralgicznych instytucji. Polskie programy szkolne opracowywane są dziś i finansowane przez zachodnich „specjalistów” i zachodnie instytucje, takie jak OECD czy Unia Europejska. Młodzież angielska nie czyta Szekspira, młodzież grecka nie czyta Platona, młodzież polska… ogląda Trylogię i Pana Tadeusza w telewizji; w tekście, którego nawet poprawnie i pięknie nie przeczyta, połowy słów już nie rozumie. Państwo niby narodowo homogeniczne, jakim jest dzisiejsza Polska, przestaje być zainteresowane podtrzymaniem wielowiekowego dziedzictwa narodowego. W grę wchodzi brak równomiernego rozlokowania placówek kulturalnych na terenie całego kraju, tak aby mogły być żywym odniesieniem całości narodu i państwa dla dzieci, młodzieży i tych, którzy z kulturą polską chcą obcować. Jakże nieliczne i jak rzadko rozsiane są muzea, teatry, sale koncertowe, biblioteki. Globaliści z Banku Światowego nakazali Polsce już w ’89 roku likwidację 30 tysięcy placówek kulturalnych, w tym głównie bibliotek. Dziś miasto Łódź, niczym wielka fabryka, rodzi projekt konsolidacji miejskich domów kultury. Połączenie nie oznacza likwidacji jakiejkolwiek z placówek, jak zapewniają urzędnicy, lecz odgórne planowanie może do tego doprowadzić, stosując zasadę mniejszej bądź większej rentowności. Dyrektorzy i główne księgowe domów kultury opracowali szczegółową listę zagrożeń, wynikających z łączenia instytucji. Zwraca się w niej uwagę m.in. na niemożność przygotowania sprawozdań finansowych i inwentaryzacji środków trwałych placówek w obligatoryjnych terminach. „Centralizacja domów kultury nie zwiększy skuteczności pozyskiwania środków zewnętrznych. Jedna instytucja może złożyć do danego programu zazwyczaj jeden lub dwa wnioski. Automatycznie ograniczona zostanie liczba składanych wniosków aplikacyjnych, które złożymy jako jedna instytucja kultury. Dotychczas każdy dom kultury składał średnio 5-8 wniosków, czyli w sumie prawie 40, w skali roku. Nowa instytucja będzie mogła złożyć ich znacznie mniej, przez co szanse na pozyskanie dofinansowań zmaleją”.

Mówiąc prościej miastu się to opłaca, bo po co inwestować w kulturę, coś co nie jest mierzalne… Jacques Attali, pochodzący z rodziny sefardyjskich Żydów francuski ekonomista i wykładowca akademicki, doradca prezydenta Francji, François Mitteranda, filozof, szef Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju – z którego odszedł po skandalu i defraudacji ogromnych sum (m.in. ponad 100 mln dolarów na wyposażenie londyńskiej siedziby banku, a nie do krajów Europy Wschodniej) pisze książkę Na progu nowego tysiąclecia (inny tytuł Millenium), gdzie wystarczająco szczegółowo i wiarygodnie snuje wizje dnia dzisiejszego.

Dla Attali ziemski glob należy się tylko zwycięzcom, czyli klasie posiadaczy. „Nomadzi” – koczownicy, jednostki ponadnarodowe, nie posiadające własnego kraju i nie znające granic, wzięli w swoje ręce narzędzie w postaci „globalnej, elektronicznej sieci informacji i handlu”. „Nomadzi” wyższego statusu, to znaczy uprzywilejowani i majętni, jako jedyni obracają gotówką i zdołają dysponować środkami, żeby zostać właścicielami nieruchomości w dużych miastach – oazach. Mają nieograniczone możliwości i są szczególnie chronieni. „Nomadzi średniego poziomu” mieszkają w oazie, ale ich locum to hotelowe baraki w pobliżu węzłów transportowych. Najniżej upadła klasa niedotykalnych nekrokratów, którzy noszą na sobie filtr separator, których sieć nie potrzebuje, a jedyne, o co mogą poprosić „nomadów”, to wybór rodzaju śmierci. Od narkotyków, poprzez bezowocne ataki terrorystyczne na niezwyciężoną obronę sieciowej cytadeli, sprzedając siebie na biologiczne części zapasowe albo po prostu z głodu i chorób.

Brazylia z jej elitarnymi, zamkniętymi osiedlami dla wybitnych jednostek, obrosła nowotworowymi osiedlami nędzy z wysokimi ogrodzeniami, rozdzielającymi dwa światy, z ostrym reżimem kontroli i ochroną, gotową strzelać bez ostrzeżenia. Cóż, można „nomadów” zrozumieć. Mają przed kim się odgradzać i bronić się. Gdzie ma się podziać nadmiar obecnej rdzennej ludności? A jaki będzie jej los wśród tych, którzy dożyją do 2021 roku?

Warszawa, Berlin czy Praha… Demonstracje są podobnie, demokratycznie przecież, pacyfikowane. Tu akurat Praha, październik 2020…

Odpowiedź jest prosta. Przyjmuje się, że przytłaczającą większość będą w przyszłości stanowić imigranci, ci sami „nomadzi niższego i średniego poziomu”, którym będzie wolno znaleźć sobie pracę w oazach. Pozostałym, pozostawionym samym sobie, z braku chociażby podstawowych warunków życiowych, włącznie z otaczającym środowiskiem, wyżywieniem, ochroną zdrowia, edukacją, bezkarnością nasyłanych przez nomadów reketierów i łowców głów, a także miejscowych bandytów, przygotuje się skrycie wymarcie i pozbycie się ich tym samym z zajmowanych przez nich terenów.

„Maszynka do mielenia mięsa” jeszcze nie pracuje pełną swoją mocą. 20. marca 1969 r. dr Richard Day przedstawia na posiedzeniu Towarzystwa Pediatrycznego w Pittsburghu koncepcję „działań, jakie nabiorą rozmachu w XXI wieku”. Mężczyzna jest dyrektorem sponsorowanej przez Rockefellera organizacji Planned Parenthood Federation, więc jego słowa nie są rzucanymi na wiatr. Dr Day opisuje w nim „nowy system świata”, jaki już został wdrożony, przez bajecznie bogatych, a celem którego będzie za wiele lat stałe przekształcanie świata w nową formę. Globalna tyrania, New World Order, zawierać ma świeckie i duchowe składniki jednego Rządu Światowego i jednej Religii Świata: przyszłą rzeczywistość, jaką ci, którzy rozumieją te sprawy, nazywają totalitarnym imperium światowym Lucyfera. (Cdn.)

Roman Boryczko,

grudzień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*