CETA & TTIP – KAJDANY JAK CHLEB POWSZEDNI… (2)

1rbWprowadzenie określanego skrótem „TTIP” podobnego aktu, z USA rodem, przed kilkoma laty spotkało się z ogromnym sprzeciwem świadomych mieszkańców Unii, co z kolei sprawiło, że jak dotąd na terenie Europy nie udało się wprowadzić go w życie.

Zarówno TTIP, jak i CETA budzą ogromne emocje. W Polsce wszelka debata publiczna ta ten temat jest skrzętnie wygłuszana a wręcz ukrywana tak, by nie padały żadne niewygodne pytania. Owszem – mówi się o tym w poświęcanych tematowi programach publicystycznych, bywają audycje w radio, ale prosty Kowalski – jakich w Polsce są miliony – niczego z nich nie rozumie i często niczego o tej umowie nie słyszał. A już na pewno niczego konkretnego.

Entuzjaści pomysłu forsowanego przez Multinationals, lobbujący za tym w Parlamencie Europejskim twierdzą, że stworzenie strefy wolnego handlu między Wspólnotą a Kanadą otworzy europejskim firmom drzwi do północnoamerykańskiego rynku, wzmocni Europę i sprawi, iż zwiększy się zasobność jej mieszkańców.

Zniesienie ceł powinno stymulować gospodarkę, a kanadyjskie inwestycje na Starym Kontynencie mają stworzyć ponad 600 tysięcy nowych miejsc pracy w całej Unii Europejskiej. Oczywiście tymi miejscami pracy będą etaty korporacyjne, które zasłonią powolną agonię lokalnych małych i średnich producentów, nie mających szans z korporacyjnym, ponadnarodowym gigantem. Koniec końców nie wiadomo czy europejski rynek pracy na tym zyska, czy w dłuższej perspektywie znacząco straci. (Zlikwidowanych zostanie aż 200 tysięcy miejsc pracy, w tym wiele w Polsce! ).

Tej terapii szokowej najbardziej boją się europejscy rolnicy, którzy produkcję prowadzą według ściśle wyznaczonych norm. Zniesienie barier na produkty rolne niewiadomej jakości i niemal wszystkich barier celnych, a także otwarcie rynków, może zmieść z powierzchni ziemi rodzimy handel.

Europejscy rolnicy, działający w zdecydowanej większości na niewielkich, rodzinnych uprawach, nie będą mieli szans w starciu z wielkimi firmami z Kanady, gdzie rolnictwo oparte jest na wielkich, przypominających bardziej dobrze zorganizowane duże przedsiębiorstwa, farmach. Efekty podobnych działań można już było zaobserwować w Meksyku, po podpisaniu przez ten kraj umowy NAFTA, wprowadzającej swobodny przepływ towarów między tym krajem a USA i Kanadą.

Po podpisaniu NAFT-y [umowa handlowa między Kanadą, Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi] w Meksyku nastąpiło „równanie w dół” – wszystkie normy w zakresie bezpieczeństwa żywności, zabezpieczenia społecznego i ochrony środowiska (jakie istnieją np. w Unii Europejskiej) dostosowano do amerykańskich, dużo bardziej liberalnych – przewidujących, że truje tylko to, po czym człowiek umiera…

Trucizna wyparła w Meksyku tradycyjne rolnictwo. Meksykanie natomiast z biedy weszli w jeszcze gorszą sytuację (po ratyfikowaniu zawartych w NAFTA zapisów, pracę straciło aż 1,3 miliona (!) małych i średnich meksykańskich rolników!).

Komisja Europejska podkreśla, że CETA doprowadzi do zniesienia 99% ceł między UE a Kanadą, a także usunie wiele innych przeszkód dla przedsiębiorstw. Zlikwidowanie ceł na towary przemysłowe pozwoli zaoszczędzić europejskim eksporterom prawie 600 mln euro rocznie.

Umowa  CETA umożliwi też teoretycznie wejście na kanadyjski rynek nawet małym firmom. Optymiści widzą świat konkurencji przez pryzmat elementarnej uczciwości. Praktyka pokazuje, iż za teoriami kroczy walec, mający za zadanie zrównać z ziemią wszystko, co mu zagraża. Dla korporacji nie ma terminu „konkurencja”. Jeśli takowa gdzieś istnieje – wcześniej czy później następuje wrogie przejęcie. Korporacja to dyktatura!

2rb

Przeciwnicy planowanych przez UE zmian sugerują też, że CETA, nazywana „siostrą TTIP”, ma stanowić swoistą furtkę do wprowadzenia tej drugiej ustawy, nad którą pracę (utajnione przed opinią publiczną!) – z powodu głośnych protestów – zostały na razie zawieszone. Przyjęta CETA utoruje drogę tej o wiele groźniejszej i niechcianej w Europie.

Pytanie nasuwa się samo. Dlaczego interesy korporacji są w Europie i w Polsce najważniejsze? Nie wyciągnęliśmy jeszcze lekcji z terapii szokowej Balcerowicza, gdzie Polskę podano jak smaczny kąsek wielkiej, zachodniej finansjerze? Dziś jej interesy stawia się nawet ponad narodami i społeczeństwami! Koniec świata? Jakiegoś zapewne…

Europejscy technokraci są lobbystami nowego futurystycznego porządku. Ogromne pieniądze kruszą nawet najbardziej uczciwych spośród nich. Przed opinią publiczną ukryto ponad 500 (utajnionych!) spotkań z członkami Komisji Europejskiej. Wyjątkowo podejrzane wydają się być przede wszystkim planowane zmiany w mechanizmie ochrony inwestycji, tzw. Investor-State Dispute Settlement (w skrócie ISDS), który teraz przekształcony zostanie w System Sądu Inwestycyjnego (SSI).Unia Europejska ma też skomplikowany arbitraż prawny, jaki ma być oddany prawu korporacji.  W ten sposób zmieni się również praca arbitrów, a ich działania nie będą już tak przejrzyste. Wielkie korporacje będą mogły pozywać państwa o ogromne, wielomiliardowe odszkodowania, ilekroć tylko zmiany w systemie prawnym danego kraju będą uderzały w ich interesy! To może doprowadzić do wieloletniego blokowania zmian w legislacji i obciążać budżet, co bezpośrednio odbije się na nas, podatnikach, bowiem zostaniemy niewolnikami korporacji. Profesor Krystyna Pawłowicz z Prawa i Sprawiedliwości przekonuje, że obie umowy nie są korzystne dla Polski i podkreśla, że „rugują one demokratyczne mechanizmy na rzecz hybrydowego systemu władzy korporacji”. Na mocy forsowanych zapisów mogłoby dojść do sytuacji, w której „państwa miałyby płacić korporacjom olbrzymie kary”. Nie tylko mogłoby dojść do takiej sytuacji, ale powiem wyraźnie, że dojdzie do nich na pewno. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

październik 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*