Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg

 

Utwory Johna Le Carré Hollywood ekranizowało już nie raz. Większości widzów wystarczy przywołanie wielokrotnie nagradzanego Wiernego ogrodnika. Tym razem Tomas Alfredson, szwedzki reżyser, autor między innymi wyśmienitego Pozwól mi wejść, wziął na warsztat pierwszą powieść Le Carré’a, której głównym bohaterem jest George Smiley – brytyjski agent do zadań wyjątkowo specjalnych. Na samym wstępie zaznaczyć trzeba, że ci, którzy nastawiają się na kino pokroju przygód panów Bonda lub Bourne’a nie mają tu czego szukać. Szpieg jest filmem opierającym się na dialogu, który wymaga od widza ogromnego skupienia.

Akcja nowego filmu Alfredsona dzieje się w czasach Zimnej Wojny, kiedy rządowe agencje największych państw świata skupione są na walce z komunistami. Głównym bohaterem jest Smiley, stary wyga i jeden z najbardziej zaufanych agentów Jej Królewskiej Mości, który otrzymuje zadanie wykrycia szpiega w szeregach MI6.

Ekranizacji Tinker, Tailor, Soldier, Spy musiał towarzyszyć ogromny nakład finansowy, gdyż obsada jaką Alfredsonowi udało się ściągnąć na plan, robi ogromne wrażenie. W głównej roli wystąpił, wydawałoby się, zapomniany już Gary Oldman, zaś na drugim planie radośnie paradują takie nazwiska jak Colin Firth, Mark Strong, John Hurt, (wschodząca gwiazda Hollywood) Tom Hardy czy Benedict „Sherlock Holmes” Cumberbatch. Najważniejszą i najlepszą kreację z całej tej plejady gwiazd stworzył jednak Oldman. Zagrał cichego i niezwykle spokojnego Smiley’a – człowieka, który mało mówi i wszystko już dawno obmyślił, a którego wyraz twarzy sprawia czasem wrażenie, jakby od początku wiedział, kto jest tytułowym szpiegiem. Widz nie ma pojęcia czy to dla niego gra Oldman czy dla współpracowników gra Smiley. Niestety długość filmu (dwie godziny) nie do końca pozwala nacieszyć się obecnością innych znanych nazwisk. Większość postaci bowiem pojawia się tylko na chwilę i czasem nie sposób nawet zapamiętać ich filmowych imion. Ciut większe role przypadły w udziale tylko Hardy’emu i Cumberbatch’owi.  Tu ujawnia się największa wada Szpiega. Film próbuje przekazać zbyt wiele informacji, co koniec końców zamiast satysfakcjonować – powoduje ogromne trudności ze zrozumieniem fabuły. Od razu uprzedzam, że zasiadając do niego należy się odpowiednio przygotować, jeśli bowiem pozwolimy sobie nawet na chwilę rozkojarzenia – może się to skończyć utratą wątków i niezrozumieniem reszty fabuły.

W 1979 roku powstał brytyjski serial na podstawie tej samej powieści. Zawierał on siedem odcinków, co koniec końców dawało na antenie około pięciu godzin. Mimo, że serialu nie dane mi było zobaczyć mam przeczucie, że właśnie tam uniknięto wszystkich wad filmu. Pięć godzin to czas, w którym spokojnie można by odpowiednio rozwinąć i pozamykać niektóre wątki, to czas, dający widzowi moment na odetchnięcie i zastanowienie się „kto właśnie z kim i dlaczego”. Kolejną wadą są też dwa zaniedbane wątki. Pierwszy dotyczy żony Smiley’a, epizodu praktycznie niezauważalnego, który rozpływa się na tle innych ważnych wydarzeń, a koniec końców okazuje się ogromnie ważny. Można by wręcz zaryzykować stwierdzenie, że podważa wiarygodność zakończenia filmu. Drugą zmarnowaną historią poboczną jest „Prideaux życie po” (zapiszę to ciut enigmatycznie żeby nie psuć nikomu zabawy), wątek, jaki mógłby być bardzo ciekawy, ale został sprowadzony do trzech scen, z których nic nie wynika, a szkoda, bo warto by go rozwinąć, a jeśli już nie było na to czasu – to spokojnie można było go całkowicie z filmu usunąć. Ogromnie interesująca historia straszliwie traci przez takie filmowe cięcie.

Na zakończenie pochwalę jeszcze pana Alfredsona. Po pierwsze Szpieg ma niesamowity klimat, który widz zawdzięcza ponurym zdjęciom i szaremu Londynowi. Na ekranie prawie cały czas jest ciemno. Niezwykle wyszła mu też realizacja kilku scen, między innym jednej z ostatnich, zamykających wątek szpiega. Drugim bardzo dużym plusem jest zręczne poczucie humoru reżysera, który powtykał w niektóre sceny małe „rozluźniacze”, takie jak pszczoła w samochodzie czy pani, czytająca gazetę na torturach. 

Szpieg miał ogromny potencjał. Przypuszczam nawet, że został on już wcześniej wykorzystany czy to przez Johna Le Carré, czy też przez twórców serialu, co nie udało się w przypadku filmu pełnometrażowego. Szpieg bardziej męczy niż wciąga, a żeby w pełni zrozumieć fabułę, trzeba obejrzeć go przynajmniej dwa razy. Świetne zdjęcia i aktorstwo nie pomagają, jeśli widz nie ma nawet czasu skupić się na kunszcie Oldmana czy Firtha, ponieważ cały czas musi śledzić nieudolne starania scenarzystów, aby w dwie godziny przemycić jak najwięcej treści.

 

Ocena: 6

 Szpieg, reż. Tomas Alfredson, obsada: Gary Oldman, Colin Firth, Tom Hardy

 

Mateusz Nieszporek

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*