Trzoda to? Nie, studenci…

 

Pisane z … autopsji

Noc z soboty na niedzielę. Pode mną mieszkają studenci, a jest karnawał. No i w zasadzie na tym można by było poprzestać. Każdy, kto mieszka w po-peerelowskim wieżowcu o cienkich ścianach, wie, co to znaczy i co taka swołocz, o przepraszam – studenci, potrafią wyczyniać. Dlatego ja również zasygnalizuję jedynie ten fakt i nie będę się wdawał w szczegółowe analizy bluzgów, jakie dochodziły do mnie „po rurach” z dołu. Nie będę opisywał młodych (i zdawałoby się ładnych dziewczyn) z dymiącymi „fajami” w gębie, bo jest to moim zdaniem jeden z najbardziej ohydnych widoków. Nie opiszę też natężenia odgłosów kopulacyjnych, dochodzących prawdopodobnie z łazienki.

Ograniczę się do kilku refleksji, jakie wysnułem gdzieś w środku nocy, kiedy to przesłuchałem już wszystkie kasety z muzyką klasyczną, bo nawet Beethoven, za którym nie przepadam, lepszy jest niż to, co wydobywa się spod podłogi. Widać takie tempora i takie mores. Powtarzałem sobie – jak mantrę – starą mądrość: „Młodość musi się wyszumieć, młodość musi się wyszumieć, młodość, k…wa, musi się wyszumieć”. Ale dlaczego do cholery moim kosztem ?!?!? – i snułem refleksje.

***

Za PRL-u krążył taki dowcip: Podczas manifestacji ZOMO-wcy łapią młodego człowieka i pytają: „Student?” (z nadzieją, że nadarza się okazja wypałowania wichrzycielskiego elementu). Jednak ze strony młodzieńca pada opryskliwa odpowiedź: „Nie, chuligan!”, „A, to przepraszamy!” – mówią grzecznie funkcjonariusze. Nie ukrywam, że dziś sam chętnie wcieliłbym się w takiego „chłopca z pałą” i dał popalić owym studentom pode mną – bynajmniej nie z powodów politycznych.

 ***

Szlag mnie trafia, kiedy ktoś w chamski sposób narusza spokój innych, ale to chyba każdego „bierze”. Ból jest większy, gdy człowiek uświadamia sobie, że przecież to jest ELITA, lub przynajmniej jej zaczątek, przyszłość narodu i państwa. I wówczas już nie żałuję tych młodych, rzekomo wykształconych, ludzi, którzy zawalają sałatę w „Reichu”, albo chmiel „na Wyspach”, czy też podcierają tyłki babkom „w Italii”. Bo wiem, że wielu z nich, to są tacy inteligenci, jak ci pode mną, którzy mają gorsze poczucie elementarnego szacunku dla innych, niż wiecznie pijani lumpowie pod sklepem w mojej rodzinnej wsi. Bo ta „elita”, kiedy zapytasz ją o IPN, robi na Ciebie oczy jak denka od szampana i pyta z dziecinną ciekawością „A ćo to?”. Naprawdę to, że nie mogę w tej chwili spać ani ja, ani rodzina z dwójką małych dzieci w mieszkaniu obok, jest niczym w porównaniu do bolesnej świadomości, że owi imprezowicze, to ci, którzy będą „pracować na moją emeryturę”, ci sami, którzy w przyszłości rządzić pewnie nami będą. A jak powiedział mądry hetman z Zamościa: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Nie daj Panie Boże.

 ***

Tolerancja. Młodym nie wolno niczego zabronić, bo to ograniczanie ich wolności. Jest się wówczas: „nietolerancyjnym, starym (nie wiem, dlaczego, skoro nie mam jeszcze trzydziestki) dziadem”, co to sam pewnie też tak imprezował – a innym nie da. Szkoda tylko, że nikt nie jest tolerancyjny względem mnie i nie uszanuje tego, że „nie daję rady” z taką ilością decybeli? Zwłaszcza, że jest już po 22:00.

Kiedyś jeden ze starszych profesorów powiedział do mnie i kolegów, młodych adeptów nauki, że współczuje nam, iż dożyjemy tych czasów, kiedy ci wszyscy, cytuję: „psychopaci”, wyjdą ze szkół i będziemy musieli z nimi żyć.

A na trzodę ową płacimy my, nie przysłowiowi, ale faktyczni podatnicy, bo wszak w większości nauka w Polsce jest bezpłatna. Kiedyś widziałem plakat, przedstawiający gazetę NIE i jej redaktora. Pod plakatem widniał napis „Sram wam w głowy za wasze pieniądze”. Można by to sparafrazować i napisać: „Wychowujecie sobie idiotów za własne pieniądze”.

 ***

Chwalić Pana nie wszyscy są tacy. Jak wielką radością napawa fakt, kiedy wśród tej swołoczy, ciemnej masy, która „jako morza brzegi” wylewa się co roku z naszych uczelni, znajdzie się jedna osoba prawdziwie inteligentna i z zasobem wiedzy, którą zdobyła i zdobywa dlatego, że chce, że ma „ciekawość świata”, a nie po to jedynie, by w dobrej firmie „trzepać kasiurę”. Osoba uczynna i chętna do działalności społecznej. Hołubi się wtedy taką osobę, niczym „perłę drogocenną”, jak skazaniec z Sołouchinowskiej powieści Zielsko, w ciemnej celi pielęgnował nasionko, z którego wyrosła żywa roślinka. Nieba chciałoby się takiej osobie przychylić i we wszystkim pomagać. I sami nie wiemy, kiedy… utrwalamy patologię, która staje się normą. Bo to wszak całe masy (uniwersyteckie) winny być światłe, bo po to się w końcu idzie na studia, a jedynie jednostki w tej masie mogą być słabo wykształcone i mało inteligentne. Przecież nie każdy musi studiować.

 ***

A pomyśleć, że mogłem w spokoju siedzieć na wsi, gdzie jedynymi nocnymi dźwiękami były pohukiwanie puszczyka, czy ryk obudzonej przezeń krowy…

 

Krzych Wojciechowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*