Cześć i chwała Bohaterom! (2)

Dlatego zacznę od mądrości zbiorowej, czyli przysłowia: „Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą!”. Tak, wojna nie jest jedynie literacką, malowniczą wojenką, która: „cóżeś ty za pani, że za tobą idą chłopcy malowani!”. Stwierdzić trzeba jednoznacznie: romantyczna wizja wojny, wojny pięknych bohaterów i odrażających wrogów, niszczy, niestety, logikę jej zrozumienia, dostrzeżenia jej koszmaru! Na wojnie nie ma sytuacji czarno – białych, o nie! Zabijanie ludzi, nawet jak towarzyszy temu rozkaz i zdjęcie odpowiedzialności, jest mordowaniem, z premedytacją, a więc bohaterowie wojenni nie są „świętymi”, to postacie tragiczne i obciążone winą zabierania życia bliźnim. Pamiętajmy, każdy kombatant ma dylematy moralne, wielu ich nie wytrzymuje, samobójczo kończy swój prywatny koszmar. Sytuacji, kiedy zabija się w czystej akcji samoobronnej, broni niewinnych, czy zabija ludobójców jest naprawdę niewiele… Dlatego trzeba powiedzieć słów parę o kapitanie Romualdzie Rajsie, pseudonim „Bury”, dowódcy 2. szwadronu 5. Wileńskiej Brygady AK, postaci kontrowersyjnej, żołnierzu niezłomnym, dla wielu fałszerzy historii i „pożytecznych durniów” – „bandycie”. Zatem – łatwo jest bezkrytycznie gloryfikować, a także bezmyślnie oskarżać, tak! Znaleźć więc trzeba „ścieżkę środka”, czyli prawdy…

Komuniści na Podlasiu przeważnie przegrywali walkę zbrojną z 5. Wileńską Brygadą AK majora “Łupaszki”, która była świetnie wyszkolona. W odwecie za te porażki pacyfikowali ludność cywilną, bo to łatwe! To były masakry, a jedną wioskę zbombardowano z kukuruźnika, zrzucano miny moździerzowe, w innej zaś wsi użyto czołgu do rozprawy z cywilami. To kwestia niezwykle ważna dla poznania kontekstu działań „Burego”. W miejscowościach, w których „Bury” operował osobiście, oprócz Zaleszan, w których bieg wydarzeń wymknął się spod kontroli, nie padła żadna ofiara cywilna. Nie było ofiar wśród kobiet i dzieci. To znamienne fakty, to obiektywny obraz. Polskie oddziały partyzantki antykomunistycznej wiedziały z różnych źródeł o współpracownikach NKWD wśród ludności białoruskiej. O tym się zapomina, ale istniał materiał dowodowy przeciwko obywatelom Polski Ludowej, kolaborujących z sowietami. Akcje były nastawione na wyłuskiwanie i „likwidację” kolaborantów i wyglądały tak, że oddział wchodził do wioski, odnajdywał konkretne osoby i w ramach „wojennych represji” stosował karę śmierci za współpracę z wrogiem. To jest w czasie wojny „naturalne”, ale czy dobre, to odrębny, wielce poważny temat. Jako że nie można było skonfiskować mienia zdrajców – palono je w odwecie. Tak się dzieje w warunkach wojennych, w różnych miejscach i czasach, nie tylko w przypadku „Burego”…

Niestety, zgodnie z historią, w paru miejscowościach sytuacja wymknęła się, jak to się określa – spod kontroli, bowiem oprócz wskazanych konfidentów, także inni, zapewne „mający za uszami”, uciekali, lub sabotowali działania żołnierzy AK, albo tak jak w Zaniach, strzelali do oddziału „Burego”. Nawet dokumenty komunistyczne tworzone zaraz po tych dramatycznych wydarzeniach wykazują, że w miejscowościach tych znajdowano broń! Zachowała się także negatywna opinia oficera LWP, wasala NKWD, który przybył do jednej z wiosek w grupie pościgowej za „Burym”. Jego opinia o mieszkańcach, nawet w obliczu oczywistej tragedii, była ewidentnie negatywna. Zatem „Bury”, to „morderca”, czy żołnierz w sytuacji wojennej, gdzie zabijanie jest, niestety, na porządku dziennym, jest „prawem kaduka” tej koszmarnej, krwawej opery…

Często w polemice prowadzonej przez obiektywnych, jak lwy, eksperci wegetarianizmu, publicystów „Gajzety Wybiórczej”, pomija się udokumentowane fakty, że te wioski były zorganizowane militarnie. Miały oddziały straży wiejskiej, samoobrony, roiły się od konfidentów NKWD. Wymykały się spod kontroli, nawet komunistom. Dopiero kiedy organizowano ORMO, wprowadzono pewne elementy porządku prawnego, bowiem Białorusini, trzeba to powiedzieć, uznawali jedynie NKWD i oczekiwali, że będą obywatelami sowieckimi. Dlatego wojsko polskie, czy czerwone, czy antykomunistyczne, było ich wrogiem i „Bury” o tym wiedział. Był żołnierzem, a nie ministrantem, czy hodowcą rybek awaryjnych, więc myśląc logicznie, nawet moralnie potępiając wojnę, stwierdzić należy, że „Bury” był żołnierzem dobrym, nie deklarował się jako filantrop, więc jako powstaniec antykomunistyczny respektował krwawe prawo wojny. Gdzie drwa rąbią, wióry lecą, raz jeszcze powtórzmy…

No i jeszcze, co dzieje się za kulisami wielkiej, sprawnej i kompetentnej, patriotycznej i zgodnej z prawem cywilizowanego kraju, akcji ekshumacyjnej, przywracaniem tożsamości Bohaterom, prowadzonej przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka od kilku lat? Dlaczego musi rezygnować ze swej funkcji, w proteście, bo na pewno nie z powodu „że zrobił już swoje”, o nie!  Z wielkim zaangażowaniem, a najważniejsze – skutecznie przywraca on tożsamość haniebnie zamordowanym i nikczemnie pochowanym w dołach śmierci, często kloacznych, Żołnierzom Niezłomnym i ma niezwykłe osiągnięcia w swej misji, czyli wyszukiwaniu miejsc tajnych pochówków ofiar zbrodni komunistycznych w Polsce stalinowskiej oraz ich identyfikację, a wiemy, że w GUM w Gdańsku, który pobrał 2 mln. zł na prace z materiałem genetycznym, pracuje się ślamazarnie. Czy zatem w Polsce, czy jeszcze III RP, nie ma na temat przywracania godności i tożsamości Bohaterów jednomyślności? Wiadomym jest, że Polska wyrosła z tradycji PRL-PO-WSI nie jest zainteresowana ujawnianiem dowodów komunistycznych zbrodni, rzeczy haniebnych i nagłaśnianiem spraw, które powinny być wyrzutem sumienia dla „resortowych dzieci”. Argumenty, jakie padają w sprawie zaniechania poszukiwań i ekshumacji, są absurdalne, ale też „faryzejskie”, czyli odwołujące się do „wartości”, zapewne socjalistycznych, jak choćby „naruszanie spokoju zmarłych” (chodzi o późniejsze warstwy pochówków na szczątkach polskich Bohaterów), aż po „darwinowsko materialne”, czyli „że to przecież koszta, a mamy inne wydatki”, zapewne finansowanie szmatławej „Klątwy”, teatru obywatelki Jandy, czy rekonstrukcji genderowskiej tęczy, zapewne… Wniosek – komuna, choć symbolicznie upadła, wiecznie żywa jest, jak hydra stugłowa, żyje za kulisami polityki, w strukturach mafijnych, czyli tych realnych, spec służbowych, nie „trzepakowych” (tak za „Masą”), także w szantażujących teczkach, złożonych w prywatnych archiwach i „danych słowach” podczas pijatyk w Magdalence, gdzie pod batutą Kiszczaka „Bolek” z „Olkiem” zakładali syndykat dla „zarządu” masy upadłościowej po PRL, w duchu tradycji miast i WSI, tak…

I na koniec zapamiętajmy, że patriotyzm nie jest „passe”, ani „obskurancki”, czy „ciemnogrodzki”, to wymysł antypolskich mend moralnych i agentów wpływu, owych psubratów, co mieli „red ojców i red matki” wyznania niekoniecznie prawosławnego, co wierzą w jedynie słuszną tradycję PRL i teorię „wrogów klasowych” i „zbrojnych bandytów”, dziś, w III RP, architektów pauperyzacji polskiej duchowości, poczucia tożsamości i godności! Pamiętajmy zatem: nigdy nad Wisłą nie było wojny polsko-polskiej! Było powstanie Żołnierzy Niezłomnych przeciw sowieckiemu okupantowi i jego wasalom, polskojęzycznym zdrajcom! A dziś, to walka ich „resortowych dzieci”, wszelkiej maści pociotów i beneficjentów Magdalenki z polskimi patriotami, obrońcami godności i prawdy historycznej. Proste jak obsługa cepa. Kto myśli i czyni inaczej, to znaczy deklaruje się jako psubrat, jako „polskojęzyczny reprezentant obcych interesów”, więc z nim nie ma dialogu, niech szczeka do księżyca, choć lepiej – czerwonej gwiazdy, choć modniej, zgodnie z „duchem czasu” – do gwiaździstej flagi „Sojedinionnych Sztatów Jewropy”, ot co!

Patriotyzm, to znajomość istoty naszej polskiej specyfiki, narodowej siły ducha i tradycji heroizmu, romantycznego, a nie kalkulatywnego widzenia roli Polski w świecie, a wynikających, nie z iluzji, jeno z mądrej interpretacji polskiej historii i dorobku kultury! Patriotyzm, to korzeń świadomości i wiedzy, krytycznego myślenia i rozumienia istoty polskości, rozumienia, że błędy i klęski, przy rozumnym oglądzie, przemienić można w mądre doświadczenie i potencjał twórczy, to odwaga i godność stwierdzenia, że być Polakiem, to duma i wielkość, to szansa i obowiązek, wielokrotnie zaprzepaszczany, wielokrotnie dumnie wykorzystany, aktualnie zepchnięty na margines przez 28 lat III RP, strażniczki „poprawności politycznej”. Ale to nie kres i mogiła patriotyzmu, bowiem młode pokolenie, ci co mają za swych duchowych i osobowościowych patronów „Inkę”, „Łupaszkę”, „Roja”, „Zaporę”, czy Ognia” krzyczą w twarz „poprawnej hucpie” i „pożytecznym idiotom” wydalanym przez sponsora, bankstera Sorosta Analnego, na ulice miast i WSI – „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy!”. To zwycięstwo zza grobu Rotmistrza Pileckiego i Sanitariuszki „Inki”, a totalna klęska medialnego rabina III RP, pana Misznika, którego brat Stefan, stalinowski morderca, chce z dalekiej Szwecji, co azylem go obdarza, wspierać KODchody! Gdyby mumia Lenina przemówiła ludzkim głosem, usłyszelibyśmy: „Maładiec!”.

Pamiętajmy zatem, że bycie Polakiem, nie polaczkiem, cwaniaczkiem, poprawniaczkiem, dekownikiem i odcinaczem kuponów od nie swoich zasług, to wartość i nie zniszczył tego komunizm, a więc marksizm kulturowy, faktomedializm, ani genderyzm nic tu także nie wskóra! A zatem patriotyzm, to wiedza, ale rzetelna, nie ta ze „szkła kontaktowego”, to siła ducha i wiedza historyczna, to świadomość, że „Polska jest naszym zbiorowym obowiązkiem”! Przypominam wszem i wobec, bo to właśnie nasz polski obowiązek i realna zapłata wobec ofiary życia, ongiś wyklętych, a dziś Żołnierzy Niezłomnych!

                                                 *

Antoni Kozłowski

 

Ps. Polecam załączniki wizualne, sztuka bowiem czasem wzbudza emocje, a ta szlachetna, te szlachetne, a więc w drogę „po złote runo… nicości”, bowiem creatio ex nihili, to największa sztuka!

https://www.youtube.com/watch?v=VcsjIbbZcvQ

https://www.youtube.com/watch?v=ar0a_c2t0VU

https://www.youtube.com/watch?v=88rXR9fOFDE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*