Higiena karnawału

Higiena.... 1Zjawisko karnawału, ta archaiczna, głęboka i niezbywalna potrzeba człowieka kontaktu z „dionizyjską”, rozpasaną nierzeczywistością i uwalnianiem skrajnych, gwałtownych uczuć, powinna się realizować w formie zachowań tradycyjnie zrytualizowanych i utrzymanych w ryzach przez konwencje kultury. Jest to element psychicznej higieny, sterowanej przez rozum społeczny. I tenże rozum podpowie każdemu, że warto przeżywać okresowo momenty nasycenia świadomości pierwotną ekstazą mistyczną, archetypicznym paroksyzmem święta początku, lecz stronić należy – jak od jadowitej toksyny – od wszelkich psychoz ideologicznych, etnicznych zacietrzewień i budowania chorej solidarności grupowej poprzez sterowaną nienawiść do rzekomych wrogów. Warto także wiedzieć, iż zbyt częste doświadczanie uczuć ekstatycznych i postrzeganie zniesionego porządku świata, banalizuje sakralny wymiar owego wydarzenia, stając się nudną, wyzutą z mocy i blasku, autodestruktywną ścieżką „wiecznych chłopców”, takich klubofilów, kibiców, ulicznych ścigaczy, ryzykantów ekstremalnych, narkomanów i alkoholików (ocena natężenia pasji, nie jakości kreacji). Bo każde zjawisko, jak ów kij przysłowiowy, ma dwa końce swego wymiaru – stąd warto wybrać ten jasny i fascynujący, nie zaś mroczny i niszczycielski. Taka postawa nazywa się potocznie życiową mądrością. Ale nie mądrość patronuje zazwyczaj naszemu życiu, ale jej karykatura

Wedle znawców tematu, karnawał był onegdaj w swej funkcji społecznej kontynuacją pierwotnego święta. Dziś nie ma już wyraźnych ekwiwalentów obrzędowych owego podniosłego i dramatycznego wydarzenia, zaś wakacje, urlopy, biesiady alkoholowe czy bale kostiumowe, to tylko akty unormowanych społecznie zachowań o charakterze wypoczynku i odprężenia, a więc zgoła odmienne w swej istocie od funkcji zasadniczej karnawału. A była nią jawna idea transgresji, przekraczania społecznych norm, „odwracania porządku świata”, wielkie, pospólne katharsis duchowe, teatralna w swej formie zmowa przeciw nudzie i niekompletności sylwetki człowieka w „gorsecie” społecznego ładu i publicznego porządku. Ale dziś człowiek nie inicjuje się w dojrzałość poprzez ryt mityczny – lecz regeneruje siły, aby wypełniać funkcje przydatnego zawodowo „wołu roboczego” i społecznie obliczalnej, potulnej własności państwa. Jego uprzedmiotowienie i „wypatroszenie” z metafizycznego wymiaru i sakralnej mocy osiągnęło aktualnie rozmiary apokaliptycznej tragedii. „Mała apokalipsa” ma miejsce w każdym z pojedynczych umysłów, który daje dopust na to, aby zamienić się w płaski, państwowotwórczy automat. Zapomnieliśmy zbiorowo, jak bywało dawniej, czym jest pełne człowieczeństwo, czym jest postulat „społecznej higieny”… A efekt? Potworna panorama XX-wiecznych totalitaryzmów i współczesnego oblicza wojny z terroryzmem, które to są „niehigienicznym” wyładowaniem „ciemnych mocy” zbiorowej psyche, tak…

Pieter Bruegel Walka postu z karnawałem

Warto też się zastanowić, czy karnawałowe zabawy dawnych wieków były satyryczną krytyką napuszonych i obłudnych obyczajów mieszczańskich oraz despocji możnych tego świata, czy może kwestionowały ogólne zasady ludzkiego porządku i hierarchii wartości? Odpowiedź jest prosta: człowiekowi potrzebne są okresowo „trzy kroki w szaleństwo”, aby racjonalny, a więc psychicznie niepełny porządek codzienności był dlań strawny. Człowiek z natury lubi przekraczać normy i zrywać gorsety obyczajów, aby odetchnąć głębiej w krainie wyobraźni i oderwać się od szarej rzeczywistości. Echa tej potrzeby pobrzmiewają we współczesnym świecie jako wielkie spektakle karnawałowe, odbywające się we włoskiej Wenecji, Holandii, Niemczech, Hiszpanii i brazylijskim Rio de Janeiro, lecz są to w istocie wielkie komercyjne shows, ściągające rzesze turystów, a nie lokalne święta, rozładowujące napięcia i niespełnienia ludzkiej zbiorowości. Zaś kultywowane w różnych miejscach Europy festyny karnawałowe też nie mają wiele wspólnego z funkcją pierwotną karnawału.

Czasy się zmieniają – a wraz z nimi obyczaje. Żyjąc w racjonalnym, naukowo uporządkowanym świecie, w administracyjnym kojcu państwa i produktywności, nie przeżywamy odnawiających, dawnych wzorów kultury i nie ulegamy zbiorowym, twórczym szaleństwom. Po prostu dobrze się bawimy. No, może nie wszyscy. Ci mądrzejsi, zbratani i otwarci psychicznie na współbiesiadników, przeżywają swe prywatne rytuały „oczyszczających Dionizji”. Lecz jakże często owa zabawa jest żałosną karykaturą pierwotnej funkcji święta. Fundamentalną potrzebą zdrowia psychicznego poszczególnego człowieka i całej społeczności ludzkiej jest różnorodność i rytm przemiany stanów psychicznych, oscylujący od banału profanum do ekstazy doświadczania sacrum. Człowiek pozbawiony możliwości przeżywania pełnego spektrum doświadczeń psychicznych, staje się pustym, apatycznym, zdalnie sterowanym fantomem. Odcięcie od korzeni, życiodajnych pasji i symboli – owocuje duchową pustką. A właśnie ta przypadłość, chroniczna wewnętrzna jałowość, jest znakiem czasu człowieka epoki pozornie radosnej konsumpcji i powszechnej neurozy…

Higiena... 2

Współczesne formy świętowania, społecznie dopuszczalne akty regeneracji sił pracowników i wyładowań napięć agresywnych frustratów, owe mecze piłkarskie, parady, festyny, skoki na bungee, „ustawki” kiboli, koncerty i dyskoteki – wszystkie one nie mają niczego wspólnego z sakralnym rytem świątecznego rozpasania. Stanowią jedynie karykaturalne, zdegradowane formy rytuałów, które nigdy nie będą w stanie zaspokoić głębokich, archetypicznych potrzeb ludzkich. Są wyłącznie prymitywnym, jałowym oszustwem, nie potrafiącym zagłuszyć poczucia bezwartościowości i bezsensu ludzkiej egzystencji w objęciach państwa, doktryny i zawodowej cząstkowości życia. A że człowiek tęskni do świątecznego, mitycznego szaleństwa – świadczą nieporadne próby odzyskania „raju utraconego”. Kiedyś kontestacja „dzieci-kwiatów”, dziś konwulsyjne podrygi „techno-opery” są dowodem, że współczesny mieszkaniec „wychodka kultury masowej” po omacku poszukuje zatraconych form doświadczania ekstatycznej wzniosłości i tajemnicy życia. I niestety owe próby mają jedynie „państwowotwórczy” wymiar, gdyż tracący na jałowy rozkurz banalnej zabawy swą życiową energię i zapał, naiwny kontestator – sfrustrowany i skacowany, wykpiony i pozbawiony własnej wizji mądrej i krwistej odmiany życia – wraca skruszony do państwowej tancbudy, aby tam wykonywać posłusznie chocholi taniec.

Smutne to, ale prawdziwe.

Antoni Kozłowski

 

Leave a Reply

Your email address will not be published.

*