Celuloidowe rzemiosło

 

Brad Pitt jest w tym momencie prawdopodobnie najchętniej oglądanym aktorem na świecie, mało tego, od kilku lat jego nazwisko stało się gwarancją wysokiej jakości filmu. Występami u takich reżyserów jak Terrence Mallick, Quentin Tarantino czy bracia Coen zaskarbił sobie przychylność nie tylko widzów, ale i krytyków. Jednak czy jego obecność może zachęcić Europejczyka do obejrzenia filmu o teorii sportu, całkowicie ignorowanego na naszym kontynencie?

Moneyball opowiada prawdziwą historię Billy Beane’a, świetnie zapowiadającego się baseballisty, który jednak nie sprawdził się na dużych stadionach. Obecnie Beane jest menagerem klubu Oakland Athletics i przy pomocy komputerowych analiz stara się za wszelką cenę utrzymać na powierzchni podkupywaną przez bogatsze kluby drużynę. W głównego bohatera wcielił się oczywiście Brad Pitt i trzeba mu przyznać, że zagrał tą skromną rolę rewelacyjnie, po cichu i bez niepotrzebnego szarżowania. Zasług przy konstruowaniu głównego bohatera nie można też odmówić Aaronowi Sorkinowi, autorowi scenariusza. Sorkin, ojciec zeszłorocznego sukcesu Social Network, stworzył bardzo wiarygodny portret Beane’a, człowieka z konkretnymi zamiarami, które konsekwentnie wprowadza w życie. Postać głównego bohatera jest zdecydowanie najmocniejszym elementem Moneyball. W tle przewija się też Philip Seymour Hoffman w roli trenera drużyny, ale bardziej niż rola drugoplanowa jest to występ gościnny, gdyż Hoffmana widać w trzech – może czterech scenach, dlatego od razu uprzedzam fanów tego aktora, by na zbyt dużą rolę się nie nastawiać. Mimo rewelacyjnej kreacji Pitta, najbardziej zainteresował mnie Jonah Hill i jego odbicie się od wizerunku śmiesznego grubaska z kloacznych komedii. Hill wciela się tu w młodego ekonomistę, autora programu do szacowania wartości zawodników; jest to prawdopodobnie jego pierwsza naprawdę poważna rola i w końcu można popatrzyć na niego z satysfakcją, mam nadzieję, że to nie koniec romansu Hilla z kinem „na serio”.

Moneyball ogląda się wyśmienicie. Czas upływa szybko, a film przyciąga w sposób, który nie pozwala ani na chwilę oderwać się od ekranu. Mimo wszystko wydaje się on być filmem pustym. Owszem, wynikają z niego różne szlachetne morały (walka o marzenia itp.), ale zostały tam dodane tylko i wyłączenie dla Akademii Filmowej. Moneyball jest bowiem idealnym przykładem filmu, nakręconego „pod Oscary”. Pod tym względem przypomina Blind Side z 2009 roku – oba obrazy są nieznośnie dopracowane i przesłodzone. Można by wrzucić je do jednego worka i podpisać go: „Celuloidowe rzemiosło”. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się tego po Bennecie Millerze, autorze biograficznego filmu o Trumanie Capote. Jego poprzedni obraz został nakręcony w śmiały sposób, z pazurem, stąd też moje lekkie rozczarowanie.

Czy warto poświęcić swój czas na Moneyball? Uważam, iż tak. Mimo wszystko jest to bardzo dobre kino, oparte na świetnie napisanym scenariuszu, bogatym w żywe i niegłupie dialogi. Jest to też film świetnie zagrany i wciągający, a że pusty? Polecam nastawić się na kino rozrywkowe i wyłączyć głębsze myślenie. Wtedy Moneyball da się obejrzeć bez większych zgrzytów.

 

Ocena: 6+

Moneyball, reż. Bennet Miller, obsada: Brad Pitt, Jonah Hill, Robin Wright

 

Mateusz Nieszporek

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*